Dziś znowu ruszyłem w Tatry. Ponieważ wciąż przechodzę rekonwalescencję po poważnym złamaniu (jedna z kości nadal nie w pełni zrośnięta), wyznaczyłem sobie pozornie szybką trasę - z Kuźnic na Kasprowy. Rzecz jasna, latem czy nawet jesienią można się wspiąć na Kasprowy w jakieś 3 godziny (choć np. TOPR-owcy w czasie egzaminu muszą się zmieścić w bodajże półtorej godziny), a sam szlak nie jest szczególnie wymagający.
Jednak zimą w górach wszystko się zmienia. Trudność niektórych tras wzrasta dramatycznie, ponieważ TPN nie zajmuje się utrzymywaniem drożności szlaków w tej porze roku. Trzeba więc często samemu wyznaczać trasę, i to w miejscach bardzo niebezpiecznych (okolice nawisów śnieżnych, strome zbocza, z których łatwo się zsunąć itp.). Rzecz jasna, byłem na to przygotowany, bo mam już za sobą dość ciężkie zmagania z Kasprowym: rok temu pokonałem zupełnie nieprzetartą trasę (śnieg po pachy) w nocy, przy świetle czołówki i wdrapałem się na szczyt, zanim jeszcze ruszył pierwszy wagonik kolejki górskiej. Tym razem trudność była zupełnie innego rodzaju (m.in. przysypane progi skalne) i ostatnie kilometry przed szczytem okazały się dosyć ciężkie i niebezpieczne. W każdym razie: dotarłem na Kasprowy wyczerpany (zwłaszcza psychicznie) i spędziłem 2 godziny wałęsając się po okolicznych graniach, żeby odpocząć i oddać się fotograficznym poszukiwaniom plenerów.
To, co wtedy zobaczyłem, przyprawiło mnie - na przemian - o śmiech i gęsią skórkę. Kolejką na szczyt dostają się tłumy ludzi. Dosłownie: tłumy. Tym bardziej że na Kasprowym działają wyciągi narciarskie (w stronę Gąsienicowej i Goryczkowej). Dość szybko robi się tam tłoczno, a w stronę Świnickiej Przełęczy ludzie poruszają się, stojąc niemal w kolejce. Jest wielu Polaków i Rosjan.
1) Rynsztunek. Większość osób, która nie jeździ na nartach, ubrana jest tak, jak wychodzi się do knajpy na Krupówkach. Przyjechali kolejką, więc mają na sobie dżinsy, lekkie kurtki i cienkie rękawiczki oraz - zazwyczaj - trampki. Nie byłoby to problemem, gdyby nie fakt, że tak ubrani turyści ruszają właśnie najczęściej w stronę najładniejszego szczytu w okolicy, czyli Świnicy, żeby zrobić sobie selfie. To dość niebezpieczny szlak, który w kilku miejscach się zwęża i dość gwałtownie wznosi oraz opada. Trampki nie mają w takim terenie praktycznie żadnej przyczepności. Wystarczy drobne poślizgnięcie, żeby zjechać na słowacką stronę lub do Hali Gąsienicowej, czyli po prostu zginąć.
Widziałem, jak próbują sobie radzić całe grupy osób - pokonują wzniesienia na tyłku, bo zejść w trampkach właściwie się nie da. Trzeba jednak pamiętać, że po szlaku nie powinno się jeździć na własnym siedzeniu, ponieważ w ten sposób zmniejsza się jego przyczepność dla kolejnych turystów. Co więcej, wiele osób bierze ze sobą na Kasprowy tzw. "jabłuszka" i wykorzystuje to urządzenie do szlusowania po szlakach. Widziałem kilkanaście dzieci, które beztrosko w taki sposób się bawiły. I to w okolicy, gdzie niewyhamowanie przed końcem grani skończy się śmiercią.
Spotkałem też panią, która chciała się dowiedzieć, jaką ma przed sobą górę. Wyjaśniłem, że to Świnica. Wtedy zaproponowała koleżance, że się tam wybiorą. Pomijam już nawet fakt, że było południe, a więc pora zdecydowanie za późna na takie wyprawy. Ale pani miała na sobie zwykłe trzewiczki, więc musiałem jej uzmysłowić, że na Świnicę w zimie wchodzą tylko osoby o pewnych umiejętnościach, z ekwipunkiem i że to bardzo niebezpieczny szlak z łańcuchami. Co by było, gdyby mnie jednak nie spotkała?
2) Dzieci. Jakiś czas temu był na Kasprowym śmiertelny wypadek. Babcia wyjechała z wnuczkiem na górę i nie zdążyła dopilnować dziecka, które zaczęło się poruszać na krawędzi szlaku w okolicy stacji kolejki, poślizgnęło się i spadło w dół. I nic się nie zmieniło. Po grani biegają tabuny maluchów, których nikt nie pilnuje. Nie tylko jeżdżą na "jabłuszkach", ale też wchodzą pod liny zabezpieczające. Spotkałem nawet ojca, który prowadził małe dziecko na Świnicką Przełęcz (sic!), a jak mnie zobaczył, to - ponieważ miałem na sobie i z sobą cały rynsztunek (raki, czekan, stuptuty itd.) - poprosił, żeby chłopak mógł sobie zrobić ze mną zdjęcie, po czym - zanim zdążyłem zaprotestować - pchnął go w moją stronę tak, że ledwo zdążyłem malucha (i siebie) zatrzymać (a stałem na krawędzi grani i akurat robiłem zdjęcie, więc czekan był wbity w ziemię).
Ludzie zresztą gotowi są dla selfie zginąć. Widziałem szereg par, które w poszukiwaniu dobrego ujęcia, wystawiały swoje trampki na poważną próbę i stawały bardzo blisko krawędzi. Za placami miały kilkusetmetrowe zbocza o dużym nachyleniu.
3) "Zabawy". Widziałem dorosłą parę, którą zabawiała się w sposób następujący: mężczyzna lepił spore kule ze śniegu, a następnie - ku uciesze kobiety - zrzucał je z grani (i to na nasłonecznioną stronę). Dziś była lawinowa "dwójka". Tego rodzaju bezmyślność może się również stać przyczyną śmierci. U stóp Kasprowego znajdują się różne szklaki, wszędzie też jeżdżą skiturowcy. Zresztą w górach nawet niewielki kamyczek rzucony w dół może roztrzaskać komuś kask i mózg. Fizyka.
4) Narciarze. Okolice stacji kolejki to miejsce (często dość wąskie), gdzie przemieszczają się zarówno piesi, jak i narciarze. Ci drudzy nie zdają sobie chyba jednak z tego sprawy. Widziałem, jak rozpędzony narciarz wjechał w pieszego, który upadł, poturlał się i prawie zjechał w dół Gąsienicowej.
A to wszystko w ciągu zaledwie 2 godzin! Dziwię się, że żaden helikopter TOPR-u nie musiał się w tym czasie pojawić w okolicy, bo ludzie aż się prosili o wypadek lub nawet śmierć. Sporo osób pociągało zresztą na Kasprowym z piersiówki.
Piszę to wszystko, bo może ktoś z was wybiera się lub kiedyś wybierze się w góry. Mam nadzieję, że zabierze ze sobą rozum, bo w prosty sposób może narazić życie nie tylko siebie, swojej rodziny, ale też innych turystów i w konsekwencji - ratowników górskich. A TOPR-owcy to światowa elita, która za marne pieniądze ratuje ludzkie życie i ryzykuje swoje własne, więc lepiej, żeby w spokoju spędzali dyżury.
Rzecz jasna, część wypadków wynika po prostu z pecha i z czynników nie do końca zależnych od człowieka. (Wiem, coś o tym). Ale znacznej części dałoby się w prosty sposób uniknąć.
I żeby nieco złagodzić gorzką wymowę całego tekstu, na deser dzisiejsze zdjęcie Świnicy --------->
Za wszystkie nieuzasadnione akcje ludzie powinni płacić ze swojej kieszeni.
Cała reszta nie ma znaczenia dla mnie.
Są głupi? Niech giną.
Są głupi? Niech odmrażają sobie dupę.
Są głupi? Niech płacą.
Jak ktoś idzie w szpilkach czy dresie w góry to można chyba założyć, że to samobójstwo, w takim razie prawo powinno być jasne- nie ratować wbrew woli.
Za wszystkie nieuzasadnione akcje ludzie powinni płacić ze swojej kieszeni.
Cała reszta nie ma znaczenia dla mnie.
Są głupi? Niech giną.
Są głupi? Niech odmrażają sobie dupę.
Są głupi? Niech płacą.
Jak ktoś idzie w szpilkach czy dresie w góry to można chyba założyć, że to samobójstwo, w takim razie prawo powinno być jasne- nie ratować wbrew woli.
Warto odnotować, że TOPR jest przeciwny takiemu rozwiązaniu (płaceniu z własnej kieszeni), chociaż TOPR-owcy nieraz klną pod nosem na górskich idiotów, przez których muszą w środku nocy wskakiwać do helikoptera i prowadzić niebezpieczną akcję trwającą czasem kilkanaście godzin.
Poświęconych jest temu kilka stron książki, która niedawno się ukazała: "TOPR. Żeby inni mogli przeżyć".
Jakie są powody, uzasadnienie?
A o książce słyszałem, muszę zapisać sobie by kupić przy okazji.
@Forcebreaker
Dokładnie za swoją własną głupotę powinno się płacić choćby i najwyższą cenę.
TOPR argumentuje, że jest od ratowania ludzi. Pojawia się zagrożenie życia - TOPR działa, taki jest jego statut i taką przysięgę składają ratownicy. A jeśli jest nieuzasadnione wezwanie (nie ma zagrożenia), TOPR zgłasza sprawę policji. Ratownicy nie są od tego, żeby oceniać, czy ktoś jest idiotą, a więc decydować - kto ma zapłacić karę (i jaką), a kto nie. Żaden z nich by się na pewno tego nie podjął. Roboty i tak mają po pachy i w żadne kwestie karno-prawne mieszać się nie chcą. A skoro ratownicy się tym zajmować nie będą (i nie chcą), to kto? Przy każdej ich akcji musiałby być zatrudniony ekspert, dla którego miejsca w helikopterze nie ma. Obecność postronnego obserwatora przeszkadza w akcji i blokuje miejsce ratownika. A tu chodzi o ludzkie życie.
Trudno by to było zresztą rozwiązać z prawnego punktu widzenia: skoro nie ma zakazu czegoś w górach i przewidzianych za ten zakaz kar, to każdy Polak ma prawo to coś robić. Masz prawo iść w trampkach na Świnicę? Masz. Skoro masz i stanie się coś złego, trzeba cię ratować. Pytanie, czy w ogóle da się uchwalić prawo, które zawierałoby wszystkie karane pieniężnie przypadki głupoty w górach... I kto miałby oceniać, co jest głupotą, a co nie jest?
Zamiast karać, TOPR prowadzi szereg akcji edukacyjnych w całym kraju (szkolenia są w szkołach, w miejscach pracy). Trudno mi ocenić, jaka jest ich skuteczność.
Jest jeszcze sprawa obowiązkowego ubezpieczenia dla wszystkich turystów (nie tylko idiotów). Temu TOPR też jest przeciwny. ;)
I żeby była jasność: mnie też obserwacje zachowań w górach skłaniają do przeświadczenia, że takie kary należałoby wprowadzić.
>>>Forcebraker
TOPR uzasiadnia to tym, ze nie chce by ludzie bali sie zadzwonic po pomoc, bo moga byc obciazeni kosztami pomocy.
Ma to swoje plusy i minusy.
Nie ma chyba idealnego rozwiazania. Moze cos na zasadzie - ratowany placi 1500pln, a reszta TOPR, chyba, ze jest ubezpieczeniw to wtedy nic
Jest pewna granica zrozumienia i tolerancji, ale patrząc na pensje ratowników, pracę którą wykonują, ilość i jakość sprzętu jakim dysponują (to tyczy się wszystkich służb tego typu) w zestawieniu z niewiedzą, lekkomyślnością, butą i ogólną bezczelnością wielu z tych, których ratują... osobiście mam na ten temat dość wyklarowane zdanie.
Nie można ludzi wyręczać z myślenia. Zwłaszcza gdy na szali jest życie wielu ludzi którzy wyruszają w akcję oraz relatywnie spore pieniądze.
TOPR argumentuje, że jest od ratowania ludzi. Pojawia się zagrożenie życia - TOPR działa, taki jest jego statut i taką przysięgę składają ratownicy. A jeśli jest nieuzasadnione wezwanie (nie ma zagrożenia), TOPR zgłasza sprawę policji.
Oczywiście. Absolutnie TOPRu nie powinno się w nic mieszać. Od tworzenia i egzekwowania prawa są inni.
Raporty z akcji robią? Dodatkowe 3-4 rubryki, gdzie oznacza się warunki akcji, przygotowanie, ubiór itd... to nic w porównaniu ze zwiększonym finansowaniem (z kar) ORAZ oszczędnościami, z niewysyłania śmigłowca czy skutera jako taksówki, bo ktoś wszedł na szlak gdy na zegarku było w pół do drugiej.
Pocztą dostaje się mandat za prędkość, pocztą można dostać mandat za zabranie dziecka na szlak przeznaczony dla doświadczonych dorosłych, za wyjście w trudnych warunkach bez żadnego sprzętu i za wszelkie inne przewinienia.
Bo zmarznięty Seba będzie się bał zadzwonić?
No i co w związku z tym? Jeszcze raz przepraszam ale głupotę można tłumaczyć do pewnego stopnia.
Nie chcę się rozwodzić że kiedyś nie było telefonów komórkowych i internetu, ale na litość Boską- to problem POMYŚLEĆ?
Nie mówię o czytaniu poradników, książek podróżniczych, o konsultacjach ze znajomymi doświadczonymi w wędrówkach górskich... już nie mówię o ruszeniu pupki do lokalnego oddziału PTTK, wystarczy chwila by dojść do wniosku, że w zimie na nieodśnieżanych szlakach jest ślisko.
Że w zimie jest zimno.
Że chodzenie po górach jest wyczerpujące fizycznie itp itd.
Nie wiem czemu akurat w kwestii gór, wiele osób ma wątpliwości.
Dorosłość wiąże się z prawami i obowiązkami oraz wielopoziomową odpowiedzialnością.
Oczywiście że wina może być trudna do ustalenia. Nie chodzi mi by płacili wszyscy. Jednak każdy chyba się zgodzi, że jest pewien margines co do którego nie ma wątpliwości. I tylko o niego mi chodzi.
Jak ktoś wychodzi o 14 ze znajomymi na 4-godzinny szlak, w klapkach i szortach, bez jedzenia, ubrań, latarki itd i potem dzwoni po pomoc, to gdzie tu może być jakakolwiek okoliczność łagodząca?
Czy mimo nagłaśniania tego przez media ludzie wyciągają jakiekolwiek wnioski?
Może jak jednemu po powrocie komornik wejdzie na pensję, to znajomym się zaświeci lampka i następnym razem wezmą buty ponad kostkę oraz pelerynkę.
Jak będzie chciał oszczędzić na latającej taksówce i wracając po ciemku skręci kark- sory, to okrutne ale jeśli społeczeństwo ma się nie cofać to w którymś miejscu trzeba usunąć spadochron chroniący od głupoty.
Jeśli nie wyznaczymy go na Kozim Wierchu, to gdzie dalej można posunąć granicę?
Informacja, edukacja, prewencja, kampanie społeczne, a jeśli potem nadal pijany idziesz zrobić sobie selfie- płać albo płacz.
W szkołach na 'przyrodzie' zamiast układu kostnego żab powinno się uczyć respektu do gór.
Forcebreaker, trudno się z tobą nie zgodzić.
Ale za to wszystko musiałoby się wziąć państwo (ewentualnie TPN), konstruując stosowne przepisy. Jak pisałem, nie wiem jednak, czy da się w miarę precyzyjnie sporządzić zapisy prawne, które wyznaczą granice głupoty i które będzie można egzekwować w sądzie, nie obawiając się każdorazowo adwokackich czarów.
Piotrek.K podał dość sensowne rozwiązanie. Gdyby zwykły obywatel miał ponieść koszty całej akcji (a to ogromne kwoty), to rzeczywiście niektóre osoby mogłyby po prostu nie zadzwonić i próbować się jakoś samodzielnie ratować. To zwiększałoby prawdopodobieństwo ich śmierci do niemal 100%. Bo w górach się raczej sam nie uratujesz. (Choć znam przypadek Niemca, który z Rysów doczołgał się do Morskiego Oka z obiema złamanymi nogami w ciągu kilkunastu godzin w zimie).
Każdy kij ma dwa końce. W tym momencie wszyscy mamy pewien psychiczny komfort. Ruszamy w góry i wiemy, że jeśli stanie się coś złego i przeżyjemy, to nie grozi nam kara za to, że spotkało nas nieszczęście, i nikt nas nie będzie rozliczał z górskiej "wiedzy". Tym bardziej że wypadkom bardzo często ulegają dobrzy alpiniści. TOPR-owcy traktują każdego, kto ruszył w góry jako miłośnika Tatr, a więc w jakimś sensie - pobratymca. Bardzo rzadko nerwy im puszczają. ;) Wiem, że to nie w porządku wobec tych, którzy naprawdę starają się wędrować bezpiecznie. I, choć podziwiam taki sposób myślenia ("wszyscy taternicy, nawet niedzielni, to jedna wielka rodzina"), nie zawsze się z nim zgadzam.
Rozumiem też ideę naturalnej selekcji (niech głupota wyginie), ale jest ona zupełnie obca TOPR-owcom. ;)
A z czego są finansowani aktualnie TOPRowcy? Sądzę, że o to się przede wszystkim rozchodzi.
Gdyby były prywatne ubezpieczenia lub prywatna odpowiedzialność to ktoś by tutaj sporo stracił. I nie mam na myśli idiotów, którzy wybierają się w klapkach w góry - ale może właśnie TOPRowcy z tym mają związane obawy? Mozę to by w jakiś sposób wpłynęło na ich wynagrodzenia?
Filozofię o tym jak ciężka jest praca i jak odpowiedzialna to każdy może sobie do każdego zawodu dołożyć. Począwszy od nauczyciela.
Plusik ode mnie, bardzo mądry post. Sam się w góry nie wybieram, bo jako chłopek-szuwarek z północy wolę morze i jeziora, jednak może ktoś sobie uświadomi, że skaliste wypierdki Matki Ziemi to miejsca, które trzeba brać na serio.
trzeba brać na serio
Perspektywę mocno (na lepsze) zmieniają też przykre górskie doświadczenia. W zeszłym roku uległem wypadkowi w Tatrach. Miałem pecha: ze zbocza pod moim butem osunęła się płachta lodu, spadłem i mocno się połamałem, bo nie miałem szans na użycie czekana. Dzięki temu, że próbowałem jakoś kierować swoim ruchem w czasie spadania, udało mi się przeżyć pomimo zderzenia ze skałami.
Ale od tego czasu stałem się jeszcze bardziej ostrożny i wyczulony na "głupie" zachowani innych ludzi. Stąd też pierwsza wypowiedź w tym wątku. Większość bywalców Zakopanego po prostu nie ma zielonego pojęcia, co grozi beztroskiemu turyście. Nie dziwię się, że w stolicy Tatr ciągle słychać śmigła Sokoła. Przechadzka w okolicach Kasprowego tylko mnie utwierdziła w przekonaniu, że brak wyobraźni jest u nas często cechą nie tylko dzieci, ale też dorosłych.
@Bukary - jedyny wyższy szczyt w Tatrach jaki zdobyłem to właśnie Kasprowy i szlakiem z Kuźnic. A było to w maju, a pogoda jak na Evereście i śniegu po kolana co mnie trochę zdziwiło jako, że doświadczenie z górami miałem zerowe. Jedna z większych przygód życia, byłem wyczerpany bo górołaz ze mnie jak z koziej d*** trąba (od tej pory nabrałem respektu do gór) :) no i trzeba mieć szczęście 1 raz w górach i od razu napotkany mały misiek. Oczywiście został solidnie obfotografowany przez ludzi którzy go karmili, dobrze, że nie było starej bo było by nieciekawie :/ Także szacun ! Zachowania cebulaków które opisujesz wołają o pomstę do nieba ale to standard, tak było jest i będzie :) Z drugiej strony Tatry i ogólnie góry są dobrem publicznym i nie można zakazać nikomu nawet największemu idiocie do ich zdobywania. Mnie swego czasu najbardziej oburzył fakt dewastacji przez jakieś kibolskie ameby pomnika na którymś szczycie....normalnie od razu nóż się otwiera w kieszeni ://
od tej pory nabrałem respektu do gór
Niestety, na Podhalu zima trwa od października do maja. ;) Bywa i tak, że śnieg w górach wali w miesiącach, które na nizinach wymagają klapeczek i szortów.
Z drugiej strony Tatry i ogólnie góry są dobrem publicznym i nie można zakazać nikomu nawet największemu idiocie do ich zdobywania.
Mnie tylko dziwi fakt, że tych idiotów nie ubywa, a przecież wszędzie już się trąbi o niebezpieczeństwach związanych z zimą w górach. Głośne ostatnio i śmiertelne wypadki alpinistów chyba nikogo niczego nie nauczyły.
Dokladnie gory tylko zima, latem najlepiej nad wode :) raz bylem w lecie w gorach i nigdy wiecej, po sudetach troche lazilem zima bylo cudownie :)
Góry najpiękniejsze są późnym latem i wczesną jesienią. Zwłaszcza to drugie. Temperatury są dużo lepsze, burze tak nie męczą.
Widoki i kontakt z naturą oraz ogólna przyjemność z całej rzeczy dla mnie bez porównania.
Zima jest bardzo malownicza, ale w żadnym wypadku nie równoważy to minusów.
Każda pora roku w Tatrach ma swoje plusy i minusy. Gdybym miał wybierać, stawiałbym albo na zimę, albo na jesień (obok zdjęcie z tej pory roku). Jestem zresztą wielkim miłośnikiem tatrzańskich mgieł, które staram się ścigać i uwieczniać na zdjęciach. ;)
W zimie mocniej jednak odczuwa się walkę ze swoim organizmem, więc i satysfakcja ze zdobycia szczytu jest większa. Nic poza tym nie zastąpi niezwykłych wrażeń, które związane są z przekraczaniem zamarzniętego Czarnego Stawu pod Rysami o świcie: stoisz na środku jeziora, wszędzie wokół potężne masywy górskie, a nad głową gwiazdy. WOW.
Super, wiecej fotek :)
A co do turystow, tak mi sie skojarzylo:
https://dziennikzachodni.pl/akcja-pod-sniezka-artur-szpilka-i-jego-pies-uratowani-przez-goprowcow/ar/13786390
Pamietam jak kiedys za malolata wchodzilem na Kasprowy z calym sprzetem (buty, narty) zeby tylko nie stac 4h w kolejce :)
A da się wejść na Rysy w zimie?
Przeczytałem wątek i się dziwię jeszcze..., dlaczego nie powstał wątek o górach na GOLu?:-D
Najwyższy, zdobyty przeze mnie, szczyt to jest właśnie Kasprowy. Było to, jak miałem jakoś 16 lat bodajże. Ksiądz na kolonii zabrał nas w "nieznane". 90% wycieczki pojechało na Morskie Oko, my z kolei, wysiedliśmy pod Kuźnicami. Idziemy, idziemy, co chwile pytając się gdzie mamy iść. Dopiero pod schroniskiem na polanie Kondratowej, pokazał nam nasz cel podróży. :D No cóż, wracać już nie ma co, więc wbijamy na przełęcz. Wchodziłem tam z zerwanym więzadłem w kolanie, gdyż czekałem wówczas na zabieg. Na szczęście, noga była przed tym na tyle wyrehabilitowana, iż można było robić z nią praktycznie wszystko. Mimo to założyłem ortezę, dla bezpieczeństwa. W podejściu na przełęcz mieliśmy ze trzy momenty krytyczne. Ostatni, niemal pod samym końcem "schodków", gdyż zaczął lać deszcz, a w oddali było słychać pioruny. A jak wiadomo, czerwone wierchy do najbezpieczniejszych miejsc, wtedy nie należą. No, ale ruszyliśmy w górę. Parę osób szło w klapkach, parę w tenisóweczkach. Jedna osoba wpadła w panikę, bo ślisko wszędzie, przepaść w dół, a on biedny w tych trampeczkach przejść miał na drugą stronę skarpy. Mało tego, widoczność sięgała maksymalnie dziesięciu metrów, a ksiądz lubił sobie przyspieszyć tempo i zostawić nas daleko w tyle. W końcu, po jakichś czterech godzinach, doszliśmy do celu, a ja do dzisiaj się dziwię, jak udało się przeżyć tego tripa, bez żadnych strat, materialnych, czy zdrowotnych. XD
A jak wiadomo, czerwone wierchy do najbezpieczniejszych miejsc, wtedy nie należą.
W taką pogodę Czerwone Wierchy stawały się grobem nawet dla utytułowanych alpinistów. :P We mgle bardzo łatwo tam spaść w dół, bo granie się gwałtownie kończą.
Ale ksiądz ma bezpośrednią linię z Najwyższym, to was bezpiecznie doprowadził.;)
ja niby z poludnia (krakow), ale podobnie jak aen - wole wode
tatry uwielbiam, lecz wiosna/latem, zdjecia natomiast top - bo pamietam poprzednie, ktore wrzucales, ogolnie spoko, ze trafilo ci sie takie miejsce do zycia i czerpiesz z niego pelnymi garsciami
ale podobnie jak aen - wole wode
Ja również uwielbiam wodę, bo jest dla mnie wyjątkowo relaksująca.
Z kolei góry dają kopa w tyłek i wyrywają z życiowej senności: trzeba wstać w środku nocy (choć się nie chce), wyjść na potężny mróz (choć człowiek jest ciepłolubny), zasuwać pod górę (choć każdy mięsień boli), zachować absolutną czujność i ostrożność (choć umysł prosi o odpoczynek), wreszcie - pokonać strach (bo nawet mały błąd grozi śmiercią). Innymi słowy, w górach ciągle przełamujesz własne przyzwyczajenia i słabości - czujesz, że żyjesz. ;)
Góry uczą też odpowiedzialności i planowania (także odpowiedniej dystrybucji sił): nie da się w pewnym momencie zatrzymać i rozpłakać, trzeba iść, bo nikt cię nie poniesie (kompani też muszą sobie radzić z własnymi słabościami), samochód nie dojedzie, a windy - brak.
A kiedy wrócisz do domu, nie masz siły nawet palcem kiwnąć, bo jesteś na tlenowym haju. ;)
Bukary
Przyznaj się lepiej, że jesteś adrenalinowym ćpunem, a nie będziesz nam tu jakieś belferskie dyrdymały o przełamywaniu słabości prawił ;P
Mogę się wypytać o sprzęt? Ostatnio byłem na nartach i szczerze mówiąc, to siedząc na górze, obserwując śnieżne widoki i wchodzących ludzi, lekko się nakręciłem na takie wędrówki z aparatem. Oczywiście nie mówię od razu o tatrach ale takie beskidy myślę mógłbym łyknąć.
Choć wielkim ekspertem nie jestem, do zwykłych (jednodniowych) wędrówek po wyższych górach w zimie (a nie jakiejś profesjonalnej wspinaczki), zalecam:
odpowiednie buty pod raki (np. Scarpa, La Sportiva, Zamberlan, Lowa), czyli takie, które mają nieuginającą się podeszwę;
raki (nie raczki) - wystarczą koszykowe lub półautomatyczne (wcześniej trzeba mieć określony typ butów);
kije (najlepiej składane z wymiennymi talerzykami i z podwójnym uchwytem - wyższym i niższym, który się przydaje na stoku);
czekan (odpowiednio dobrany do wzrostu);
plecak z odpowiednimi uchwytami na kije oraz czekan i jakimś systemem wspomagania pleców (bo sprzęt swoje waży);
bieliznę termoaktywną (to nie wymysł: przy niskich temperaturach mokra odzież powoduje szkody nie tylko w zdrowiu, ale też w sprzęcie - kurtce, plecaku);
dwie kurtki - z membraną (deszcz, wiatr) i jakaś ocieplaną (na ładną pogodę lub pod membranę);
stuptuty dobrane do wzrostu;
spodnie wytrzymałe (żeby przeżyły lekkie spotkanie z rakami) i dość ciepłe, ale nie za grube (żadne ocieplacze);
porządne rękawiczki górskie (nie narciarskie) oraz zapasowe łapawice (gdy wieje, tylko one skutkują);
polar, czapka, komin;
okulary przeciwsłoneczne (typowo górskie, mocno przylegające do twarzy i zasłaniające całkiem oczy, najlepiej z jakimiś bocznymi osłonkami, np. Julbo - bez nich w zimie można bardzo szybko stracić wzrok).
Ubranie powinno przylegać raczej do ciała. Nie można wyglądać jak ludzik Michelin - odpadają jakieś grube puchówki i długie kurtki czy narciarskie ocieplacze. Trzeba być w pełni mobilnym.
Jeśli ktoś dysponuje sporymi funduszami, to zdecydowanie też polecałbym "zegarek" z GPS, najlepiej Suunto lub Garmin, oraz rakiety.
No i dużo gorącej herbaty w termosie, czekolady oraz orzechów! Świetnie sprawdzają się też banany - smakują po kilku godzinach na mrozie jak sorbet. ;)
Do jakichś małych górek nie trzeba tego całego sprzętu. Jak np. nie ma stromizny, to nawet zwykłe zimowe buty trekkingowe (plus ewentualnie proste raczki) będą lepsze (wygodniejsze). Czekan też niepotrzebny. Bez kijów da się żyć (choć zmniejszają wysiłek i odciążają kolana). Plecak może być budżetowy. Na dobrej odzieży już nie ma sensu oszczędzać, bo jak tyłek marznie, to człowiek nie ma ochoty się bawić w fotografię. ;)
Ale tak ogólnie: przekonałem się, że jak coś kupować, to raz a dobrze. Lepsze jedne kijki niż kilka par, które trzeba co chwilę zmieniać, bo się łamią. Gdybym nie miał spodni TNF, to już bym nieraz musiał kupować nowe (ze względu na dziury od raków). Itp.
I jeszcze jedno: dawniej górale zasuwali po graniach w spodniach z sukna i serdakach. Dla chcącego wszystko jest możliwe. ;)
Raki nadają się na lód, zlodowaciały (mocno związany) śnieg i na duże stromizny. Rakiety - na świeży, głęboki śnieg (dzięki nim się nie zapadasz).
W Tatrach najczęściej sprawdzają się raki (w ostateczności - raczki). Ale w niższych górach jest inaczej. W Beskidach pewnie dużo nawianego śniegu, a nachylenia niewielkie, więc rakiety mogą być dobre. Ale to by trzeba było zapytać tych, co chodzą po Beskidach. ;)
Zapomniałem jeszcze napisać o apteczce i czołówce (oraz bateriach do niej), która jest ABSOLUTNIE konieczna - nawet wtedy, kiedy wychodzisz po świcie i masz zamiar wrócić przed zmrokiem. Brak światła u turysty to zresztą rzecz, która wyjątkowo wkurza TOPR-owców. ;)
Obok moja fota z pakowania przed jednym z wypadów (brak na niej m.in. kijów, a raki są w pokrowcu).
Wydaje mi się, że mocno przekracza to mój budżet :D
W Beskidy takiego sprzętu nie potrzeba. Jest trochę bardziej lajtowo.
Dobre buty (nieprzemakalne)
Kurtka (najlepiej wiatroszczelna)
Coś ciepłego pod kurtkę (najlepiej lekki polar)
Dobre spodnie
Plecak (apteczka, czołówka, termos z ciepłym płynem, jakieś żarcie)
I w sumie tyle starczy. Wiadomo z opcji dodatkowych to kijki, stuptuty itd. Oczywiście góry to zawsze góry więc trzeba zabrać też rozsądek ;)
Co prawda nie jest tak super jak w Tatrach (wnoszę po zdjęciach Bukarego bo w zimę nigdy nie byłem ;) ), ale też jest przyjemnie: zdjęcie Tatr z Babiej Góry ;)
Ze względu na koszta daruję sobie góry zimą mimo wspaniałych widoków :) Już wejście na Górę Parkową w Krynicy zimą było dla mnie wydarzeniem xD Nie, jednak wolę bezpieczniejsze lato :) Chociaż i tak zrobiłem wielkie oczy gdy zobaczyłem babkę w szpilkach, która (co prawda latem, ale jednak) postanowiła wspinać się na Gubałówkę...
Mówię to z perspektywy zapalonego narciarza, tak dla jasności.
Mnie polskie góry już dawno przestały wystarczać. Liczba tras, urozmaiceń, bezpieczeństwa, jakości i wysokiej cenie wcale nie mniejszej niż stoki za granicą to jakaś komedia. Prawda dla początków nauki jak najbardziej wystarcza, ale wystarczy pojechać w polskie góry na narty po raz trzeci to już niestety jest zbyt mało.
W zeszłym tygodniu wróciłem z nart w Alpach i muszę przyznać że zapłaciłem za całość niewiele więcej jak za pobyt w polskich górach, a i tak widoki znacznie ładniejsze. Lubię sobie pochodzić na takich wypadach z aparatem w ręku.
Plus pochwalę się moim zdjęciem zdobionym dwa lata temu w Austriackich górach ;)
Niestety, narciarska infrastruktura w Tatrach to jakiś żart. Jest tylko jedna dłuższa trasa (właśnie z Kasprowego), a tras typowo alpejskich - brak. W związku z czym szlusowanie w Tatrach polega przede wszystkim na... staniu na mrozie: kilka minut zjazdu i 10-20 minut w kolejce. I tak w kółko. Do tego dochodzą jeszcze horrendalne ceny biletów czy parkingów. Np. za postój w okolicy Kuźnic zapłacicie ok. 40 zł (za dzień). Chyba że przyjedziecie na miejscowych rejestracjach - wtedy utargujecie się do 30 zł.
A najlepsze wyciągi są poza Zakopanem - w Bukowinie Tatrzańskiej, Białce czy Jurgowie.
Austrii ze zdjęcia zazdroszczę!
To jest straszne jak ludzie idą w góry, nie zdają sobie sprawy z zagrożenia! Ja wchodziłem w zeszłym roku na Giewont, lipiec, skwar, wszyscy w krótkich spodenkach, japonki, klapki, małe dzieci - koszmar! Ja jedyny byłem przygotowany: dwa czekany, raki, profesjonalna odzież, specjalistyczny mocno spłaszczony namiot (żeby opierał się wiatrom), butle z tlenem - najgorsze były te ich drwiące spojrzenia ignorantów. A przecież to GÓRY i wszystko może się zmienić w sekundę! Wejście podzieliłem na 4 dni, co paręset metrów obóz, aklimatyzacja, oczywiście poręczówki na każdym etapie i ostatniego dnia atak na szczyt. Co dzień rano znajdowałem w przedsionku mojego namiotu puszki po Coli i opakowania po chipsach! Przeklęci amatorzy! W końcu zdobyłem szczyt, zużyte butle zostawiłem w pod krzyżem w strefie śmierci, gdzie -o zgrozo! - spotkałem babcię z dwójką wnucząt! Schodziłem kolejne 4 dni, ale przeżyłem tę próbę umiejętności i charakteru. Pod koniec sierpnia planuję wejść na Kopiec Kościuszki, w stylu alpejskim - ale jak zobaczę turystów z dziećmi i watą cukrową, to dzwonię na policję.
~Prawdziwy człowiek gór, alpinista, profesjonalsta
Zabawne! ;)
Szydera i żarty żartami, ale ludzie naprawdę bagatelizują poważne sprawy. Sam jeszcze kilka lat temu zgrywałem chojraka i na wieść o tym, że zimowe wejście na Kasprowy wymaga jakiegoś sprzętu, parsknąłbym śmiechem. Tak było mniej więcej do czasu, kiedy poważniej zacząłem chodzić po górach, trochę poczytałem, doświadczyłem, a wreszcie - na własne oczy widziałem akcję TOPR-u w terenie banalnym pod względem trudności latem czy jesienią (Szpiglasowa Przełęcz), który w zimie stał się śmiertelnie groźny, choć "wyglądał" całkiem niepozornie.
Wiem o tym. Zresztą kiedyś miałem okazję pogadać chwilę ze słowackim ratownikiem, mają straszne przeboje z Polakami :)
TOPR-owcy też mają o czym opowiadać. ;) Nie bez powodu w schroniskach wiesza się takie informacje:
A po słynnej "akcji ratowniczej" na drodze do Morskiego Oka pojawiły się liczne plakaty i trailery.... ;)
https://www.youtube.com/watch?v=gog2Kf-zxmY
I tak a propos... Mistrz bezpiecznego zjazdu z Kasprowego:
https://www.facebook.com/bartek.ptak.33/posts/2523801961026979
Wjechal wyciagiem chojrak na szczyt, popatrzyl w dol i "zesral sie w gacie". Pewnie to co widzimy to proby zachowania resztek godnosci przed ziomalami. :)
W górach byłem dwa razy, zimą, ale grzałem dupę w hotelach i łaziłem po Zakopanym, trochę jeździłem na nartach po hotelowych stokach. Nigdy w życiu nie łaziłem po górach. Przeczytałem ten wątek. Obejrzałem sobie z ciekawości filmik na YT z wejścia na Giewont, zesrałem się i już wiem że to nie dla mnie. Ludzie tam wchodzą z małymi dziećmi? Mmkay.
u nas to jeszcze i tak lajcik, bo jak zima to wiadomo ze sniegi i zimno, a latem, ladnie i sucho.
W alpach tez czasem fajne obrazki sie widzi. W dolinach przelom wrzesnia i pazdziernika to czesto ladna sloneczna pogoda, ludzie w koszulkach i trampkach sie snuja po miasteczkach. Potem wjezdzasz na stacje wspinaczkowa na Mt.Blanc a tam turysci w sweterkach i trampkack drepcza bez celu po sniegu. Nie za bardzo moga gdzies indziej moga isc, a skoro juz wjechali to glupio im zaraz zjezdzac :)
A na Rysy latem jaki zabrać ekwipunek? W poprzednie lato trochę za późno się zebrałem nad Morskie Oko, dlatego nie wyruszyłem dalej, ale Rysy muszę zdobyć.
Ciekawe czy ten Vangelis Papathanasiou wlazł na ten ich Olimp i Zeusa spotkał .no i jaki miał sprzęt gdy właził.
Nareszcie nie o polityce ;-) Fajny temat, pożyteczny wpis. W Karkonoszach, Sudetach (ale zwłaszcza w tych pierwszych) widzi się całe korowody, fantastycznych, malowniczych postaci. Śmieszno - straszno.
Kolejny wypad wysoko ponad poziom morza dziś zaliczony. I... znowu miałem okazję obserwować Sokoła w akcji.
Bukary, jakie jest Twoje górskie doświadczenie? Pytam z ciekawości. Ile lat uprawiasz turystykę? Może się też wspinasz? Czy lubisz też wędrówki beskidzkie? Czy bywałeś w górach wysokich (Alpy, góry Azji itd.)?
Po górach chodzę od dziecka. Urodziłem się, wychowałem i pracuję na Podhalu. Ale dopiero od dwóch lat ruszam w wyższe partie Tatr zimą.
Jak pisałem, nie jestem ekspertem. Nie mam za sobą kursu wspinaczkowego. Na razie uczyłem się wszystkiego poprzez lektury i różnorodne doświadczenia (także przykre). Miałem tej zimy zrobić 1. stopień kursu zimowej turystyki wysokogórskiej (na Hali Gąsienicowej), ale poważny wypadek nieco skorygował moje plany. Złamałem nogę (obie kości - piszczelowa i strzałkowa) i do tej pory odczuwam skutki tego zdarzenia. Postanowiłem jednak, że będę mimo wszystko walczył z bólem i chodził po Tatrach. 5 miesięcy po operacji (jesienią) już wróciłem na szlak. Piszczelowa była nadal niezrośnięta, ale uznałem, że mam już dość pertraktowania z tym wrednym słupem wapnia. ;) Było ciężko, czasem prawie ryczałem, docierając niemal na czworakach na parking po 13 godzinach wędrówki (także przez śnieżną zamieć na wysokości 2 tys. m). Ale jest coraz lepiej. W tym tygodniu już 2 razy byłem na 2000 m. A kurs przełożyłem na kolejną zimę. Może przyjdzie też wtedy pora (jeśli noga pozwoli) rozpocząć jakiś etap skiturowy górskiej przygody. Bo wchodzenie to dla mnie sama przyjemność, ale schodzenie - udręka.
Ponieważ w czasie wypadku uszkodziłem też bark, letnie plany typowo wspinaczkowe również musiałem odłożyć. Na wiosnę spróbuję wrócić na siłownię, wzmocnić bark i może uskutecznić jakąś wspinaczkę skałkową.
Co do gór wysokich... Jestem nauczycielem, więc, niestety, mam mocno ograniczony budżet i za granicę mogę się udać tylko wtedy, gdy ceny są największe (wakacje) i (ponieważ nie jestem sam) raczej w celach rekreacyjnych, a nie typowo wspinaczkowych. Na razie więc większość "górskiego" budżetu domowego przeznaczam na Tatry i planowany zakup bezlusterkowca, ale ciągle myślę o Alpach i wkrótce zapewne założę osobną skarbonkę związaną z tymi górami.
Nie trzeba jechać w Alpy. Łatwo dostępny jest Kaukaz. Loty do Gruzji są tanie, na miejscu jest bardzo tanio, a tubylcy są pozytywnie nastawieni do Polaków. Wjeżdżamy do tego kraju na samym dowodzie osobistym.
Poza kilkoma rejonami, w górach jest bardzo spokojnie. Nie ma turystów, zakazów, opłat.
Jak się odpowiednio wcześnie zaplanuje lot, to taka 1-2 tygodniowa wyprawa może kosztować mniej niż 1000zł. Czy to dużo? Moim zdaniem nie. Większość kosztu stanowi bilet lotniczy.
Bukary
Próbowałeś kiedyś oszacować ile spalasz kalorii w trakcie takiej wycieczki?
Jak wam mija weekend?
Wreszcie udało się w sobotę odłożyć na bok sprawdziany i wypracowania, więc znowu jestem na śnieżnej pustyni. W Tatrach Zachodnich wiosenne słońce.
Uważaj, bo cię antystrajkowicze zaraz zaatakują, że nie dość, że strajkujesz to jeszcze na urlopy wyjeżdżasz:-P
nie dość, że strajkujesz to jeszcze na urlopy wyjeżdżasz
Primo, strajk dopiero za tydzień.
Secundo, nie muszę wyjeżdżać: mieszkam w Tatrach. ;)
A to dlatego tak tam często jeździsz.
A już chciałem się spytać dlaczego nie chwalisz się innymi górami tylko ciągle tymi Tatrami
dlaczego nie chwalisz się innymi górami
Nauczycielska pensja i inne wysokie góry? Does not compute.
Jak jesteś Janosik to na co Ci pensja ? Pozbójuj trochę. I kasa będzie wieksza i prestiż społeczny większy.
Drodzy forumowicze, sezon zimowy pora uznać za zakończony!
Wszystkie majowe weekendy spędzam skoszarowany w maturalnej komisji egzaminacyjnej, więc okazji do wysokogórskich wypraw zabraknie. A w czerwcu już raczej trzeba będzie chować raki i czekan. Tak więc kolejne zdjęcia już w zupełnie innej aurze.
Szkoda gór.
Jestem za tym, by drastycznie ograniczyć dostęp do Tatr. Może nie w taki sposób, by dostępne były tylko dla taterników, ale są metody pośrednie, które ograniczą ruch.
Niech schroniska tatrzańskie nie serwują posiłków ani piwa, to może liczba turystów zmaleje, bo pójdą tylko ci, którzy będą potrafili sami zadbać o wyżywienie. Gdyby na teren TPN nie można było wejść na przykład po godzinie 8, to poszliby jedynie ci, którym zależy. Można tak kombinować, ale nikt nie spróbuje, bo sprawa dotyczy najbardziej dochodowego parku narodowego w Polsce.
Park narodowy to najwyższy stopień ochrony przyrody w Polsce. Szkoda że priorytetem tej ochrony jest zarabianie pieniędzy.
To ja się boję co ja w pobliżu oka i stawów zobaczę.
W tym roku pierwszy raz w Tatry:-D
Bukary - szacun za żelazne nerwy i mentorski wydźwięk Twoich wypowiedzi. Ja już nie mam siły do ludzi, którzy idą do Parku tylko po to, żeby zrobić sobie piknik, nawrzeszczeć się i zostawić syf po sobie.
Dawno temu się śmiałem, że jeszcze trochę i Tatry zostaną wyniesione na podeszwach butów turystów, ale w ubiegłym roku zajrzałem sobie na Giewont po blisko 15-letniej przerwie. Może mam sklerozę, ale byłem w ciężkim szoku jak wyślizgana na lustro jest szczytowa czapka. No ale w końcu góry są dla wszystkich. Niestety na szczycie oczywiście zastałem syf. A na to wytłumaczenia już nie ma.
2sd Późno, ale obok screen z Endomondo z Sylwestra tego roku. Bez żadnych szczytów, droga na trasie Kuźnice-Czarny Staw Gąsiennicowy-Kuźnice (wejście Doliną Jaworzynki, zejście niebieskim szlakiem). Miałem coś popierniczone w ustawieniach (zorientowałem się po powrocie), więc GPS łapał okazjonalnie tylko, gdy telefon był aktywny i nie policzył jak widać różnic wysokości. Myślę więc, że uwzględniając wspinaczkę realnie na takiej trasie spalanie rzędu 3000-4000 kcal nie jest przesadzone.
Swoją drogą, gdy wracałem popołudniem, to już po wejściu na Królową Kopę słychać było dicho, które niosło się ze sceny w centrum Zakopca. Od tego miejsca aż do końca wrażenie było nieustannie takie, że za najbliższym zakrętem na pewno stoi jakaś tancbuda, mimo że w linii prostej było pewnie z 5-6 km. Masakra. Poszedłem szukać zimowej górskiej ciszy, a dostałem imprezę disco polo ;(
Chcecie się może przyłączyć do pozwu zbiorowego przeciw TPN-owi?
https://www.facebook.com/SpottedBB/posts/2465084413513479
Witam. Szukam instytucji albo kogoś kto pomoże mi w odzyskaniu pieniędzy od TPN. Sytuacja wyglądała tak, że tydzień temu byliśmy ze znajomymi w Morskim Oku i postanowiliśmy iść na Rysy bo była dobra pogoda. Na górze byliśmy około 19:00 i zaczeliśmy schodzić z innymi ludźmi na dół prawie od razu bo przyleciały chmury i nie było nic widać. Jak zeszliśmy na doł o 22:30 to okazało się, że jesteśmy na Słowacji a nie w Morskim Oku. Na górze nie było żadnych oznaczeń, po drodze na górę też żadnych informacji że tam się schodzi na Słowacje. Okazało się, że nic do Morskiego Oka stamtąd już nie jedzie i że jest niby 60km a przeszliśmy dużo mniej. Słowacka policja którą pomogli nam wezwać miejscowi nie chciała odwieźć nas do naszych aut tylko odwieźli pod hotel gdzie za nocleg dla 6 ludzi zapłaciliśmy ponad 1800zł, do tego koszt taksówki następnego dnia i parkingu na Morskim Oku za kolejną dobę, jedzenie itd i wyszło na złotówki prawie 2900. W TPN nie chcą zwrócić kasy, mówią że to nie ich wina ale nawet nie dali innego koloru szlaku niż Słowacy, żadnych informacji w ogóle nie ma po drodze że tak tam jest a potem jest właśnie tak. Jakby to lepiej było oznaczone to by do tego nie doszło. Jeśli będą musieli oddać te koszty to może pomyślą nad lepszą jakością szlaków, dlatego szukamy osób które mogłyby ogarnąć taki zwrot lub ewentualnie innych któzy mieli na Rysach tak samo aby zgłosić się po zwrot w jakiejś większej grupie bo wtedy pewnie łatwiej by było rekompensatę odzyskać.
Góry to nie Krupówki...
Ehhh... Uwielbiam czytać te wypociny roszczeniowych ludzi, niepodpartą logicznymi argumentami.
Takie czasy, ludzie się wręcz chwalą że są idiotami i czują się z tym dobrze. Brawo słowackie służby.
Choć pogoda nie dopisuje (deszcz), spróbuję się jutro wybrać gdzieś wyżej. Jeśli we mgle zgubię szlak, przyłączę się do pozwu przeciw TPN-owi, bo przecież wszędzie w pobliżu szlaków powinny być zainstalowane i włączone latarnie ze światłami przeciwmgielnymi. I, rzecz jasna, zadzwonię do TOPR-u, żeby mnie helikopterem zabrali w dół (najlepiej na parking).
Ej byliście kiedyś w Tatrach? Nie? To nie jedźcie. Serio, to pułapka. Przykładowo pojechalismy w zeszłym tygodniu z Sebą, Krystianem i Andżeliką do Zakopca i tak się bujaliśmy kilka dni po Krupówkach co nie, ale ile można jeść szyszki ryżowe i chodzić do kina 9D? Pytam więc baby od oscypków, czy jest tu coś fajnego do zobaczenia, co byśmy se z Andżelą selfiaczka strzelili, bo akurat rocznicę mieliśmy. Baba na to, że w sumie Morskie Oko jest spoko, a jak ktoś jest w formie, to poleca Rysy, bo widoczki urywają odwłok. Andżelika na to, że wypas i ona chce widoczki urywające odwłok. No proste, dla mojej princessy wszystko, więc ustalamy, że jutro atakujemy Rysy, tymczasem trzeba opić tak zajebisty plan.
No i chyba trochę przesadziliśmy z Żuberkami, bo następnego dnia grubo zaspaliśmy, ale nie ma tego złego. Okazało się, że na Morskie Oko da się podjechac bryczką, z czego oczywiście skorzystaliśmy. W ogóle jaki żal, że ludzie się męczą i drałują z buta, kiedy można się elegancko pierdolnąc na przyczepce i sączyć browarka. Zresztą kij z nimi. Dojechaliśmy na miejsce, puściliśmy kaczkę na jeziorze, które w sumie nie było aż tak spektakularne, jak mówiła baba od oscypków. Ot jeziorko Czerniakowskie, tyle że otoczone góram, no wielkie mi halo. Na szczęście tuż obok był bar to se weszliśmy na Żuberka i naleśnika, a jak już wszamalismy i wypiliśmy, to Seba podbił do barmana i pyta, którędy na Rysy?
Barman ewidentnie dziabniety, bo zaczął gadać, że jak na Rysy skoro jest 15:00, a to 4 godziny się wchodzi + foteczka + zejść jeszcze trzeba, a w naszym wypadku to będzie już po zmroku, więc niebezpiecznie. Seba mu na to, że w 4 godziny, to chyba on wchodzi, my nie jesteśmy jakieś tam leszcze i wejdziemy w max półtora. Na co barman, że spoko, luzik, ale jakby co, to ostrzegał. Seba mu na to, że docenia, ale lepiej niech poleje Żuberka, jak ma takie kocopały pierdolić
Sieknęliśmy Żuberka, po czym ruszylismy zaatakować Rysy i tu suprajsik, bo okazało się, że barman miał racje i faktycznie zajęło nam to cztery godziny. Cztery jeba# godziny pod górę, czaicie? Jak wszedłem, to byłem tak padnięty, że mówię do Andżeliki: "Andżela kurwa czy ty widzisz jak się dla Ciebie poświęcam? Po powrocie nie ma chooya, robisz mi Vifona w rewanżu". Andżela na to: "Taa kużwa pięć od razu", na co Seba: "Dobra pomigdalicie się póżniej. Robimy selfiaczki i spadamy, bo zczyna mnie suszyć".
No i robimy te selfiaczki, wtem jak się chmury nad nami nie zebrały. Ooo ludzie momentalnie zrobiło się ciemno, jak nie powiem gdzie, na co Andżela, ubrana w suknię bez pleców i czółenka Jimmy Choo, bo #rocznica #selfiaczki, oczywiście zaczała panikować, że w takich warunkach nie damy rady zejść i zostaniemy na tej górze na zawsze, jak w takim jednym filmie, co oglądała. Everest, czy jakoś tak. Nie powiem, ja ze stresu też puściłem kropelkę moczu, ale gram poker fejsa i mówię, że chill, zejdziemy na lajcie, bo znam drogę. Oczywiście nie znałem, na szczęscie oprócz nas, na górze było jeszcze kilka osób i wymyśliłem, że po prostu pójdziemy za nimi.
No i poszliśmy. Trasa masakra, normalnie zero latarni, zero znaków, zero niczego. W dodatku ślisko, że Krystian tak się wypierdolił w swoich AirMaxach, że aż mu reklamówka z Biedry wypadła z ręki i poleciała w przepaść. No mówię wam tragedia w trzech aktach. Aczkolwiek najgorsze to było jak po czterech godzinach w końcu zeszliśmy na dół, patrzymy a tam jakoś inaczej niż za pierwszy razem. Nie ma ani Morskiego Oka, ani bryczek. Aż mi druga kropelka moczu poszła po kalvinach klainach ze stresu, ale na twarzy poker fejsik, wiadomka. Podbijam do tych ludzi, co za nimi szliśmy i pytam:
- Ej ziomki, gdzie tu jest najbliższy przystanek?
Na co oni?
- Čo si hlúpy? Toto je národný park, tu nechodia autobusy
Na co Seba:
- Ty, gość jakiś pierdolnięty
Na co Andżelika:
- O kurła, to Słowacy
Na co Krystian
- Skąd wiesz?
Na co Andżelika:
- Byś słuchał Halinki Młynkowej, to też byś wiedział
W każdym razie Andżela z nimi pogadała po słowacku i okazało się, że zeszlismy inna drogą niż weszliśmy, i teraz jesteśmy na Słowacji. W dodatku 60 kilometrów od Morskiego Oka. Normalnie bardziej popierdolona akcja niż w drugim sezonie "Dark". Na szczęscie Krystian już się otrząsnął ze straty reklamówki z Biedry i zarządził, żeby wezwać policję i niech nas odwiozą do hotelu. No i odwieźli... tyle, że nie do naszego, a do słowackiego i tam porzucili. Było grubo po północy, więc stwierdzilismy, że już trudno, przekimamy tutaj.
Kużwa, jak rano się wymeldowaliśmy i krzyknęli nam 1800 zeta za nocleg + kolejne 500 za opierdolenie barku przez Sebe, to aż mi trzecia kropelka moczu poleciała. Ale na tym nie koniec, bo jeszcze musielismy ogarnąc taksówke do Zakopca, co nas kosztowało kolejne 600 peelenów. Łącznie 2900 + moje Calviny Klajny, które poległy w nierównym starciu z kropelkami + rozpiźdzone AirMaxy Krystiana + strata reklamówki z Biedry, w której Krystian miał nasze pieniądze i dokumenty, przez co trzeba było pisać smsy po znajomych "Ej, ziom ty masz Blika co nie? Podesłałbyś mi kod? Ehhh nawet nie pytaj". Generalnie koszty i komplikacje z kosmosu, a miał być przyjemny weekendowo-rocznicowy wyjazd.
Ale ja tego na pewno tak nie zostawie! Co to to nie! Jeśli ktoś z was był tydzień temu na Rysach, to prosba o kontakt, bo szukam świadków, którzy będą zeznawać w sądzie. Zresztą skontaktuj się ze mną nawet, jesli nie było Cię na Rysach tydzień temu, ale kiedykolwiek miałeś podobną sytuację. Złożymy pozew zbiorowy i puścimy TPN z torbami. Może jak dostaną finansowo po gaciach, to się ogarną i postawią znaki, latarnie i przystanki autobusowe. Dość już tej Tatrzańśkiej patologii! Tymczasem z fartem mordeczki i czekam na wiadomości.
Takich ludzi powinno się odstrzelić, co by swoich genów dalej nie przekazywali...
Akcja TOPR-u - zwiezienie pijanego turysty spod Giewontu.
W idealnym świecie ten pan zapłaciłby za transport powietrzną taksówką i narażanie na niebezpieczeństwo ratowników oraz innych ludzi, którzy wtedy mogli potrzebować pomocy.
Medycy w takich sytuacjach jakoś mogą nie interweniować i podać do sądu o nieuzasadnione wezwanie. Dlaczego TOPR nie robi podobnie?
Za tydzień pierwszy raz jadę w Tatry. Ma ktoś jakieś pomysły na szybką obniżkę IQ? Boję się, że mnie za jakiegoś profesjonalistę podadzą:-D
Dlaczego TOPR nie robi podobnie?
TOPR-owcy to ludzie ze specyficznym podejściem do takich spraw. To ochotnicy wybrani spośród najlepszych przez innych ochotników (taka pozytywna i godna podziwu Cosa Nostra), którzy ślubują, że będą przestrzegać pewnych zasad. Ruszają więc na pomoc każdemu (o ile jest w niebezpieczeństwie) - niezależnie od głupoty poszkodowanego. Jeśli ten człowiek wchodził pijany na Giewont, to w każdej chwili mógł stracić życie. (Kilka lat temu zginął tam jeden z moich uczniów). I pewnie dlatego wystartował helikopter.
Za tydzień pierwszy raz jadę w Tatry
Super! Masz już jakieś plany związane z trasami?
Głównym planem są czerwone wierchy, bo są powyżej dwóch tysięcy, a i widoki podobno piękne. Myślę o normalnym wejściu na Ciemniak i zejściu z Kondrackiej Kopy.
Jest jeszcze opcja zejścia z Małołączniaka, ale patrzyłem na zdjęcia kobylarzowego żlebu i jakoś nie widzi mi się tam iść.
No i druga wędrówka to stawy razem z morskim. Zazwyczaj nie pcham się w miejsca mocno napchane turystami, no ale raz w życiu trzeba te widoki zobaczyć.
Niestety zaplanowane tylko dwie wędrówki, bo jeszcze zaplanowana Babia góra, a i nie wiadomo jak z pogodą będzie:-)
Tatry Wysokie i Tatry Zachodnie - całkiem dobry plan jak na pierwszy wypad.
Co do pogody: gdyby były spore mgły, odradzam Czerwone Wierchy, bo to zdradliwa okolica. Wiele osób (nawet himalaistów) tam zginęło w takich warunkach. Jeśli idzie o Tatry Zachodnie, wtedy w zastępstwie polecam Trzydniowiański Wierch (z ewentualnym dojściem Kończystego) albo trasę Grześ-Rakoń-Wołowiec. Widoki równie piękne, nawet w mglisty dzień, co widać chyba na zdjęciu, które zrobiłem w tym sezonie zimowym ------>
w najbliższym czasie (2 tygodnie?) ma być zamkniety szlak na Giewont, jak coś. A pisze bo potem może być płacz, gdyż 1) szlak uczęszczany zatem ludziska podzieją się na inne trasy - będzie większy tłum; 2) jednak, co jak co, szlak na Giewont jest fajny a może ktoś planował ;)
pzdr
Ja wyruszam do Zakopanego w sierpniu. Mam nadzieję że pogoda dopisze bo chcę zdobyć Rysy w końcu. A ogólnie po drodze do Morskiego Oka gdzie warto zboczyć że szlaku, żeby zobaczyć inne piękne miejsca? Z tego, co pamiętam, to obok Wodogrzmotów Mickiewicza jest gdzieś droga, która prowadzi gdzieś do doliny pięciu stawów czy coś.
A ogólnie po drodze do Morskiego Oka gdzie warto zboczyć że szlaku, żeby zobaczyć inne piękne miejsca? Z tego, co pamiętam, to obok Wodogrzmotów Mickiewicza jest gdzieś droga, która prowadzi gdzieś do doliny pięciu stawów czy coś.
Akurat w drodze do Morskiego Oka nie ma jakichś szaleństw widokowych. Rzeczywiście możesz iść do Pięciu Stawów przez Dolinę Roztoki. Możesz też dojść do Morskiego Oka i ruszyć do Pięciu Stawów przez Szpiglasowy Wierch. To zdecydowanie ciekawsza trasa z lepszymi widokami.
Nie użyłbym jednak określenia "zboczyć". Jeśli głównym celem są Rysy, to trzeba się nastawić na wycieczkę bez zbaczania z trasy (Palenica - Wodogrzmoty - Moko - Czarny Staw - Rysy). Przejście do Pięciu Stawów (od Wodogrzmotów lub od strony Morskiego Oka) to osobne, całodniowe wypady.
A tak ogólnie polecam jednak inne rejony Tatr niż droga do Morskiego Oka, które są również ciekawe (a rzekłbym nawet: ciekawsze) pod względem widokowym, a do tego znacznie mniej uczęszczane. Droga do Morskiego Oka to w sezonie drugie Krupówki. W niedziele muszę się tamtędy przemieścić (z konieczności) i już mi z tego powodu niezbyt wesoło. ;) Postaram się jednak ruszyć o świcie, więc uniknę pewnie drastycznych "korków" na szlaku.
Tak czy owak, powodzenia w zdobywaniu Rysów! Koniecznie podziel się jakimiś zdjęciami.
A tak ogólnie polecam jednak inne rejony Tatr niż droga do Morskiego Oka, które są również ciekawe (a rzekłbym nawet: ciekawsze) pod względem widokowym, a do tego znacznie mniej uczęszczane
A co mógłbyś polecić dla takiego kogoś jak ja, w sensie dla kogoś, kto ze sprzętu do chodzenia po górach ma plecak, wygodne buty i mnóstwo samozaparcia i chęci do całodniowych eskapad po Tatrach. Czas jaki tam mam do rozdysponowania tylko na przechadzki, to 3 dni, 1 dzień odpadnie na Rysy, więc liczę na ciekawe propozycje z Twojej strony. A jak uda mi się dotrzeć na Rysy, to podzielę się zdjęciami jak najbardziej :)
Zakładam, że będziesz w stanie przez 3 dni chodzić po górach, choć to wymaga naprawdę dużego nakładu sił. Podejrzewam, że 2 dnia konieczny będzie jednak odpoczynek i niewielki wysiłek. Wtedy masz 3 możliwości:
1) Krupówki plus jakiś spacer po pobliskiej dolinie, np. Białego z wejściem na Sarnią Skałę,
2) wypad na Rusinową Polanę z dojściem do Gęsiej Szyi, która jest świetnym punktem widokowym,
3) wejście na Nosal, a stamtąd przez Polanę Olczyńską na Kopieniec.
Jeśli jednak chcesz przez 3 dni chodzić po wyższych górkach, to jedziemy:
1 dzień masz przeznaczony na Rysy, więc w kolejnych dniach odrzucam równie ekstremalne wypady (nie wydolisz). Gdybyś jednak czuł się na siłach i zdobył Rysy bez problemu, to zalecam Mięguszowiecką Przełęcz pod Chłopkiem (niestety, droga znowu z Morskiego Oka), Granaty (najlepiej żółtym szlakiem znad Czarnego Stawu Gąsienicowego) albo Świnicę (szlakiem z Kasprowego Wierchu). To miejsca położone wysoko i zapewniające niezwykłe widoki.
Bądźmy jednak realistami i załóżmy, że po Rysach trzeba wybrać coś lżejszego, choć wcale nie gorszego pod względem widokowym. Skoro widoki na Tatry Wysokie będziesz miał zapewnione z Rysów, to może warto zajrzeć do Tatr Zachodnich. Dlatego:
2 dzień: Dolina Chochołowska (parking przy samym wejściu lub dojazd busem) - Trzydniowiański Wierch (w razie wyczerpania można tu zdecydować o zejściu i powrocie inną drogą, czyli czerwonym szlakiem do schroniska na Polanie Chochołowskiej) - Czubik - Kończysty Wierch (kolejne miejsce, gdzie można zdecydować o powrocie, bo widoki i tak już będą cudowne) - Starorobociański Wierch (widoki jak na dachu świata) i zejście (albo z powrotem do Chochołowskiej czarnym szlakiem, albo zielonym przez Ornak do Doliny Kościeliskiej).
Zalety wypadu: trasa zapewnia szybkie wejście na dużą wysokość, a potem ciągle wędruje się granią, skąd rozciągają się wspaniałe widoki. Trasa jest w miarę bezpieczna i w wielu miejscach można zdecydować o powrocie, jeśli nie starczy sił, nie tracąc poczucia zwycięstwa.
3 dzień:
Wariant A: Dolina Chochołowska - Polana Chochołowska - Grześ - Rakoń - Wołowiec - zejście zielonym szlakiem do Chochołowskiej.
Zalety: piękne widoki na Tatry Zachodnie, trasa bezpieczna, długo poruszamy się po grani.
Wariant B: Kuźnice - Kasprowy - Goryczkowa Czuba - Kopa Kondracka - albo zejście na halę Kondratową, albo wejście na Giewont - powrót do Kuźnic.
Zalety: widoki na Kasprowym i na dalszym odcinku trasy, brak trudnych podejść.
Wariant C: Dolina Kościeliska - Czerwone Wierchy - zejście przez Kopę Kondracką w stronę Kuźnic.
Zalety: jak zwykle - widoki. Wady: trochę nużące podejście i powrót do innego miejsca niż to, z którego wychodziliśmy, co ma znaczenie, jeśli poruszamy się swoim autem.
Wariant D: Kuźnice - Dolina Jaworzynki - Hala Gąsienicowe - Murowaniec - Czarny Staw Gąsienicowy - Kościelec.
Zalety: chyba najkrótsza wycieczka w bardzo ładne miejsca, po zdobyciu Kościelca można ewentualnie zdecydować o jakimś dalszym działaniu w górach. To jednak wartościowy wariant na wypadek spadku formy w 3 dniu.
Poniżej zamieszczam zdjęcia autorstwa Karola Nienartowicza z poszczególnych miejsc, które opisałem.
PYTANIA!
Mięguszowiecką Przełęcz pod Chłopkiem (niestety, droga znowu z Morskiego Oka), Granaty (najlepiej żółtym szlakiem znad Czarnego Stawu Gąsienicowego)
Pierwszy wariant jest jakiś bardzo ekstremalny? Można wybrać się na niego z lustrzanką i szkłami?
Wariant A: Dolina Chochołowska - Polana Chochołowska - Grześ - Rakoń - Wołowiec - zejście zielonym szlakiem do Chochołowskiej.
Zalety: piękne widoki na Tatry Zachodnie, trasa bezpieczna, długo poruszamy się po grani.
Patrząc na zdjęcia są to bardzo łagodne trasy. Da radę z psem?
Patrząc na zdjęcia są to bardzo łagodne trasy. Da radę z psem?
Obie trasy w Tatrach Zachodnich (na Wołowiec i na Kończysty) są dosyć bezpieczne. Bez problemu można się tam udać z lustrzanką. Zamieszczę tu jeszcze jakieś zdjęcia z tych okolic.
Niestety, z psem można dojść tylko do schroniska w Dolinie Chochołowskiej. Nie można czworonoga zabrać na szlak powyżej schroniska.
Widok z Grzesia ---->
Żeby była jasna, pies dotyczył tylko
Grześ - Rakoń - Wołowiec
Lustrzanka natomiast
Mięguszowiecką Przełęcz pod Chłopkiem (niestety, droga znowu z Morskiego Oka), Granaty (najlepiej żółtym szlakiem znad Czarnego Stawu Gąsienicowego)
Kurczę, szukam właśnie takiego miejsca gdzie było stosunkowo łagodnie a wysoko i można byłoby zabrać czworonoga.
Kurczę, szukam właśnie takiego miejsca gdzie było stosunkowo łagodnie a wysoko i można byłoby zabrać czworonoga.
Nie wejdziesz z psem już na Grzesia. W Tatrach jest zakaz zabierania czworonogów powyżej schroniska w Chochołowskiej. Zerknij tutaj:
https://gorydlaciebie.pl/z-psem-w-tatry-polskie/
Okolice Grzesia z widokiem na Ornak ---->
W wyższe miejsca jak najbardziej można zabrać lustrzankę. Po prostu będziesz ją wyciągał z plecaka i strzelał w bezpiecznych miejscach. ;)
Łagodnie, a wysoko = przede wszystkim Tatry Zachodnie (np. Starorobociański Wierch, Kończysty Wierch, Wołowiec).
W wyższe miejsca jak najbardziej można zabrać lustrzankę. Po prostu będziesz ją wyciągał z plecaka i strzelał w bezpiecznych miejscach. ;)
Bardziej chodzi o to, że waży ona łącznie 2kg. Jeśli mam się wspinać po łańcuchach to wolę się zastanowić przed zabraniem
Bardziej chodzi o to, że waży ona łącznie 2kg. Jeśli mam się wspinać po łańcuchach to wolę się zastanowić przed zabraniem
Ja często zabieram ze sobą lustrzankę. Warto jednak zainwestować w dobry plecak, żeby ciężar się sensownie rozkładał i nie dawał w kość przy podejściach, a także w dobre buty, które potrafią zdziałać cuda, jeśli chodzi o przenoszenie klamotów.
Jak się kiedyś wzbogacę, to kupuję jednak bezlusterkowca, bo na trasie każdy kilogram się liczy. ;)
Zdziwisz się ale nie jest on aż o tyle lżejszy niż lustro. Zmieniłem 6d na a7II i waga jest praktycznie ta sama z głównym szkłem 70-200. Owszem pozostałe są o wiele lżejsze ale ten podstawowy duet w ogóle nie pokazuje zalety wagi.
Bukary, bardzo Ci dziękuję za wyczerpującą odpowiedź. Na pewno skorzystam z tych propozycji. Na drugi dzień coś na pewno lżejszego wybiorę gdyż jadę ze swoją drugą połówką, a cudem mi się udało ją namówić na Rysy. Jeśli ona to wytrzyma to na drugi dzień podejrzewam że nie będzie skłonna do długich spacerów. Więc oby do sierpnia i oby pogoda dopisała :)
2 dzień: Dolina Chochołowska (parking przy samym wejściu lub dojazd busem) - Trzydniowiański Wierch (w razie wyczerpania można tu zdecydować o zejściu i powrocie inną drogą, czyli czerwonym szlakiem do schroniska na Polanie Chochołowskiej) - Czubik - Kończysty Wierch (kolejne miejsce, gdzie można zdecydować o powrocie, bo widoki i tak już będą cudowne) - Starorobociański Wierch (widoki jak na dachu świata) i zejście (albo z powrotem do Chochołowskiej czarnym szlakiem, albo zielonym przez Ornak do Doliny Kościeliskiej).
Mam jeszcze dwa pytania.
Pierwsze to odnosząc się do Twoich propozycji wypraw miedzy innymi na Starorobociański Wierch, jak to wygląda czasowo? Chodzi mi głównie o to, czy zdążę sobie to obejść jak nocleg mam przy Krupówkach, tak żeby od bladego świtu ruszyć i zdążyć.
Drugie pytanie dotyczy drogi na Rysy. Patrzę na mapę i widzę że rok temu nad Morskie Oko szedłem trasą, na której znajdowały się Wodogrzmoty Mickiewicza. A teraz widzę, że jest też trasa od strony Zakopanego przed Dolinę Pięciu Stawów. Którą lepiej wybrać?
Jeśli będę mieć możliwość to nie wezmę i skorzystam z tego wariantu ostrzejszego :P
Gdybyś się zdecydował na Przełęcz pod Chłopkiem, tutaj masz dokładny opis trudności szlaku i zdjęcia, które pozwolą zdecydować, czy lustrzanka znajdzie się w plecaku:
http://natatry.pl/tatry-wysokie/okolice-morskiego-oka/przelecz-pod-chlopkiem
Pierwsze to odnosząc się do Twoich propozycji wypraw miedzy innymi na Starorobociański Wierch, jak to wygląda czasowo? Chodzi mi głównie o to, czy zdążę sobie to obejść jak nocleg mam przy Krupówkach, tak żeby od bladego świtu ruszyć i zdążyć.
Nie wiem, czy masz własne auto. Zakładam, że tak.
Ruszasz z Krupówek na parking przy wejściu do Doliny Chochołowskiej. W godzinach rannych to zajmie jakieś 20-30 minut. Zapylasz Chochołowską do zejścia na czerwony szlak. 1-1,5 godz. Na Trzydniowiański wchodzisz w ciągu 1,5-2 godz. Reszta zalezy od tego, czy wracasz, czy idziesz dalej. Jesli wracasz, to schodzisz do Chochołowskiej przez jakieś 1,5 godz., a stamtąd na parking jakieś 1,5 godz.
Wariant najuboższy (wejście tylko na Trzydniowiański) zajmie jakieś 6-7 godzin (nie uwaględniając przerw i odpoczynku).
Drugie pytanie dotyczy drogi na Rysy. Patrzę na mapę i widzę że rok temu nad Morskie Oko szedłem trasą, na której znajdowały się Wodogrzmoty Mickiewicza. A teraz widzę, że jest też trasa od strony Zakopanego przed Dolinę Pięciu Stawów. Którą lepiej wybrać?
Jeśli idziesz na Rysy, to nie ma mowy o Dolinie Pięciu Stawów. Dojeżdzasz z Krupówek na Palenicę, co zajmie minimum 30 minut. Ruszasz do Morskiego Oka. Docierasz za jakieś 2 godziny (szybkim tempem). Obchodzisz Morskie Oko i zaczynasz wspinaczkę nad Czarny Staw pod Rysami. To zajmie jakąś godzinę. Spod Czarnego Stawu ruszasz na Rysy. Dochodzisz tam za 3,5 godz. A potem zejście taką samą trasą na parking.
W sumie: około 12-14 godzin (plus odpoczynek). Gdybyś szedł przez Dolinę Pięciu Stawów, musiałbyś doliczyć jakieś 3-4 godziny. Noc by cię zastała na Rysach i mógłbyś trafić na Słowacką stronę. ;)
Byłem dziś nad Czarnym Stawem i nie szedłem dalej. Wypad zajął mi 7 godzin, wliczając w to suszenie się w schronisku, bo trafiłem nad Czarnym Stawem na straszliwą, godzinną ulewę z gradobiciem. Z każdego buta (z Gore-Texem) wylałem pół szklanki wody w schronisku.
Tak, mam własne auto. Więc będę musiał wrócić w to samo miejsce.
Co do wyprawy na Rysy, to zależy mi właśnie na jak najszybszym dotarciu na szczyt. Nawigacja piesza pokazała mi właśnie trasę przez Dolinę Pięciu Stawów i czas 6 godzin 50 minut. Ale udam się trasą, którą zalecasz :)
Nawigacja piesza pokazała mi właśnie trasę przez Dolinę Pięciu Stawów i czas 6 godzin 50 minut.
Nie wiem, na jaką ty patrzysz nawigację, ale zerknij choćby tutaj: https://mapa-turystyczna.pl/
Pierwsza trasa: Palenica - Morskie Oko - Rysy. Czas przejścia: 7 godzin. Suma podejść: 1708 m.
https://mapa-turystyczna.pl/route?q=49.2545920,20.1029280;49.1797400,20.0880720
Druga trasa: Palenica - Dolina Pięciu Stawów - Morskie Oko - Rysy. Czas przejścia: 9 godzin. Suma podejść: 2262 m.
Dolicz do tego czas powrotu.
Druga trasa jest nieporównywalnie trudniejsza do zrobienia w jeden dzień. Dla zwykłego zjadacza chleba - raczej niemożliwa do zaliczenia.
Przypominam też, że - jeśli dobrze zrozumiałem - zabierasz ze sobą partnerkę, która nie chodzi po górach. Czekają cię zatem częste postoje. Na Rysy będziecie wolno wchodzić. Pewna część trasy wymaga uwagi i skupienia, bo są tam łańcuchy. Jeśli będzie sporo ludzi, to czas przejścia znacząco się wydłuży, bo przecież w newralgicznych miejscach obowiązuje ruch jednostronny. Mówiąc krótko, dość ambitny cel sobie obraliście. Zdecydowanie zachęcam do obejrzenia tego filmu przed wyprawą:
I tego:
https://www.youtube.com/watch?v=raP2iHfR3WM
Pokaż ten film partnerce, żeby wiedziała, na co się pisze.
I po tym, co wczoraj widziałem na szlakach w okolicach podejścia na Rysy (ludzie padali jak muchy na mokrych kamieniach), zachęcam też do wzięcia obuwia z podeszwą Vibram (najlepiej miękka mieszanka). Jak spadnie deszcz, kiedy będziecie nieco wyżej, takie obuwie ocali wam życie. No i weźcie jakieś cienkie rękawiczki z utwardzanym wnętrzem dłoni. TOPR-owcy zachęcają też do ubierania kasku w drodze na Rysy, bo tam często spadają kamienie - a spotkanie z nawet niewielkim kamyczkiem może się skończyć w najlepszym wypadku tak:
Rzecz jasna, można wejść na Rysy w klapkach i w dżinsach itp., ale przezorny zawsze ubezpieczony. ;)
O, wczoraj TOPR-owcy zabierali turystkę z Orlej Perci. Szlak okazał się jednak za trudny.
http://portaltatrzanski.pl/aktualnosci/wczoraj-topr-ewakuowal-turystke-z-orlej-perci,2404
https://www.facebook.com/groups/125875737424915/permalink/2605078062837991/
W lecie to nie łażenie po górach, bo za gorąco jak i burze. Najlepiej to jesienią albo wiosną. Na lato to jeziora i morza.
Najlepiej to jesienią albo wiosną.
Wiosną chodzenie po górach jest dość nieprzyjemne ze względu na wciąż zalegające warstwy śniegu w niektórych miejscach na szlakach. To utrudnia bezpieczne poruszanie się, bo ciągłe ściąganie i zakładanie raków na zimowe buty nie jest zbyt wygodne. Wiele osób zginęło w Tatrach o tej porze roku, bo przecież "szkoda zakładać raki na 5 metrów trawersu". ;)
Latem z kolei burze i grad. Jesienią deszcze i mgły. Zimą to już w ogóle niebezpiecznie (bez odpowiedniego sprzętu). Innymi słowy: przerąbane. ;)
Orla wiosna nie jest dobrym pomysłem. Przynajmniej tak mi geograf w ogólniaku mówił, a chłop na rzeczy się znał.
Trochę się cykałem czy wpisać wiosnę, bo wiadomo roztopy itp, ale np. kwiecień i maj? Co do jesieni to wrzesień i październik powinny być ok a nie że deszczowo.
ludzie sa zabawni
https://podroze.onet.pl/aktualnosci/kolejka-do-kolejki-na-kasprowy-wierch/pm1mdxv
Przeciez przez ten czas, ja zdaze tam wejsc, zjesc, odpoczac i zejsc spowrotem :p
Perspektywa spocenia się przy wychodzeniu na wysokość niecałych 2000 m n.p.m. w celu trzaśnięcia fajnego selfie z górami w tle jest tak przerażająca dla wielu bohaterskich turystów, że kolejka do kolejki na Kasprowy ciągnie się aż po Krupówki. ;) Zresztą nie po to sobie chłopcy i dziewczęta kupowali nowe najki na wyjazd do Zakopanego, żeby od razu zniszczyć podeszwy.
Turysty panie. Jak widzę nawet w drodze do Morskiego Oka, gdzie droga nie jest ekstremalna tylko tyle, że pod górkę, jak wjeżdżają na bryczkach z tyskim w łapie to mnie krew zalewa. To po co taki człowiek w góry jedzie, skoro się z piwem rozstać nie potrafi i łazić się nie chce? Won nad morze leżeć plackiem i opalać piwny bęben a nie... Szczerze gardzę.
Akurat mnie to jeżdżenie furmankami na drodze do Morskiego Oka też straszliwie drażni. Ostatnio na wozach widziałem mnóstwo ludzi - zwłaszcza Arabów (zaczęli masowo przyjeżdżać do Zakopanego) i Polaków z gatunku "orzełek na piersi, a w dłoni puszka piwa".
opalać piwny bęben Śmiechłem...
Dragon, dziś odbębniłem trasę, którą chciałeś zrobić "w drodze" na Rysy, czyli: Palenica - Dolina Roztoki - Dolina Pięciu Stawów - Świstowa Czuba - Morskie Oko - Palenica. To 20 km. "Spacer" trwał 7 godzin (wliczając w to długi piknik nad Wielkim Stawem). Pod koniec nogi dawały się już nieco we znaki (zejście z Opalonego Wierchu jest dość długie i męczące). Nie wyobrażam sobie, żeby jeszcze iść na Rysy. Wolałbym chyba zawiązać sobie kamień na szyi i skoczyć w głąb Morskiego Oka. ;)
Pogoda dopisała, choć kiedy dotarłem na Świstową Czubę, pojawiły się nieciekawe chmury (co widać na zdjęciu). Ale umiarkowana temperatura i świetne widoki sprawiły, że spacerowało się bardzo przyjemnie. Oczywiście, na drodze do Morskiego Oka można się było rozerwać, obserwując tatrzańską klasykę, czyli:
- panów (młodszych i starszych) zmierzających nad Morskie Oko w klapkach i z reklamówkami pełnymi puszek piwa;
- reprezentantów pokolenia Z, których słychać było z odległości wielu metrów, bo poruszali się po szlaku z komórką w ręce i włączoną muzyką;
- nastolatków, których rodzice ubrali w modne koszulki z napisem "Mam wyjebane".
Rzecz jasna, na drodze tłumy. Część ludzi już pijana o godzinie 15. Mnóstwo Arabów i Japończyków, którzy poruszają się głównie fasiągami. Do tego dochodzą bardzo głośni i wulgarni Rosjanie, którzy co kilka kroków robią sobie zdjęcia w "koksiarskich" pozach. Mówiąc krótko, typowa niedziela w Tatrach. :)
Ja, im bliżej jestem wyjazdu w Tatry, tym bardziej wątpię że dotrę na Rysy. Jeśli o mnie samego chodzi to wszedlbym tam na pewno, gdyby pogoda nie pokrzyzowała planów, ale moja kobieta już nie wyraża jakiegokolwiek entuzjazmu gdy słyszy o wejściu na szczyt. No a skoro jedziemy we dwoje, to przecież nie będę sam wyruszać bo nie po to jedziemy tam razem :) ale coś z Twoich zaleceń wykorzystam na pewno, w końcu Tatry małe nie są i jest gdzie pochodzić, a Rysy sobie odłożę na inny wyjazd, w końcu przyjdzie taki moment że tam wejdziemy :P
Bukary ---> Czy Orla Perć jest naprawdę taka niebezpieczna (jak masz kask na głowie) czy ludzie wyolbrzymiają? Wiem, że tam ludzie giną, ale giną też wchodząc na Rysy czy nawet Giewont.
Myślę, że nie jest taka zła - wszystko zależy do warunków pogodowych. W ten weekend uderzam w Orlą.
Owszem, Orla Perć jest dość niebezpieczna. Średnia wypadków śmiertelnych: 30 w ciągu 20 lat, czyli w okresie od 1995 do 2014 (statystyka TOPR-u). A odkąd prowadzone są statystyki, na Orlej Perci zginęły 122 osoby.
Największe niebezpieczeństwo (oprócz nieprzygotowania mentalnego i fizycznego): pogoda, zgubienie szlaku (pobłądzenie), złe obuwie (poślizgnięcia) i spadające kamienie.
Warto obejrzeć drugą połowę tego filmu:
https://www.youtube.com/watch?v=oDyoWgKNpjE
I ten:
https://www.youtube.com/watch?v=fHgn9sX7NUk
I poczytać:
https://tatromaniak.pl/aktualnosci/zleb-dregea-smiertelna-pulapka-na-orlej-perci/
co prawda lat uplynelo odkad bylem w polskich gorach, ale pamietam, ze szlaki byly dobrze oznaczone, nawet te trudne jak orla perc. W normalnych warunkach pogodowych nie wyobrazam sobie jak mozna zgubic szlak.
Można się zagapić w niektórych miejscach. Także na Orlej Perci latem. Trzeba po prostu uważać.
A zimą szlak jest tam, gdzie go sobie wytyczysz. Wtedy możesz pobłądzić nawet w drodze na Kasprowy i zlecieć w dół do doliny, jeśli nigdy tamtędy wcześniej nie szedłeś. Podobnie w sytuacji, gdy nad Tatrami pojawią się mgły. ;)
Cieszę się że nie mam takiego bakcyla na Góry i nie ciągnie mnie tam, a miłośnikom współczuję.
Zakopane są przereklamowane dla takiego typu turysty jak ja że mogę pochodzić ale nie w trasy górskie, ale bardziej wjechać wyciągiem, zjeść gdzieś klimatycznie i wypić, do tego zameczanie koni itd....
Sto razy bardziej wolę Beskid śląski
Ale że co? ;)
miłośnikom współczuję
My tobie też współczujemy. ;) Bo dobrowolnie pozbawiasz się takich widoczków --->
Zakopane są przereklamowane
Owszem. Zakopane może i jest przereklamowane. Ale Tatry nie są. Dlatego zachęcam do przyjazdu w Tatry, a nie do Zakopanego.
do tego zameczanie koni
No przecież nie będziesz tych koni zamęczał, jak nie zamierzasz się poruszać fasiągami. :P
Bukary Ty zawsze sam wybierasz się w góry a czy z kimś? Chociaż ktoś ci robi fotki czyli raczej chodzisz z kimś. :) No chyba, że turystów prosisz o zrobienie fotki...
Co do picia w górach to niezbyt dobra opcja, bo szybciej człowiek się odwadnia, forma spaduje no i łatwiej zginąć będąc pod wpływem alkoholu, więc nie wiem co ludzie mają z tym, że nawet idąc w góry muszą zabrać ze sobą alkohol...
Ty zawsze sam wybierasz się w góry a czy z kimś?
Różnie bywa. Czasem sam ruszam na szlak, ale zazwyczaj wędruję z drugą połówką. ;)
Moja była druga połówka to tylko siedzący tryb życia i chuda była tylko, że bez formy. Sądzę, że z jej formą to problem by był przejść się z 5 km na prostej a co mówić o górach. :)
PS: Myślisz, że dałbym radę na Rysy wejść? Ogólnie moja forma to bieganie, rower, chodzić też sporo chodzę. Jedynie doświadczenia chodzenia po górach nie mam. No ale Giewont i Morskie Oko mam zaliczone. (3 lata temu).
A ciekawią mnie te Rysy. Zdobyć najwyższy polski szczyt to na pewno jakieś doświadczenie i pewnie widoki też muszą być super!
No to pewnie pora poszukać takiej drugiej połówki, która jednak będzie miała upodobania choć nieco zbliżone do twoich. ;)
PS: Myślisz, że dałbym radę na Rysy wejść?
Nie mam zielonego pojęcia. To zależy od wielu czynników. Także psychicznych. Jeśli chodzi o samą wydolność fizyczną... Przypomnij sobie, jak się czułeś na Giewoncie, i pomyśl, że musiałbyś na niego wyjść natychmiast po raz drugi i częściowo trzeci, a potem jeszcze zejść. Wchodząc na Giewont (z Hali Kondratowej), idziesz pod górę górę ok. 500 m. Wchodząc na Rysy (z Morskiego Oka), około 1200 m. I to znacznie trudniejszym szlakiem (łańcuchy).
Wtedy miałem gorszą formę i szczerze nie było mi lekko wyjść na Giewont. Czasem się zatrzymywałem, bo miałem zadyszki i jeszcze miałem spodnie jeans co utrudniały mi wspinaczkę nie wspominając o tym jak się spociłem... Ale ciągną mnie te Rysy. Ale jak wybiorę się w Tatry ponownie to jednak spróbuję Giewont jeszcze raz i sprawdzę jak tym razem będzie, a potem Kasprowy Wierch a dopiero na końcu te Rysy. Ale to nie w jeden dzień.
Ogólnie wyczytałem na necie, że Rysy mają łagodniejszy szlak od strony słowackiej. Ale ja nawet nie wiem jak dostać się na szlak słowacki. Nie jestem obeznany w temacie.
Ale to nie w jeden dzień.
Jeśli masz dobrą kondycję, to co najmniej 3-4 dni.
Najlepiej wejść na Kasprowy, a potem granią zapylać na Giewont. To świetna (także widokowo) i w miarę bezpieczna trasa, żeby sprawdzić swoją wydolność fizyczną. Dzień odpoczynku i potem dopiero Rysy (o ile organizm się nie będzie buntował).
Wchodzenie to pikus, dla mnie osobiscie schodzenie zawsze jest gorsze. Ostatnio mnie ponioslo w Alpach i pod Mont Blanc sie wybralem. Dobrze ze moglem kolejka zjechac bo bym chyba 2 dni nocowal tam odpoczywajac :p
Dla zainteresowanych: kolejne etapy szlaku przez Świstówkę Roztocką - od Pięciu Stawów do Morskiego Oka.
Czasem naprawdę nie wiadomo - śmiać się czy płakać?
Słynny stał się przykład dwóch turystek, które utknęły podczas burzy na Granatach. Przerażone zadzwoniły do TOPR z informacją, że absolutnie nie są w stanie samodzielnie zejść na dół, ratownicy postanowili więc polecieć po nie śmigłowcem. Gdy okazało się jednak, że ten przetransportuje je do zakopiańskiego szpitala, a nie schroniska w Dolinie Pięciu Stawów Polskich (gdzie miały nocleg), panie nagle odzyskały siły na dalszą wędrówkę.
We wspomnianym wywiadzie dla RMF Tomasz Wojciechowski przytacza jeszcze jeden ciekawy przykład „z życia ratownika dyżurnego”. Jeden z turystów miał zadzwonić do TOPR z prośbą o dostarczenie…herbaty, bo zrobiło mu się zimno.
Andrzej Wilczkowski stwierdził w swojej książce, że "Człowiek mokry jest głupszy od suchego ". Te panie jednak pokazały, że mokry to nie od razu głupi. Nie chciało im się dymać w deszczu z Granatów w dół do Murowańca, to jakim cudem miałoby im się chcieć zasuwać z Zakopanego (pod górę) na Gąsienicową :)
edit:
Nie poprawiam. Pomyliły mi się doliny, ale to jeszcze śmieszniej z tymi paniami :)
Ha, ha! Dlatego trzeba jak najszybciej uciekać z pensjonatów w góry!
Pamiętajcie: górale są mili nie z natury, tylko wtedy, kiedy wyczują dutki. ;)
Gdzie znajduje się ta skocznia w Zakopanem? To jest gdzieś w górach?
Nie. Skocznia jest na obrzeżach miasta, tuż przy wejsciu do Tatrzańskiego Parku Narodowego, w pobliżu Drogi pod Reglami. Jakieś 10-15 minut spacerkiem z Krupówek.
A tak naprawdę są tam 3 skocznie. W TV pokazuje się zazwyczaj tylko największą.
Wczoraj dotarłem do Zakopanego. Po ponad 5 godzinach jazdy zostawiliśmy samochód na parkingu gdzie mamy nocleg, wzięliśmy plecaki z jedzeniem, piciem, zmieniliśmy buty i w drogę. Zaczęliśmy sobie od Kuźnic. Tam z Krupówek zabrał nas bus. Kupiliśmy bilety na szlak i ruszyliśmy w stronę Doliny Jaworzynki.
Dotarliśmy żółtym szlakiem do Przełęczy między Kopami, gdzie ze szlakiem żółtym łączy się szlak niebieski.
Później ruszyliśmy w stronę Hali Gąsienicowej, gdzie zrobiliśmy sobie przerwę na jedzenie i mały odpoczynek.
Podczas przerwy rozległ się stukot smigieł helikoptera TOPR, z tego co zaobserwowałem to ktoś potrzebował pomocy w drodze na Świnicę.
My z Hali Gąsienicowej, po zjedzeniu i wypiciu gorącej czekolady w schronisku ruszyliśmy w drogę nad Czarny Staw Gąsienicowy
Następnie ruszyliśmy na Karb, tam zaczęły się już schody dla mojej partnerki, dość daleka trasa za nami, nieprzespana ponad doba, no i szlak który wcale łatwy nie jest dla kogoś, kto nie chodzi dużo po górach. Ja przyznam że dziś odczuwam zakwasy po tym szlaku ale widok i satysfakcja wynagradza. Więc kilka ujęć z drogi na Karb.
Na Kościelec nie dotarliśmy. Dużo ludzi, ktoś tam się przewrócił, z dołu było słychać jak na górze krzyczą, że lecą kamienie, nie mieliśmy kasków, dlatego udaliśmy się szlakiem niebieskim a następnie czarnym z drugiej strony Karbu. Tam minęliśmy kolejkę linową, która prowadzi na Kasprowy i wróciliśmy na Halę Gąsienicową
Po dotarciu znów do Przełęczy między Kopami zaczęliśmy schodzić niebieskim szlakiem do Kuźnic przez Boczań. Cała trasa tutaj
No i brawo! Fajna relacja i dobra trasa na początek. Oby dalsza część pobytu była równie udana, a dramatyczne korki (w Zakopanem zaczynają się skoki, a do tego dochodzi długi weekend) nie dawały się wam we znaki.
Dziś skoro świt wyruszyliśmy na busa, który zawiózł nas na parking do Palenicy Białczańskiej. Stamtąd wyruszyliśmy do Wodogrzmotów Mickiewicza, gdzie zbaczając z asfaltowej drogi, weszliśmy na zielony szlak, który zaprowadził nas Doliną Roztoki w stronę Doliny Pięciu Stawów Polskich.
Szlakiem zielonym dotarliśmy do skrzyżowania ze szlakiem czarnym, który prowadzi do Schroniska w Dolinie.
Po dotarciu do Schroniska, ruszyliśmy w stronę Doliny. Przedni i Wielki Staw Polski - >
Dalej ruszyliśmy niebieskim szlakiem gdzie dotarliśmy do skrzyżowania ze szlakiem zielonym, w stronę Wodospadu Siklawa. Nie schodzilismy na sam dół, ale coś tam się udało zobaczyć :)
Po krótkiej przerwie na posiłek nad wodospadem wróciliśmy się na szlak niebieski, który prowadzi do skrzyżowania ze szlakiem żółtym, w stronę Szpiglasowej Przełęczy.