autor: Artur Falkowski
Cała prawda o pobieraniu plików z sieci w świetle polskiego prawa
Nie da się ukryć, że wymiana plików (filmów, muzyki) w sieci peer-to-peer (P2P) jest niezwykle popularną formą wykorzystywania domowych (a nawet firmowych) komputerów. Wokół zgodności tej czynności z prawem narosły różne legendy i mity. Niektórzy boją się nawet zbliżyć do torrentów, by nie zostać uznanym za złodzieja, inni ściągają co się da, twierdząc, że nie łamią prawa.
Nie da się ukryć, że wymiana plików (filmów, muzyki) w sieci peer-to-peer (P2P) jest niezwykle popularną formą wykorzystywania domowych (a nawet firmowych) komputerów. Wokół zgodności tej czynności z prawem narosły różne legendy i mity. Niektórzy boją się nawet zbliżyć do torrentów, by nie zostać uznanym za złodzieja, inni ściągają co się da, twierdząc, że nie łamią prawa. Jak jest w rzeczywistości? Dzisiejsza Gazeta Prawna opublikowała artykuł podsumowujący temat w świetle obowiązujących w Polsce przepisów.
Najprostsze tłumaczenie legalności udostępnianych plików odnosi się do osoby posiadającej do nich prawa autorskie (autor, producent, wydawca). Jeżeli taka osoba lub firma świadomie udostępni swoją własność intelektualną w Internecie albo zezwoli na to innym osobom/serwisom, w żadnym razie nie możemy mówić o łamaniu prawa.
Co jednak zrobić, kiedy sprawa z legalnością udostępnianego pliku nie jest wcale oczywista? Czy można film lub muzykę dowolnie pobierać bez zawracania sobie głowy prawami autorskimi? Wedle litery prawa można, pod warunkiem, że pobranych plików nie będziemy rozpowszechniać i zachowamy je wyłącznie na własny użytek. W takim wypadku raczej nie trzeba obawiać się nalotu policji i konfiskaty sprzętu.
Nieco bardziej skomplikowanie wygląda sytuacja w przypadku sieci P2P, w których nie tylko pobieramy, ale również wysyłamy pliki znajdujące się na twardym dysku naszych komputerów. W takim przypadku możemy zostać oskarżeni o nielegalne rozpowszechnianie.
Czy oznacza to, że osoby, które koncentrują się jedynie na ściąganiu mogą spać spokojnie? Nie do końca, ponieważ o swoje mogą upomnieć się właściciele praw autorskich. W takiej sytuacji mają prawo domagać się odszkodowania w wysokości maksimum trzykrotności kwoty, jaką mogliby uzyskać na legalnej sprzedaży danego pliku. Podstawą do obliczenia tej sumy są zazwyczaj opłaty licencyjne pobierane np. przez Związek Artystów i Kompozytorów Scenicznych (ZAiKS) i wliczane w cenę pojedynczego pliku. W przypadku mp3 mowa tu o kwocie rzędu 40 groszy.
Ogólnie mówiąc, groźba odpowiedzialności odszkodowawczej w przypadku ściągania plików na własny, domowy użytek jest tylko teoretyczna. Tego typu naruszenia praw autorskich nie są ścigane przez policję, ponieważ w świetle polskiego prawodawstwa nie kwalifikują się jako przestępstwo. „Możemy ścigać tylko osoby, które udostępniają i rozpowszechniają pliki nielegalnie ściągnięte z Internetu” – mówi komisarz Zbigniew Urbański z Komendy Głównej Policji.
Niewielkie jest też prawdopodobieństwo, że producent filmowy bądź wydawca, albo jego prawni reprezentanci, zapukają do drzwi osób ściągających pliki w domowym zaciszu.
Na koniec pozostała jeszcze kwestia tego, kiedy można spodziewać się wizyty policji. Jak już wspominaliśmy, dzieje się tak, kiedy nie tyle pobiera się pliki, co je udostępnia. Takie działanie jest w świetle prawa traktowane jako najzwyklejsza w świecie kradzież. Organy ścigania szczególnie uczulone są na udostępnianie plików o treściach zabronionych (nazistowskie, pornograficzne). Osoby przyłapane na takim procederze mogą spodziewać się wizyty Policji, zarekwirowania sprzętu, a także kary w wysokości zależnej od orzeczenia o randze przestępstwa. Najsurowiej ukarani zostają ci, którzy zarabiali pieniądze na handlu nielegalnymi plikami. Takie osoby muszą liczyć się nawet z trzema latami więzienia. Pozostałym użytkownikom rozpowszechniającym pliki bezpłatnie grozi grzywna w wysokości od 100 do 720 tys. złotych, a także ograniczenie wolności (od miesiąca do 12 miesięcy pracy społecznej). W niektórych przypadkach skazywani są na karę pozbawienia wolności do lat dwóch.
Rozpowszechnianie plików jest przestępstwem, ale w rzeczywistości rzadko ściganym. Nagłośnione przez media informacje o tym, jak to policja przeszukuje mieszkania internautów podejrzanych o nielegalne pobieranie muzyki czy filmów są grubą przesadą. Owszem, takie akcje są sporadycznie przeprowadzane, ale na niewielką skalę i zazwyczaj przy okazji innych działań. Wizyty w domach piratów udostępniających pliki zdarzają się rzadko i ograniczają się do osób, które rozpowszechniają grube terabajty danych.
Internet jest monitorowany przez specjalnie wyszkolone policyjne zespoły do walki z przestępczością komputerową, ale zazwyczaj w centrum zainteresowania są inne naruszenia prawa, jak na przykład wymiana dziecięcej pornografii.