Deweloper obwinia piractwo za słabą sprzedaż gry Son & Bone. „Nie możemy poświęcać czasu i zasobów na coś, co będzie piracone i rozdawane za darmo”
Studio TeamKill Media najwyraźniej nie lubi PC nie tylko za wulgarne mody, ale i piractwo, rzekomo odpowiadające za słabą sprzedaż ich gier na pecetach.
Niespodziewanie zapowiedziane Son and Bone miało ucierpieć przez piratów. Tak twierdzą twórcy ze studia TeamKill Media (Quantum Error, Code Violet) po premierze swojego tytułu na komputerach osobistych i konsoli PlayStation 5 we wrześniu ubiegłego roku.
Źli piraci i nieopłacalny port PC
Zespół „zasłynął” ostatnio z tłumaczeń braku wersji PC swojego najnowszego tytułu, który ma zadebiutować w tym roku wyłącznie na PS5 z obawy o „wulgarne” modyfikacje. Jednakże najwyraźniej ma to też związek z inną kwestią, do której odnieśli się twórcy w kolejnej serii wpisów opublikowanych w serwisie X.
Deweloperzy stwierdzili, iż ich dzieło spotkał taki sam los, jak Final Fantasy VII Rebirth. Twórcy wskazują na „torrenty”, które miały pojawić się od razu po premierze Son and Bone na platformie Epic Games Store, jako główną przyczynę niskiej liczby graczy (co miało wypomnieć studiu paru użytkowników serwisu X).
Dlatego właśnie zespół nie widzi sensu w inwestowaniu sił i pieniędzy w wersję PC tylko po to, by później ktoś pobrał ich grę „za darmo”. Oraz przez wspomnianą tendencję graczy do tworzenia „pornograficznych modów”, co nie podoba się twórcom z uwagi na szacunek dla aktorów zaangażowanych w produkcję Code Violet.
Piractwo czy bugi?
Jakkolwiek można się zgodzić, że piractwo negatywnie wpływa na sprzedaż gier, to akurat w tym przypadku można mieć spore zastrzeżenia co do pretensji twórców. Dość rzucić okiem na kartę Son and Bone na Steamie i dokładnie 4 recenzje (sic!), które wystawili użytkownicy platformy firmy Valve i z których tylko jedna jest pozytywna.
Zresztą internauci szybko wskazali to i inne niedopowiedzenia w notatce społeczności, którą prędko opatrzono wpis dewelopera. Fani zauważyli, że po pierwsze: gra nie była w zasadzie promowana po niespodziewanej zapowiedzi sprzed roku, przez co większość potencjalnych nabywców nawet nie słyszała o Son and Bone. Po drugie: na premierę tytuł był mocno zabugowany, co skutecznie zniechęciło wielu nabywców.
Część internautów wskazała też z rozbawieniem, że obawy o „wulgarne mody” są bezzasadne, skoro Son and Bone oraz Kings of Lorn (wcześniejszy pecetowy debiut TeamKill Media) dorobiły się łącznie jednej modyfikacji. Co, jak na ironię, raczej nie powinno cieszyć twórców, bo przykład gier Bethesdy pokazuje, że mody napędzają sprzedaż gry lata po premierze.
Nie można też nie zauważyć, że reżyser wspomnianego przez TeamKill Media FF VII Rebirth, choć też wolałby nie widzieć pewnych modów, to ceni sobie scenę moderską. Poza tym, choć druga część remake’u kultowej „siódemki” nie zagroziła gigantom Steama, to i tak wypadła ponad trzykrotnie lepiej od pierwszej gry – pomimo podobnych problemów z piratami, co rzekomo Son and Bone. (Pomińmy też fakt, że w przypadku FF to „tylko” port na PC, wydany ponad rok po debiucie na PlayStation 5).
W efekcie większa część internautów bynajmniej nie zgadza się ze studiem TeamKill Media i uznają ten oraz poprzedni wpis studia za próbę wywołania szumu i w ten sposób „wypromowania” swojej nowej gry.