autor: Szymon Liebert
Graliśmy w Wolfenstein: The New Order - coraz ciekawszy powrót legendy
W Wolfenstein: The New Order będziemy nie tylko strzelać do nazistów, ale też – uwaga – spieszyć z pomocą polskim pielęgniarkom. Szczegóły znajdziecie w naszych wrażeniach z pokazanego na gamescomie dema gry.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Wolfenstein: The New Order - nowy porządek w FPS-ach
Artykuł powstał na bazie wersji X360.
Wolfenstein: The New Order to gra, o której chyba najczęściej rozmawiałem na gamescomie. Powód był prosty – nowa odsłona serii, szykowana przez studio MachineGames dla firmy Bethesda, budziła bardzo różne emocje. Kacper z tvgry.pl uznał ją za średnią i słusznie wskazał parę problemów z rozgrywką. Mnie The New Order przypadło do gustu na tyle, że z pasją przynudzałem o nim w redakcyjnym gronie. Skąd taki chłód ze strony mojego kolegi i taka ekscytacja u mnie? Postaram się odpowiedzieć na to pytanie w niniejszym tekście, opartym na krótkim fragmencie tej produkcji. Twórcy pokazali w nim, że Wolfenstein: The New Order będzie strzelanką walczącą o miano dobrze zaprojektowanej i wyrazistej.
Zawstydzić Bękarty wojny
W demie zaprezentowano sam początek gry, a konkretnie spory fragment pierwszej misji. Z tego względu ostrzegam przed spoilerami. Bez nich nie da się opisać tego, czym jest Wolfenstein, bo autorzy ze Skandynawii zamierzają zaserwować niebanalne postacie i wątki fabularne. Malkontenci mogą powiedzieć, że to rzecz, której strzelanka potrzebuje najmniej, ale mnie osobiście nowa historia Blazkowicza zaintrygowała. Deweloper ewidentnie chce stworzyć coś w klimatach Bękartów wojny z mieszanką filmu science fiction. Dostaniemy więc bohatera znacznie bardziej złożonego emocjonalnie niż we wcześniejszych Wolfensteinach, ale wciąż przerysowanego do granic możliwości. W podobny sposób zostaną potraktowane inne osoby, w tym przede wszystkim nazistowscy przywódcy. W The New Order cechują się oni bezwarunkową podłością i brakiem empatii. Mówiąc inaczej, są ucieleśnieniem ciemnej strony natury ludzkiej.
Wolfenstein: New Order nie jest jedyną grą, która przedstawia powojenną rzeczywistość z hitlerowskimi Niemcami w roli zwycięzców konfliktu. Na podobne rozwiązanie zdecydowali się scenarzyści Turning Point oraz polskiego Mortyra.
Akcja tytułu będzie mieć miejsce głównie w latach 60. XX wieku, w alternatywnej linii historii. W tej rzeczywistości Niemcy wygrały największy w dziejach konflikt zbrojny. Pierwsza misja zaczyna się jeszcze podczas II wojny światowej, kiedy William B.J. Blazkowicz i grupa innych żołnierzy szturmują pewną fortecę. Od razu dostajemy potężnego kopa adrenaliny – wspinamy się po budynku, strzelając do wychylających się z okien hitlerowców. W późniejszej części zadania trzeba przedostać się przez kilka korytarzy i dziedziniec, by spotkać się z resztą oddziału. I tu zaczynają dziać się rzeczy niepokojące, bo nasz podopieczny wraz z kompanami wpada niechcący do laboratorium, w którym prowadzone są okropne eksperymenty.
Wolfenstein: The New Order zaoferuje proste wybory, które zapewne nie wpłyną znacząco na fabułę, ale spróbują namieszać w głowie odbiorcy. Blazkowicz i jego towarzysze znaleźli się bowiem w przerażającym ośrodku badawczym z rozprutymi zwłokami, przytwierdzonymi do zwisającej z sufitu aparatury. Okazuje się, że pomieszczenie to ma też szereg miotaczy do usuwania ciał – szybko zaczyna buchać z nich ogień. Uciekając przez sale, bohaterowie mierzą się z żołnierzem, a raczej robotem w sporej zbroi i ostatecznie zostają złapani. W tym momencie pojawia się nazistowski naukowiec, odpowiedzialny za ten mroczny ośrodek. Przytrzymywany przez robota B.J. musi wybrać, który z jego ludzi zostanie poddany badaniom, co oznacza śmierć z ręki szaleńca. Ta prosta sytuacja wywarła na mnie spore wrażenie – za sprawą świetnie zagranego przeciwnika i chłodnej muzyki narastającej w tle. Zaskoczyło mnie też, że sama scena mordu nie została pokazana. Zamiast tego autorzy skierowali ujęcie na twarz głównego bohatera. Bezsilnego i zrezygnowanego.
Na ratunek polskim pielęgniarkom
W późniejszej części misji Blazkowicz i pozostali żołnierze oswobadzają się i ostatecznie wydostają z ośrodka badawczego. Podczas tej ucieczki, a konkretnie szalonego skoku do wody, bohater zostaje jednak ranny w głowę. Dwadzieścia kolejnych lat spędza w szpitalu psychiatrycznym, gdzie traci kontakt z rzeczywistością. Ten szpital mieści się w nieokreślonej lokacji na terenie Polski, co każdy mieszkaniec kraju nad Wisłą rozpozna od razu. Otóż, w anglojęzycznej wersji Wolfensteina usłyszymy naszą ojczystą mowę – włada nią obsługa ośrodka, w tym pielęgniarka Ania. W scenie otwierającej właściwą grę wspomina się o tym, że Blazkowiczowi zrobiono „z mózgu jajecznicę”. Autorzy umieścili też w budynku parę innych polskich akcentów, w tym obłąkańcze napisy wydrapane na ścianach (w stylu „nie chcę tam wracać”). To miłe nawiązanie pojawi się w finalnej wersji tytułu – pytałem o to przedstawicieli dewelopera. Wróćmy jednak do mrocznej rzeczywistości. Do szpitala wkraczają naziści z niezbyt pokojowymi zamiarami – wybijają większość obsługi i porywają wspomnianą pielęgniarkę. W całym tym zamieszaniu nasz śmiałek chwyta za nóż leżący na pobliskim stole i w końcu odzyskuje świadomość. Raz jeszcze podejmuje walkę ze swym odwiecznym wrogiem.