autor: Marek Grochowski
GOL na GC 2007: Battlefield: Bad Company
Po wielu latach stawiania na rozgrywkę sieciową autorzy Battlefielda postanowili zmienić nieco kurs i zainteresować się traktowanym dotąd po macoszemu trybem single. Do swych eksperymentów postanowili wykorzystać dwa next-geny – X360 i PS3. Akcję przenieśli do fikcyjnej lokacji na wschodzie Europy, a całość przyprawili szczyptą wojennego humoru. Czy te zmiany sprawią, że ich dzieło przestanie być
Po wielu latach stawiania na rozgrywkę sieciową autorzy Battlefielda postanowili zmienić nieco kurs i zainteresować się traktowanym dotąd po macoszemu trybem single. Do swych eksperymentów wykorzystali dwa next-geny – X360 i PS3. Akcję przenieśli do fikcyjnej lokacji na wschodzie Europy, a całość przyprawili szczyptą wojennego humoru. Czy te zmiany sprawią, że ich dzieło przestanie być traktowane poważnie przez fanów FPS-ów? Wręcz przeciwnie.
Mimo że w grze kierujemy wyłącznie jednym żołnierzem, nie czujemy się osamotnieni, bo w odwodzie mamy jeszcze trzech oddanych kolegów. Sterowani przez konsolę kompani, wspierający nas na polu walki, tworzą iście wybuchową mieszankę. Sierżant udaje, że wie, jak poradzić sobie z powierzoną mu misją, odpowiedzialny za komunikację łącznik nosi na piersi granat z uśmiechniętą buźką, a ostatniego z naszych kumpli można określić najprościej słowem „redneck”. Dodatkowo wszyscy panowie lubią sobie od czasu do czasu poplotkować, toteż realizacja celów wyznaczonych przez dowództwo spoczywa głównie na naszych barkach.
Przekazywane nam początkowo instrukcje dotyczą wyłącznie miejsca, gdzie przyjdzie nam zrobić rozróbę. Nikt nie martwi się o to, jak tam dotrzemy – o wszystko musimy zatroszczyć się sami. Na szczęście w pobliżu zawsze znajdzie się jakiś wehikuł, który zawiezie naszą fantastyczną czwórkę wprost do siedziby oponenta, pieszcząc przy okazji uszy propagandowymi pieśniami prosto z pokładowego radia. W znalezieniu lokacji przydaje się mapka w prawym dolnym rogu ekranu, a szybszy transport do celu zapewnia interaktywne środowisko. Możemy bez problemu przedrzeć się pojazdem przez gęste zarośla – wystarczy, że pancerz wozu jest odpowiednio wytrzymały, a okoliczna flora od razu uznaje naszą wyższość. Trzeba przy tym zaznaczyć, że drzewa, trawy czy znajdująca się pod nimi gleba nie wyglądają szczególnie ponętnie, toteż chcąc oszczędzić swoje oczy, musimy czym prędzej przenieść się do jakiegoś cywilizowanego obszaru.
Jednym z takich miejsc może być np. niewielka wioska, pojawiająca się w trzeciej misji Bad Company – tej samej, którą dopiero co zaprezentował na Games Convention koncern Electronic Arts. Jako że mamy tu do czynienia z terenem jak najbardziej zabudowanym, możemy do woli, w typowo sandboksowy sposób, testować na nim działanie swojej broni (granatów, wyrzutni rakiet itp.). Ponieważ w planowanym na przyszły rok Battlefieldzie da się zniszczyć aż 90% obiektów, mamy naprawdę sporo pracy. Chcąc wejść do budynku pozbawionego otwartych na oścież drzwi, musimy utorować sobie drogę przy pomocy bazooki i samodzielnie zorganizować wejście do budowli, pozbywając się np. zasłaniającego widok murku. Akcje o charakterze destrukcyjnym wyglądają szczególnie widowiskowo, kiedy udaje nam się trafić w beczkę wypełnioną paliwem. Wówczas to dochodzi do uszkodzenia sąsiadujących z nią budowli. Nigdy nie zdarza się jednak tak, że po jednym strzale z powierzchni ziemi znika cały budynek – byłoby to cokolwiek nierealistyczne i dosyć kłopotliwe w realizacji. Dla odmiany możemy pobawić się w błyskawiczne robienie okopów granatami albo sprawdzić swoje umiejętności strzeleckie, wyżywając się na liściach drzew. Kilkusekundowa seria z CKM-u wystarcza w zupełności, aby ogołocić gałęzie z zielonych elementów.
Ciekawie prezentuje się aspekt kondycji naszego bohatera. Kiedy zostajemy poważnie ranni, ekran zaczyna się czerwienić, a my mamy możliwość poprawienia swego stanu zdrowia za pośrednictwem strzykawki z adrenaliną. Jeśli na taki manewr jest już za późno i nasz heros pada ofiarą działań wojennych, po respawnie zastaje świat takim, jaki go zostawił – ze wszystkimi uszkodzeniami otoczenia włącznie.
Grę napędza silnik Frostbite, mający z założenia wprowadzić Battlefielda na dobre w erę next-genów. Na razie najlepiej radzi on sobie z animacjami postaci i widowiskowymi eksplozjami. Gorzej idzie mu wyświetlanie obiektów pojawiających się na dalekim planie.
W prezentowanej przez EA wersji shootera szwankuje ponadto Sztuczna Inteligencja. Niewiele dobrego można powiedzieć również o płynności rozgrywki. Mimo to już teraz widać, że gra ma w sobie spory potencjał, toteż z pewnością będzie to jeden z tytułów, które umilą nam przyszłoroczne sesje z Xboxem 360 albo PS3.