Widzieliśmy grę Mad Max - sandbox postapo od twórców Just Cause
Wojownik Szos pojawił się znikąd i zrobił na nas niemałe wrażenie. Otwarty świat w klimatach postapokalipsy, dogłębna modyfikacja pojazdów, soczysta walka - to nie będzie marna produkcja na bazie filmu!
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Mad Max - postapokaliptyczny symulator zbierania złomu
Artykuł powstał na bazie wersji X360.
Od dawna marzyłem o takiej produkcji, bo choć dystopia to w branży elektronicznej rozrywki popularny temat, przyszłość rysowana w czarnych barwach na ogół sprowadza się w grach do kolejnej rąbanki z zombie w roli głównej, ewentualnie do przemierzania świata z licznikiem Geigera w dłoni. Zdecydowaną mniejszość stanowią takie produkcje jak Borderlands czy Rage, gdzie wysuszone jak Sahara pustkowia przemierzają wypasione fury zbudowane z byle czego, a odziani w porwane szmaty bandyci mają dekle zryte niczym Joker w Batmanie. Mad Max – zapowiedziany na targach E3 nowy twór szwedzkiej firmy Avalanche Studios – zamierza wypełnić powstałą lukę.
Twórcy serii Just Cause kochają wybuchy, więc ich opowieść o Wojowniku Szos to ostra jazda bez trzymanki. Oczywiście w granicach rozsądku, bo Mad Max to dzieło jednak poważne. Nawiązań do kultowej filmowej trylogii tutaj nie uświadczymy, z pierwowzorem grę łączy jedynie główny bohater, podobny świat (raczej nie jest to Australia, choć mogę się mylić) i czadowy samochód, pełniący tu nie mniej istotną rolę, co tytułowy jegomość, niepatyczkujący się z nikim.
No właśnie, samochód. Celem gry jest zbudowanie fury o uroczej nazwie Magnum Opus, która ma zastąpić poprzednią brykę Maksa, zniszczoną w nieznanych na razie okolicznościach. W pomyślnym wykonaniu zadania naszemu herosowi pomaga Chumbucket - zdolny, choć kompletnie niezrównoważony psychicznie mechanik. Obecność towarzysza jest fabularnie uzasadniona: to on aplikuje pojazdowi rozmaite usprawnienia techniczne, pomagające przetrwać na pustkowiach, od zawieszenia począwszy, na silniku kończąc.
Autorzy mocno przyłożyli się do wiernego oddania zachowania wozu podczas jazdy, co widać i czuć. Oglądanie samochodów sunących w szaleńczym tempie po bezdrożach to prawdziwa uczta dla oczu – opony podskakują na najmniejszych nawet nierównościach, a piasek sypie się spod kół dokładnie tak, jak w rzeczywistości. Poziom realizmu jest wysoki do tego stopnia, że jeśli przytwierdzimy cięższy element na karoserii, np. stalowy zderzak, zauważymy różnicę nie tylko w zmianie wysokości zawieszenia, ale też i w sterowaniu. W prawidłowym dopasowaniu poszczególnych części pomaga rozbita na pięć współczynników charakterystyka maszyny, a jej waga jest niewątpliwie jednym z tych istotniejszych.
Z racji tego, że za kółkiem spędzimy mnóstwo czasu, twórcy zadbali też o odpowiednie atrakcje i wcale nie mam tu na myśli podziwiania urokliwych landszaftów za oknem. Bandyci się nie krygują i do walki z Maksem wysyłają swoje dwuślady, a że nasz podopieczny nie dysponuje żadnymi wypasionymi środkami zagłady (przynajmniej podczas tej prezentacji), musi je taranować. Wyrzucone w powietrze auto, które najpierw kręci się w powietrzu, by po chwili zanurzyć się w piachu i wybuchnąć, to fantastyczny widok. Jeszcze ciekawiej zrobi się, gdy Max wystrzeli w kierunku rywali zamontowany na masce harpun. Z jego pomocą można wyrwać z wrogiego pojazdu dowolne koło lub drzwi. Jeśli uda nam się to drugie, bohater jest w stanie strzelić z obrzyna wprost w kierowcę, co również kończy się efektowną kraksą. Dołączcie do tego wszystkiego wspomniane już realistyczne zachowanie pojazdów i macie pełen obraz totalnej rzeźni, kapitalnie wyglądającej w ruchu.