2023 rok przypomni nam, za co kochamy i nienawidzimy gry wideo
Odwieczna wojna dwóch skrajności – miłości i nienawiści – będzie nam towarzyszyć w najbliższych dwunastu miesiącach nad wyraz intensywnie. 2023 rok przyniesie ze sobą zatrzęsień premier, a więc i zatrzęsienie doznań, zaskoczeń i rozczarowań.
„Będzie się działo” – tak bawił nas swoim dyskotekowym szlagierem Adam Asanov, to też wykrzyczał tryumfalnie Sławomir Peszko po sławnym awansie do Mistrzostw Europy we Francji w 2016 roku. Entuzjastyczne słowa obu chłopaków są aktualne i dziś, bo w 2023, oj, znowu nocy będzie mało. Zapowiada się sporo grania, i to w naprawdę duże tytuły. Czy to dobrze, czy to źle – dopiero się okaże. Jestem jednak pewien, że nadchodzące premiery wzbudzą w nas całe spektrum emocji – od ekstatycznej radości po wulgarną złość.
Z jednej strony trudno się nie cieszyć. Spragnieni rasowych „erpegów” po latach otrzymają dostęp do pełnej wersji Baldur’s Gate 3, potterheadzi przekroczą mury magicznej szkoły w Dziedzictwie Hogwartu, Bethesda będzie chciała zrobić światu kosmiczną powtórkę ze Skyrima za sprawą Starfielda, a kolejna okazja do eksterminacji demonów w Sanktuarium, tym razem w ramach Diablo 4, nigdy nie zostałaby przez graczy zaprzepaszczona. A to zaledwie część pozycji AAA z prawdziwego zdarzenia, których w 2022 roku nieco jednak brakowało, bo przecież nie samym Elden Ringiem i Ragnarokiem człowiek żyje. Tym razem pojedynek dwóch gigantów nam nie grozi, bo na rynek trafi wiele wysokobudżetowych produkcji. Nikt nie zdoła wypróbować ich wszystkich tak dokładnie, jak by chciał.
Z drugiej strony ekscytację skutecznie ostudzają wątpliwości. Najbardziej boli fakt, że jako gracze przyzwyczailiśmy się w ostatnich latach do niedotrzymywania obietnic i krzywoprzysięstwa rozmaitych studiów deweloperskich, dlatego część planowanych dat premiery możemy z automatu włożyć między bajki i być gotowi na to, że co najmniej parę hitów wyląduje na salonach z kilkumiesięcznym opóźnieniem, być może nawet nie załapie się na rok 2023. Istnieje oczywiście jakaś szansa, że tak się nie stanie, ale przeszłość pokazała, że tak po prostu się dzieje. Zawsze. Spójrzcie na nasze zestawienia najbardziej oczekiwanych gier z połowy ostatniej dekady. Część tytułów co roku tam się pojawia i co roku zalicza obsuwę.
Zakładając jednak optymistycznie kalendarzowy ład i rychłe „ozłocenie” wszystkich kluczowych pozycji, wciąż pozostaje parę ale, mogących popsuć wrażenia z obcowania z największymi hitami. Eksploracja starfieldowej wersji galaktyki niesie bowiem ze sobą ryzyko technicznego niedogotowania w dużej mierze pewnego przez fakt użycia („unowocześnionego”) Creation Engine’u. Z kolei sieczenie i rąbanie w najnowszym dziele Blizzarda może być skutecznie psute przez usługowy charakter niektórych elementów gry, już zresztą potwierdzony.
Jak to więc widzę? No cóż, „love-hate relationship” na całego. Czysta miłość wobec gier wideo nie istnieje, a ilość potencjalnych kontrowersji w 2023 roku rośnie wprost proporcjonalnie do liczby planowanych premier. Kwestia gustu, osobistych preferencji, jak i zdolności przymknięcia oczu na niefajne praktyki czy skostniałe mechaniki odegra dość ważną rolę w ocenie nadchodzącego okresu w branży gier. Jednego jednak na pewno nie zabraknie – żywiołowych, ostrych i, mam nadzieję, merytorycznych dyskusji na wszelkie tematy związane z branżą elektronicznej rozrywki. Jako dziennikarze mamy więc co robić, a Wy, jako czytelnicy, macie na co czekać. Dlatego też w imieniu redakcji życzę nie tylko szczęśliwego Nowego Roku, ale i czasów obfitych w gamingowe przeżycia. Będzie zabawa!