autor: Michał Bobrowski
"A.I." - czyżby faworyt do przyszłorocznych Oscarów?
Niewątpliwym wydarzeniem w przemyśle filmowych była premiera najnowszego dzieła Stevena Spielberga pt.: „A.I.”. Tytuł ten przebojem wspiął się na pierwsze miejsca list przebojów amerykańskich kin, osiągając niebagatelne wpływy wysokości 30,1 milionów dolarów za pierwszy weekend. Polscy widzowie za sprawą Warner Bros będą mieli okazję zobaczyć Sztuczną inteligencję (polski tytuł filmu) w kinach od 12 września.
Niewątpliwym wydarzeniem w przemyśle filmowych była premiera najnowszego dzieła Stevena Spielberga pt.: „A.I.”. Tytuł ten przebojem wspiął się na pierwsze miejsca list przebojów amerykańskich kin, osiągając niebagatelne wpływy wysokości 30,1 milionów dolarów za pierwszy weekend. Polscy widzowie za sprawą Warner Bros będą mieli okazję zobaczyć Sztuczną inteligencję (polski tytuł filmu) w kinach od 12 września.
Film od momentu rozpoczęcia prac nad nim był owiany aurą tajemniczości. Jego niezwykłość polega na tym, że (co podkreślają amerykańscy recenzenci) stanowi unikalne połączenie najlepszych cech reżyserii Stanleya Kubricka (który był zresztą pomysłodawcą tego filmu) i Stevena Spielberga. Pierwsze po premierze recenzje są bardzo przychylne co pozwala głęboko wierzyć, że na jesieni na kinomanów czeka prawdziwa uczta.
A.I to osadzona w dalekiej przyszłości opowieść o ludzkości w dobie inteligentnych maszyn. Bohaterem historii jest pierwszy zdolny do miłości chłopiec-robot, który mieszka z prawdziwą rodziną. Kiedy po wielu niezwykłych przygodach zdaje sobie sprawę, iż nie pasuje naprawdę ani do ludzi, ani do robotów, rozpoczyna wędrówkę w poszukiwaniu własnego miejsca na świecie. W tej roli po raz kolejny swój wielki talent zaprezentował młody Haley Joel Osment (znany ze znakomitej roli w filmie Szósty zmysł). W rolach głównych pojawili się również Jude Law i Frances O'Connor. Warto również zaznaczyć, że bardzo pochlebne opinie o swojej pracy uzyskał „nadworny operator” Spielberga – Janusz Kamiński.
Czyżby A.I. zapowiadał się na przyszłorocznego, „oscarowego faworyta”? Zobaczymy...