AgreGOLmat (25 - 31 października 2008)
Jaka piękna katastrofa, powiedział kiedyś pewien Grek widząc jak marzenie jego życia wali się w gruzy. Poczułem się całkiem podobnie w chwili, kiedy dowiedziałem się, że Bethesda nie dostarczyła do Europy wszystkich materiałów mających znaleźć się w pudełku z kolekcjonerską edycją Fallouta 3.
Jaka piękna katastrofa, powiedział kiedyś pewien Grek widząc jak marzenie jego życia wali się w gruzy. Poczułem się całkiem podobnie w chwili, kiedy dowiedziałem się, że Bethesda nie dostarczyła do Europy wszystkich materiałów mających znaleźć się w pudełku z kolekcjonerską edycją Fallouta 3. Może to i lekka przesada, ale pomyślcie sobie, że ktoś od dziesięciu lat jest zmuszany do bycia abstynentem i nagle ktoś inny stawia przed nim pusty kieliszek mówiąc, że następnego dnia wypełni się on życiodajnym płynem. A kiedy dochodzi co do czego, bezradnie rozkłada ręce i stwierdza, że gorzelnia nie zdążyła jeszcze zalać butelek. Głód głodem, ale przecież do jakiejś podrzędnej speluny z tego powodu się nie udam.
W ogóle, jak na post-apokaliptyczny tytuł przystało, premierze Fallouta 3 od początku towarzyszył duch katastrofy. Najpierw była więc ponoć nie najszczęśliwsza prezentacja gry na E3, gdzie pan producent pokazywał urywane głowy, latające kończyny i ręczną wyrzutnię bomb atomowych. Przez Internet, wśród graczy, przetoczyła się burza jadowitych opinii o durnej, konsolowej strzelance nie mającej prawa używać w tytule nazwy na F, która to przecież niczym niepokalana Maryja Dziewica pozostaje święta i ktoś kto waży się to sacrum podważyć nie wart jest nawet, aby wielbłąd plunął mu w ucho.
Mam cię na aucie.
Duch katastrofy uniósł się nawet nad Steamem, który w momencie premiery Fallouta został przeciążony gigabajtami ściąganych danych przez tych, którzy chyba na własne oczy chcieli jak najszybciej przekonać się jak wygląda współczesny Antychryst branży komputerowej rozrywki. Być może dzięki temu zobaczyli to, czego użytkownicy PlayStation 3 mogą się tylko domyślać, gdyż jak się dowiadujemy z pojawiających się tu i ówdzie głosów, japońska konsola znowu nie ma lekko w przypadku multiplatformowego tytułu. Okazuje się bowiem, że Sony wyprodukowało maszynę, na którą wychodzą techniczne perełki tylko wtedy, kiedy któraś firma zdecyduje się zatrudnić konsultantów z Tokio. Muszą oni mieć w swoich przysadkach mózgowych zainstalowane chyba jakieś urządzenia wspomagające im zrozumienie skomplikowanej architektury Cella. Przy okazji Japończycy wynaleźli sposób na zmniejszenie u siebie bezrobocia. Wyprodukujmy coś, pomyśleli, co będą potrafili obsługiwać tylko nasi ludzie. A potem sprzedajmy to komu się da. Zupełnie, jakby Polacy rozpoczęli produkcję lewoskrętnych rur, a potem wysyłali do ich obsługi własnych hydraulików. A może coś takiego już miało miejsce? Hmm..
Katastrofy ciąg dalszy, a przy okazji próba wsadzenia kija w forumowe mrowisko, tudzież rzut kamyczkiem do własnego ogródka. Wszelkie wcześniejsze doniesienia i filmiki pojawiające się na GOL-u aż kipiały od krytycznych komentarzy dotyczących przerostu elementów FPS-a i braku jakichkolwiek czynników mających z Fallouta 3 uczynić prawdziwą grę RPG. Tymczasem czytam komentarze napisane przez Was moi mili, pod świetnymi filmami z serii „Gramy!” i co widzę? „Pokażcie broń!” „Dużo broni!” „Chcę widzieć jak ręczna wyrzutnia kalafiorów rozpryskuje pociski na twarzy superhipermutanta!” „Dajcie wybuch atomowy!”
Katastrofa. Mój egzemplarz edycji kolekcjonerskiej z kiwającą główką Vaultboyem jest gdzieś tam i pewnie pocieszy mnie w przyszłym tygodniu. Tymczasem śpię spokojnie przekonany o tym, że nie taki diabeł straszny jak go malują. A gdyby przypadkiem okazało się być inaczej, przyznam rację tym, którzy radzili, że wcześniej trzeba się było zaszyć. Albo jak ten Grek po katastrofie, zacznę tańczyć i cieszyć się. Zwyczajnie się cieszyć.
Dla wspólnego dobra łączmy doświadczenie starszych pokoleń z energią i nowatorstwem młodzieży!
No dobrze, choć w mijającym tygodniu dominowała tematyka Falloutowa, to jednak miały miejsce różne inne wydarzenia. Przede wszystkim w naszym serwisie pojawiły się nowe recenzje. O Fracture wyżej podpisany wyraził swoją opinię w tym miejscu. To jedna z tych gier, które niezależnie od tego, na jaką platformę zostaną wydane, pozostają kiepskie. Wersja, którą ocenialiśmy pochodziła z PlayStation 3, jednakże chyba panowie z Day 1 Studios zatrudnili kogoś z Japonii, bo raczej nie odstaje ona w żaden sposób od tego, co możemy zobaczyć na Xboksie. Tylko, że w tym przypadku to akurat nie jest żaden komplement.
Fani serii Command & Conquer mogą za to spokojnie zainwestować w nowego Red Alerta. Recenzja autorstwa Sandro daje temu tytułowi zielone światło. Całe szczęście to również gra dla tych, którzy w Wojnach o Tyberium utknęli już w szóstej czy siódmej misji pierwszej kampanii i zniechęceni wielokrotnym powtarzaniem wrzucili przypadkowo płytę pod przejeżdżający walec.
Co poniektórych zaszokowała recenzja Wario Land. Bynajmniej nie zawartością, za którą odpowiada Jiker, ale tym, że w ogóle ktoś zauważył, że w naszym kraju sprzedaje się konsole Nintendo. Czy tego chcecie czy nie, nintendoizacja Polski postępuje, tylko patrzeć jak żółte ludziki zaczną umawiać się z Waszymi dziewczynami.
Hed szukał w kosmosie zielonych ludzików, czy udało mu się ich znaleźć przeczytacie w recenzji X3 Terran Conflict. Ramsik obserwował boisko pełne różnokolorowych ludzików biegających za kawałkiem rybiego pęcherza, Del zdał zaś sprawozdanie z randki z Szeherezadą.
I to by było na tyle w dzisiejszym posumowaniu. Pozdrawiam jednocześnie wszystkich zadowolonych falloutomaniaków i łączę się w nieutulonym żalu z tymi, którzy wciąż czekają. Zapalmy świeczkę i zagryźmy zęby. To tylko kilka dni czekania dłużej.