„Idea robienia filmów umarła” - gwiazda Altered Carbon o streamingu
Anthony Mackie najwyraźniej nie wierzy w przyszłość kina. Gwiazda 2. sezonu Altered Carbon niedawno stwierdziła, że obecnie producenci nie pracują w branży filmowej, lecz dla usług streamingowych pokroju Netfliksa.
Za nami premiera drugiego sezonu serialu Altered Carbon, który został całkiem ciepło przyjęty przez krytyków. Tym samym Anthony Mackie, odtwórca głównej roli, może myśleć już o kolejnych projektach, o czym wspominał w wywiadzie dla serwisu Daily Beast. Jednakże najciekawsza wypowiedź nie dotyczyła roli Kapitana Ameryki, produkcji The Falcon and the Winter Soldier lub przyszłości Takeshiego Covacsa. W pewnym momencie rozmowy padło pytanie o powód, dla którego Mackie zdecydował się spróbować swych sił w produkcji tworzonej na platformę strumieniowania. W odpowiedzi aktor wyraził przekonanie, że prawdziwi filmowcy nie tworzą już tradycyjnych obrazów kinowych w studiach, lecz pracują na rzecz usług streamingowych:
Szczerze mówiąc, filmowcy nie pracują już w branży filmowej. Jeśli spojrzeć na filmy, które zdążyliśmy pokochać, które uważamy za najlepsze obrazy wszech czasów, takie dzieła nie będą teraz powstawać w studiach. Będą tworzone przez usługi strumieniowania. Jeśli więc twój film nie jest wydarzeniem – jeśli nie jesteś w Avengersach lub Legionie samobójców, lub Gwiezdnych wojnach – naprawdę trudno jest zachęcić ludzi do wyjścia do kina, i to z wielu przyczyn.
Wśród owych „przyczyn” nie najmniej istotna dotyczy kwestii finansowych. Nie chodzi tu tylko o twórców, choć Mackie przyznaje, że branża filmowa korzysta z „najgorszego modelu biznesowego wszech czasów”, praktycznie uniemożliwiającego tworzenie produkcji ze średnim budżetem („albo robisz obraz za 2 miliony, albo za 100 milionów dolarów”) i choć da się na tym zarobić, to nikt w branży „nie ma pojęcia”, jak to zrobić. Również dla widzów tradycyjny seans w kinie ma być o wiele większym wydatkiem niż miesięczny abonament platform streamingowych pokroju Netfliksa:
Mam dzieci i dla mnie zabranie ich na film [do kina – przyp. autora] to [wydatek] 115 dolarów. Dlatego oglądamy filmy w domu. […] Jeśli teraz zabierasz dziewczynę do kina, to [płacisz] 20 dolarów za każdy bilet, a ona będzie chciała popcorn i nachosy, a potem dodajesz jeszcze dwa napoje gazowane i musisz zapłacić 70 dolarów. […] Tak że obecnie możesz zapłacić 7 dolarów [za abonament usługi strumieniowania] albo wybrać się na dwie randki w miesiącu i wydać 150 dolarów tylko po to, by obejrzeć film.
Aktor wspomina też o niechęci współczesnych widzów do „chowania się” w salach kinowych (młodzi ludzie, twierdzi, chcą być teraz w ruchu i oglądać filmy na smartfonie lub tablecie). Co ciekawe, Mackie miał też coś do powiedzenia na temat wielkich korporacji:
Tuż po tym, jak spółki z Fortune 500 [corocznego rankingu najbogatszych amerykańskich spółek] wykupiły studia filmowe, idea robienia filmów umarła. Tak więc jedynym miejscem, gdzie można się udać i pracować z ukochanymi przez ciebie twórcami, są usługi streamingowe.
Najwyraźniej Mackie, choć sam zaangażowany przez Disneya, nie ma pochlebnego zdania o wpływie tych gigantów na tradycyjną branżę filmową. Niemniej aktor przyznaje, że wciąż powstają dobre filmy, choć – jego zdaniem – „nie dla sal kinowych”. Być może ma trochę racji, skoro nawet Irlandczyk Martina Scorsese powstał przy wsparciu Netfliksa, a do kin trafił tylko w ograniczonym zakresie.