autor: Bartosz Świątek
Gry jak kokaina? Zaburzenia grania bliskie wpisania na oficjalną listę uzależnień
Tzw. zaburzenia grania (ang. gaming disorder) prawdopodobnie zostaną uznane za oficjalne uzależnienie. Taki zapis znalazł się w projekcie Międzynarodowej Klasyfikacji Chorób na rok 2018.
Tzw. zaburzenia grania prawdopodobnie zostaną oficjalnie wpisane na listę zachowań uzależniających przez Światową Organizację Zdrowia. Taka właśnie diagnoza znalazła się w projekcie dokumentu Międzynarodowej Klasyfikacji Chorób na rok 2018. Gry komputerowe trafią do grupy „zaburzeń spowodowanych nadużywaniem substancji lub uzależniających zachowań”, opisanej dokładniej słowami „umysłowe lub behawioralne zaburzenia, które rozwijają się w wyniku używania przede wszystkim substancji psychoaktywnych, w tym leków, ale także pewnych powtarzalnych, gratyfikujących i wzmacniających zachowań”. W uproszczeniu, przedstawione w dokumencie zaburzenie można opisać jako „upośledzenie kontroli nad graniem”. Bardziej rozbudowana definicja przedstawia się następująco:
Zaburzenia spowodowane zachowaniami uzależniającymi są rozpoznawalnymi i klinicznie znaczącymi syndromami skutkującymi udręką lub utrudnieniami w wykonywaniu osobistych funkcji, które rozwijają się jako rezultat powtarzalnych zachowań, niebędących nadużywaniem środków powodujących uzależnienie. (…) Na liście zaburzeń wynikających z uzależniających zachowań znajdują się zaburzenia hazardowe oraz zaburzenia grania, które mogą wiązać się zarówno z zachowaniami w sieci Internet, jak i poza nią – czytamy w projekcie dokumentu.
Sprawa nie jest jeszcze przesądzona – wspomniany projekt nie stanowi ostatecznej wersji dokumentu. Jest wciąż aktualizowany przez Światową Organizację Zdrowia, a warto odnotować, że nie wszyscy eksperci zgadzają się z przedstawionym w nim podejściem do zaburzeń grania.
Mam poważne wątpliwości w związku z proponowaną diagnozą. Jest wiele mitów, takich jak przekonanie, że przy graniu uwalnia się dopamina i aktywowane są podobne części mózgu jak w przypadku nadużywania substancji. Jest w tym może ziarno prawdy, ale tylko o tyle, że każda przyjemna czynność aktywuje te regiony. Granie robi to w sposób podobny do innych przyjemności, takich jak jedzenie czekolady, seks, zdobycie dobrej oceny i tym podobne – a nie heroina lub kokaina – powiedział w wypowiedzi dla serwisu Kotaku Chris Ferguson, psycholog badający efekty ciągłego grania.
Podobne wątpliwości podziela także pracujący na uniwersytecie w Oxfordzie psycholog o swojsko brzmiącym nazwisku – Andrew Przybylski.
To bardzo zły pomysł. Może doprowadzić do stygmatyzowania milionów graczy i odciągnięcia ograniczonych środków przeznaczonych na ochronę zdrowia od rdzennych problemów psychiatrycznych, takich jak depresja oraz niepokój, które mogą tkwić u podstaw także tego problemu – napisał w e-mailu do redakcji Kotaku, argumentując równocześnie, że większość badań zajmujących się zaburzeniami grania charakteryzuje się niską jakością.
Zdaniem podobnych ekspertów badacze powinni skupić swoją uwagę przede wszystkim na tendencjach do przesadzania z dowolną czynnością, a nie samym graniu, które stanowi w ich mniemaniu jedynie mechanizm radzenia sobie ze stresem i problemami.
Warto przypomnieć, że projekt podobnego dokumentu z 2013 roku zawierał diagnozę „internetowego zaburzenia grania”, która ostatecznie została z niego usunięta. Z drugiej jednak strony, w wyniku głośnej afery z lootboksami w Star Wars: Battlefront II, która zatoczyła kręgi na tyle szerokie, by nawet politycy zaczęli się na poważnie zastanawiać nad szkodliwością (niektórych) gier, atmosfera wokół całej sprawy jest obecnie znacząco inna. Uznanie grania, samego w sobie, za zachowanie potencjalnie uzależniające mogłoby przyczynić się do zaostrzenia także tego sporu.
Zapraszamy Was do polubienia profilu Newsroomu na Facebooku. Znajdziecie tam nie tylko najciekawsze wiadomości, ale i szereg miłych dodatków.