autor: Kacper Pitala
Graliśmy w Civilization: Beyond Earth – dużo nowości w znanej formule - Strona 2
W kosmosie nikt nie usłyszy, jak mówisz „jeszcze jedna tura”. Na miesiąc przed premierą zagraliśmy we wczesną wersję gry Civilization: Beyond Earth, gdzie niby wszystko jest jak w Cywilizacji, a mimo tego nie brakuje niespodzianek.
Podobno sam Sid Meier powiedział kiedyś, że w Cywilizacji chodzi przede wszystkim o ziemię. Każde pole może być źródłem ważnego surowca, każde pole może zwaśnić dwie frakcje, każde pole może okazać się kluczowe dla zwycięstwa w bitwie. Nasze terytorium to także świadectwo potęgi – rzecz, którą nieustannie pragniemy powiększać, czy to kulturowymi eksplozjami czy ogniem i mieczem. Ale poza tym wszystkim, ziemia jest po prostu placem zabaw, nieruchomym i czekającym na nasze pomysły. W Civilization: Beyond Earth, biorąc pod uwagę każdą z tych rzeczy, również chodzi przede wszystkim o ziemię. Tylko że tutaj to ona chce nas zniszczyć.
Nowa treść w starej formie
Beyond Earth nie kryje się ze swoim rodowodem. Jako córka piątej Cywilizacji, gra odziedziczyła doskonale znany rdzeń rozgrywki. Po stworzeniu pierwszego miasta zaczynamy zarządzać jego rozwojem, zagarniać okoliczne tereny, stawiać ulepszenia i produkować jednostki. Wszystko jest na swoim miejscu: żywność wpływa na przyrost naturalny, kultura pozwala na ekspansję, a naukę i produkcję zamieniamy kolejno w technologie i budowle. Każdy fan rozpozna ten mechanizm w mgnieniu oka. Spróbujcie jednak poddać się przyzwyczajeniom, a gra szybko wykorzysta to przeciwko Wam. Choć fundament jest podobny, zmiana miejsca akcji wiąże się z transformacją samej rozgrywki.
Wyruszając na podbój kosmosu musimy wpierw podjąć kilka decyzji. Zamiast różnych cywilizacji i ich liderów, wybieramy jednego z ośmiu sponsorów ekspedycji, rodzaj statku i ładunku oraz grupę kolonizatorów. Pierwsze kroki na obcej planecie może więc postawić ekipa kosmonautów-artystów, którzy w przeciwieństwie do nudnych naukowców czy inżynierów (kto by wysyłał takich ludzi na podbój galaktyki?) zapewnią nam stały bonus do kultury. Reszta elementów wpływa chociażby na startową jednostkę lub budynek albo wprowadza niestandardowe zdolności, np. wykrywanie pewnych surowców bez posiadania odpowiednich technologii.
Nowością w grze jest warstwa orbitalna, która funkcjonuje niezależnie od standardowego terytorium. Na tej warstwie, również podzielonej na pola, mogą się znajdować satelity, które wystrzeliwujemy z naszego miasta na orbitę. Ich funkcje są różne: mogą na określonym obszarze leczyć jednostki naziemne, poprawiać właściwości pól itp. Każda satelita ma określony zasięg działania i zajmuje konkretną ilość miejsca, co trzeba brać pod uwagę przy korzystaniu z kilku takich jednostek jednocześnie.
Pierwszy kontakt
Kiedy już wylądujecie, założycie pierwszą kolonię i rozejrzycie się po okolicy, przypomnicie sobie, co mówiłem o ziemi. Barbarzyńcy z naszej błękitnej planety są niczym wobec fauny i flory, którą zastaniecie na nieznanym terytorium. Spora część pól jest trująca dla ludzi, a wszędzie dookoła czają się autochtoni, których prywatność właśnie naruszyliście swoją obecnością. Z obcymi formami inteligentnego życia trzeba się liczyć. To interesująca frakcja, która ma sporo odmian, dużą przewagę liczebną i pełno gniazd, wydających na świat coraz to nowe jednostki. Wszechobecność tych stworzeń nie skazuje nas jednak na klęskę, bo nie zawsze są agresywne. Obcy z początku będą nieśmiało oglądać nasze miasto, uciekną, jeśli postraszymy je bombardowaniem, a podległe nam jednostki czasem zostaną zignorowane, a innym razem zaatakowane.
To wszystko dzieje się, kiedy lokalna fauna ma do nas najbardziej przyjazny stosunek. Gra rozróżnia trzy typy nastawienia obcych, z czego ten na drugim końcu skali oznacza bezrefleksyjną agresję wobec naszych podwładnych. Przeciwnicy z czasem opanowują swoje nerwy, ale zajmuje to sporo czasu, wówczas – zakładając, że nie dysponujemy armią – trzeba grać o wiele ostrożniej. To jest właśnie najbardziej wyczuwalna zmiana w Beyond Earth. Możemy zdecydować się na defensywne rozwiązania, np. zbudować specjalne ogrodzenie, które zatrzyma wrogów dwa pola od miasta. I tak powinniśmy jednak uważać na stwory wszędzie indziej: należy ostrożnie manewrować jednostkami, brać pod uwagę ewentualne zniszczenia różnych ulepszeń, obserwować, na którym polu będziemy bezpieczni, a na którym ryzykujemy atak. To już nie jest beztroski plac zabaw. Jesteśmy intruzami i początkowo we własnym terytorium można naprawdę poczuć się zaszczutym.