autor: Luc
Testujemy Dead State - turowe RPG w stylu Fallouta i Jagged Alliance - Strona 2
Kolejny projekt na Kickstarterze i kolejny tytuł o zombie. Mimo, że widzieliśmy to już setki razy, odzew graczy okazał się być bardziej niż entuzjastyczny. Sprawdzamy czy Dead State faktycznie oferuje fanom gatunku cokolwiek nowatorskiego.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Dead State - noc żywych bugów
- Postapokaliptyczne RPG w świecie pełnym zombie;
- Turowy system walki oparty o mechanizm wytwarzania hałasu;
- Liczne elementy survivalowe;
- Konieczność pełnego zarządzania zespołem oraz bazą;
- Gra w rzucie izometrycznym, z ręcznie sterowaną kamerą.
Kiedy w połowie 2012 roku rozpoczęła się zbiórka pieniędzy na projekt nikomu nieznanej wówczas firmy DoubleBear Productions, jedynie nieliczni wykazali zainteresowanie. Gdy jednak chwilę później okazało się, że to małe studio tworzą ludzie pracujący wcześniej przy serii Neverwinter Nights czy choćby Vampire: The Masquarade – Bloodlines, Dead State nareszcie zdobyło uwagę szerszej publiczności. Zebrane środki błyskawicznie przeznaczono na rozpoczęcie produkcji, a pierwsze rezultaty wytężonych prac zespołu możemy podziwiać już teraz. Trwająca od kilkunastu dni beta, choć wymaga jeszcze szlifów, daje całkiem wyraźny obraz tego, czego będziemy mogli spodziewać się po ukończonej wersji – zaskakująco złożonego RPG, kładącego nacisk na obszary, które w grach tego typu omijano do tej pory szerokim łukiem. Ale wszystko po kolei.
W Dead State śmierć nie zawsze oznacza to samo. Jeżeli któraś z postaci zginie od zwykłej broni, już nigdy nam nie zaszkodzi. Jeśli jednak umrze na wskutek ugryzienia przez zombie, niedługo po tym stanie się jednym z nich. Tyczy się to zarówno przeciwników, jak i członków naszego zespołu!
Zabawę z Dead State, pomimo całej nietypowości tytułu, zaczynamy standardowo – od stworzenia własnej postaci. Rozdzielamy punkty umiejętności, wybieramy perki, balansujemy nasze atrybuty, a także wybieramy z ograniczonej puli wygląd śmiałka. Klasycznie aż do bólu. Finalna wersja gry ma być wprawdzie wyposażona w nieco większą ilość opcji, ale i z tego co udostępniono już teraz udało mi się wybrać coś dla siebie. Mój dzielny Joel Miller, pomimo imponujących statystyk, wybitnych cech przywódczych i rozbudowanego zmysłu przetrwania, nie od razu rzucił się w wir walki. Historia protagonisty rozpoczyna się bowiem od... utraty świadomości. Cudem uratowany z katastrofy lotniczej, budzi się w podziemiach szkoły, otoczony przez grupkę poddenerwowanych ludzi. I to właśnie od nich dowiadujemy się o tym, co podczas naszej absencji wydarzyło się na świecie.
Choć szczegółów nikt nie jest pewien, rzeczywistość nie wygląda zbyt kolorowo – agresywny wirus infekuje kolejnych ludzi, zamieniając ich w bezmózgich nieumarłych, a liczba ofiar na całym świecie rośnie w zastraszającym tempie. Fakt, iż jeszcze w ogóle żyjemy, jest prawdziwym cudem, ale jak szybko informują nas nowopoznani ludzie, już niedługo może się to zmienić. Kręcące się w okolicy zombie są coraz bliżej kryjówki, dotychczasowe umocnienia zostały przerwane, a na dodatek kończą się nam powoli zapasy lekarstw i pożywienia. Pomimo tego, że dopiero co się ocknęliśmy, jesteśmy więc zmuszeni ruszać w nieznane, szukając sposobu na przetrwanie kolejnego dnia.
Tym, co pozytywnie zaskoczyło mnie już na samym początku, są dialogi. Choć w każdym, poważnym RPG konwersacje powinny stać na przyzwoitym poziomie, moje doświadczenie z produkcjami tego typu o kickstarterowym rodowodzie, obdarły mnie pod tym względem z jakichkolwiek oczekiwań. Kilka wyjątków oczywiście się znajdzie, większość to jednak mocno oklepane formułki bez jakiejkolwiek duszy. Szczęśliwie Dead State zalicza się do tej pierwszej, węższej grupy – rozmowy bohaterów są napisane w interesujący sposób i od razu czuć, iż każdy ma swoją niepowtarzalną osobowość. Mimo tego, że to nie na gadaniu skupia się trzon rozgrywki, naprawdę przyjemnie się to wszystko czyta.