autor: Krzysztof Gonciarz
GOL na GC 2007: Koncert muzyki z gier
Gry i sztuka, sztuka i gry, sztuka gry, gry na sztuki. Słabo się te dwa światy przenikają na co dzień. Gry i muzyka? Też nie wygląda to zbyt ciekawie.
Gry i sztuka, sztuka i gry, sztuka gry, gry na sztuki. Słabo się te dwa światy przenikają na co dzień. Gry i muzyka? Też nie wygląda to zbyt ciekawie. Soundracki pełnią zwyczajowo rolę nieinwazyjnego tła, które – czy lepsze, czy gorsze – pozostaje jedynie dodatkiem. Są jednak dni, gdy świat staje na głowie i nawet największy sceptyk ma okazję uronić łzę wzruszenia, popartą wzbogacającą zadumą.
I takim dniem był 22 sierpnia, kiedy to w lipskiej filharmonii odbył się coroczny koncert muzyki z gier. Wzbogacająca to była podróż. Orkiestra, chór, przebogate aranżacje, charyzmatyczni soliści – i przeszklone oczy, pociąganie nosami, chusteczki. Nie z nadmiaru patosu, ale ze świadomości bardzo namacalnego kontaktu z wydarzeniem niezwykłym. Oto bowiem sztuka wysoka połączyła się na pewien z dziedziną tak bliską nam wszystkim. Każdy, kto w jakikolwiek sposób identyfikuje się z branżą gier – pisząc je, pisząc o nich, lub po prostu będąc ich sympatykiem – powinien czuć się tej nocy dumny.
Nie był to koncert w żaden sposób "komercyjny". Jako debiutant na tym corocznym święcie poczułem się tym nader zaskoczony. Aranżacje miały bardzo bezkompromisowy charakter: znane i lubiane motywy nie były podawane na tacy, ale przemyślnie ukrywane w skomplikowanych, muzycznych pejzażach. A przewinęła się tu przecież i bogata reprezentacja Final Fantasy, i Zelda, i Castlevania, i Starcraft, i wiele innych. Nadczłowieka by jednak trzeba, by zdołał w pełni ogarnąć i rozpoznać ich pieczołowicie przemodelowane melodie. Ale przecież nie chodzi o urządzanie tu zgadywanki ani o licytowanie się na słuch. Czy te niezwykłe chwile są zasługą twórców muzyki do gier, czy też ludzi, którzy wzięli ich dorobek na warsztat i rozwinęli do tak barokowej postaci? Bardziej wzruszająco jest wierzyć w tych pierwszych. Wierzyć, że to co każdego dnia mimowolnie puszczamy mimo uszu, zagłuszając wybuchami i odgłosami ginących trolli, potrafi wzruszać. Po dwóch, trzech utworach, ludzie na widowni przestali rozmawiać w przerwach pomiędzy muzyką. Cały ten tłum entuzjastów gier – stylistycznie i wizualnie odbiegających od operowych klimatów – siedział wgnieciony w fotel i oddawał się refleksji. Piękny moment. Cieszę się, że milcząc mogłem go współtworzyć.