Graliśmy w multiplayer Company of Heroes 2 - Relic idzie za ciosem - Strona 2
Company of Heroes do dzisiaj pozostaje jednym z najbardziej udanych RTS-ów w historii. Relic idzie za ciosem - multiplayer w Company of Heroes 2 zapowiada się kapitalnie.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Company of Heroes 2 - Kompania braci na froncie wschodnim
Ilekroć czekam na kontynuację ulubionej gry, zawsze zadaję sobie jedno pytanie: czy twórcy zdecydują się na poprawę niedociągnięć z poprzedniej części, tak aby uczynić tytuł doskonalszym, czy też wywrócą wszystko do góry nogami i zaprezentują zupełnie nowe podejście do tematu. Nie inaczej było w przypadku Company of Heroes 2. Po wizycie w Londynie, gdzie miałem okazję przetestować tryb multiplayer i porozmawiać z Jonathanem Dowdeswellem ze studia Relic Entertainment, jestem spokojny. „Dwójka” to czysta ewolucja względem poprzedniej, notabene, genialnej produkcji.
Na miejscu udostępnione zostały dwie mapy wieloosobowe, dedykowane potyczkom jeden na jednego. Pierwsza, nazwana Pripyat River, to poziom typu Frontline (czyli o budowie symetrycznej), w porze wiosennej. Będziemy więc mieć do czynienia z pełnym drzew terenem zielonym, przeciętym w połowie rzeką, czyli de facto w niczym nie odbiegającym od tego, co znamy z Company of Heroes i dodatków. Natomiast druga mapa znakomicie przedstawiła nowe elementy, bezpośrednio związane z frontem wschodnim II wojny światowej, czyli największą atrakcją Company of Heroes 2. Mowa o lokacji Rzhev Frontline, również o budowie symetrycznej, lecz tym razem występującej w warunkach ostrej zimy, jaka miała miejsce podczas oblężenia Stalingradu. To tu doświadczyliśmy efektów wychłodzenia organizmów żołnierzy, zamieci śnieżnych czy lodu pękającego pod wielotonowym czołgiem. Niestety, podczas prezentacji ujrzeliśmy tylko walczące ze sobą siły Wehrmachtu. Nie zdecydowano się w ogóle zademonstrować wojsk radzieckich, a szkoda bo rozbudowa i dowodzenie Armią Czerwoną to kolejna duża nowość „dwójki”, na odkrycie której musimy jeszcze poczekać. Przejdźmy jednak do konkretów – co zmieniło się względem pierwszej części serii?
Jeszcze lepszy silnik graficzny
Bez cienia wątpliwości Company of Heroes nawet dziś, po sześciu latach od premiery, wygląda znakomicie, ale nowa gra podnosi poprzeczkę jeszcze wyżej. Silnik Essence w trzeciej inkarnacji naprawdę robi wrażenie. Nawet w największym zbliżeniu, w którym – jak wiadomo – nigdy nie gramy podczas dynamicznej potyczki, obfituje w detale walczących piechurów i poruszających się pojazdów oraz wiele efektów specjalnych towarzyszących eksplozjom i wymianom ognia.
Essence 3.0 to jednak nie tylko cieszące wzrok bajery, ale także dwa istotne rozwiązania, które w znacznym stopniu wpływają na taktyczny aspekt rozgrywki. Pierwsze to system pola widzenia, nazwany przez twórców Truesight. Zazwyczaj w RTS-ach mgła wojny rozwiewa się na takiej zasadzie, że żołnierze zauważają wszystko w pewnym promieniu od ich pozycji, niezależnie, czy jest to położone za dużym obiektem (np. domem), czy nie. W Company of Heroes 2 nie widzimy tego, co jest zasłonięte przed wzrokiem naszych podwładnych. Chyba nie muszę mówić, że stwarza to olbrzymie pole do popisu w obmyślaniu zasadzek, a takie elementy, jak np. zasłona dymna, nabierają nowego znaczenia w walce.