Doom - będzie film czy nie będzie?
Jeszcze piętnaście lat temu wizja tworzenia filmów na podstawie fabuły gier komputerowych wydawała się absurdalna. Z rozrzewnieniem pamiętam jak polska prasa branżowa rozpisywała się na temat obrazu The Doom Generation, który poza tytułem i wylewającej się z ekranu beznadziei, ze słynnym produktem id Software miał niewiele wspólnego. Producenci filmowi zwietrzyli jednak w grach dobry interes i najpierw ostrożnie a później coraz śmielej rozpoczęli atakować graczy swoimi wizjami kultowych tytułów.
Jeszcze piętnaście lat temu wizja tworzenia filmów na podstawie fabuły gier komputerowych wydawała się absurdalna. Z rozrzewnieniem pamiętam jak polska prasa branżowa rozpisywała się na temat obrazu The Doom Generation, który poza tytułem i wylewającej się z ekranu beznadziei, ze słynnym produktem id Software miał niewiele wspólnego. Producenci filmowi zwietrzyli jednak w grach dobry interes i najpierw ostrożnie a później coraz śmielej rozpoczęli atakować graczy swoimi wizjami kultowych tytułów.
Jak się robi filmy na podstawie gier komputerowych? Zasadniczo wykorzystuje się markę tytułu. Mortal Kombat z 1995 roku, w którego produkcję wtłoczono 20 milionów dolarów, zwrócił się z nawiązką, zarabiając na samym tylko wyświetlaniu w kinach ponad 70 milionów. Oczywiście w porównaniu z innymi hitami „dużego ekranu” jest to suma symboliczna, ale liczy się fakt – fani gier czekają na filmy z ulubionymi bohaterami i z pewnością chętnie wydadzą na nie pieniądze. Dobrym przykładem jest tu Tomb Raider z Angeliną Jolie, którego produkcja kosztowała 80 milionów dolarów, z czego ponad połowa zwróciła się już po pierwszym weekendzie wyświetlania w samych tylko Stanach Zjednoczonych. Oczywiście jest też i druga strona barykady. Mimo, że Uwe Boll ze swoim The House of the Dead skompromitował się na całej linii (obraz nie zarobił tego, co na niego wydano, w dodatku piastuje „zaszczytne” miejsce w pierwszej trzydziestce najgorszych filmów według serwisu IMDb), to jednak z uporem maniaka powierza mu się kolejne projekty, takie jak Alone in the Dark, Bloodrayne czy ostatnio Far Cry.
W tym miejscu dochodzimy w końcu do Doom, który mimo niewyobrażalnie popularnej, wręcz kultowej marki nijak realizacji doczekać się nie może. Od czasów pierwszych wzmianek na temat tego projektu minęło już sporo czasu a pojawiające się sporadycznie informacje niestety nie wróżą nic dobrego. Wiadomo już, że wytwórnia Warner Bros. straciła jakiekolwiek prawa do ekranizacji gry. Niestety, koncern mając do dyspozycji aż piętnaście miesięcy nie zdołał przygotować nic, co mogłoby przekonać włodarzy id Software o sensie dalszej współpracy. Licencja wróciła więc do producentów gry, którzy rozglądając się za kolejną wytwórnią, wybrali Universal Pictures. Todd Hollenshead, który nie krył rozczarowania z powodu takiego obrotu sprawy, zapewnił jednak, że dotychczasowi ludzie związani z projektem (Lorenzo di Bonaventura oraz John Wells), nadal będą działać nad jego urzeczywistnieniem. Doprawdy dziwnym jest, że tak wielki tytuł ma tak wielkie problemy z filmową adaptacją.
Na koniec jeszcze jedna informacja odnośnie Doom, tym razem dotycząca samej gry (wrażliwych tudzież znudzonych czytelników uprasza się o przeniesienie się w inne miejsce wortalu Gry-OnLine). Amerykańska sieć sklepów WalMart utrzymuje, że trzecia odsłona programu pojawi się w ich sklepach już 20 lipca...