Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Przed premierą 3 sierpnia 2012, 10:42

autor: Kamil Ostrowski

Testujemy grę World of Warplanes – czy samoloty wciągają tak samo jak czołgi? - Strona 2

Bitwy powietrzne z udziałem trzydziestu osób, setki samolotów ze złotej ery awiacji, a to wszystko free-to-play. Wczesna beta prezentuje się zachęcająco. Czy nowa gra twórców World of Tanks jest skazana na sukces?

Sukcesy produkcji opartych na zasadzie „graj za darmo” rodzą się po cichu. Tytuły te rozwijają się na ogół spokojnie i któregoś dnia twórcy ogłaszają, że mają tyle a tyle milionów aktywnych kont albo że zarobili tyle a tyle milionów dolarów. Brak fajerwerków sprawił, że mało który dziennikarz branżowy zauważył istnienie World of Tanks, zanim produkcja ta stała się światowym fenomenem. Stosunkowo prosta mechanika, dostępność, którą ten tytuł zawdzięcza modelowi free-to-play, i wykorzystanie mechanizmu „jeszcze tylko jednej partii” sprawdziły się w przypadku czołgów. A czy sprawdzi się to w przypadku samolotów?

Zrobić nowe, ale po staremu

Wargaming – twórcy World of Warplanes – postanowiło sięgnąć po sprawdzony model biznesowy, podeprzeć się dobrze znanym sobie silnikiem i pozwolić graczom wcielić się w pilotów z czasów złotej ery awiacji, czyli okresu pomiędzy trzydziestymi a pięćdziesiątymi latami XX wieku. Większość z oferowanych w grze maszyn faktycznie pojawiła się na polach bitew, a część nigdy nie wzbiła się w powietrze, pozostając jedynie marzeniami inżynierów, jak na przykład odrzutowce zaprojektowane u schyłku istnienia Trzeciej Rzeszy. Początkowo wybierzemy stronę jednej z trzech nacji: USA, Niemiec lub Związku Radzieckiego, jednak twórcy przewidują z czasem wzbogacenie konfliktu o Japonię i Wielką Brytanię. Do dyspozycji graczy w dniu premiery zostanie oddane po dwadzieścia samolotów, podzielonych na dwa drzewka rozwoju, ostatecznie ma być ich po sto na każdy kraj, który pojawi się w grze.

Pierwsze maszyny, jakie dostajemy do dyspozycji, nie robią wielkiego wrażenia.

World of Warplanes to przede wszystkim tryb Supremacji. Niszczenie wrogich maszyn i instalacji naziemnych: składów paliwa, statków, działek przeciwlotniczych przechyli szalę zwycięstwa na naszą stronę. Jeżeli uda nam się osiągnąć wystarczające panowanie, runda zakończy się zwycięstwem. Warto zauważyć, że gdy na polu bitwy nie zadzieje się nic rozstrzygającego, to przewaga, którą uzyska jedna z drużyn, będzie systematycznie rosnąć. Gra zakończy się także w momencie, w którym wszystkie samoloty jednej ze stron zostaną zniszczone. Drugim ujawnionym trybem, niedostępnym w becie, ma być Eskorta, w której jedna drużyna zadba o bezpieczeństwo skrzydła bombowców, sterowanych przez komputer, a zadaniem drugiej będzie strącenie owej grupy.

Zabudowania prezentują się całkiem nieźle. Brakuje tylko malutkich postaci rozbiegających się pod siłą ognia naszych karabinów.

Dywizjon 303

Gra oferuje trzy podstawowe rodzaje samolotów:

  • Myśliwce, za sterami których możemy poczuć się jak prawdziwi władcy przestworzy. Jak przyznają sami twórcy, znajdują się one na szczycie łańcucha pokarmowego w World of Warplanes. To one zgarniają największą liczbę zestrzeleń, są najbardziej zwrotne i szybkie, za co przychodzi im jednak płacić słabiutkim pancerzem i stosunkowo mizernym uzbrojeniem. Pilotując te maszyny, o niszczeniu wrogich instalacji możemy co najwyżej pomarzyć.
  • Samoloty do niszczenia celów naziemnych, przez co należy rozumieć nie tylko bombowce. Są to maszyny, które mogą przeważyć losy bitwy podczas gry w trybie Supremacji, gdzie na każdej z map znajdują się wrogie cele, których niszczenie przybliża nas do zwycięstwa. Słabe w walce ze zwinnymi myśliwcami, nie powinny poruszać się bez eskorty.
  • Ciężkie myśliwce, czyli samoloty wielozadaniowe. Dobrze opancerzone, dobrze uzbrojone, ale nie tak zwrotne i szybkie jak standardowe myśliwce. Mogą służyć tak do niszczenia celów naziemnych, jak i innych samolotów, chociaż sterując nimi, trzeba wykazać się sporą dawką zręczności i zmysłu taktycznego, by podjąć walkę z pilotami lżejszych maszyn.
Wielkie oczekiwania i zawirowania wokół Star Citizen - na co poszło 95 milionów dolarów?
Wielkie oczekiwania i zawirowania wokół Star Citizen - na co poszło 95 milionów dolarów?

Przed premierą

Star Citizen to bardzo obiecujący projekt - zebrał w końcu w formie crowdfundingu 95 milionów dolarów. Na jakim etapie są prace? Czy zawirowania wokół tytułu odbiją się na jakości gry?

Star Citizen -  spełnienie marzeń fanów kosmicznych symulatorów?
Star Citizen - spełnienie marzeń fanów kosmicznych symulatorów?

Przed premierą

Chris Roberts ma prawie 30 milionów dolarów na wprowadzenie w życie nowoczesnej mieszanki Wing Commandera, Privateera i Freelancera. Rozmach Star Citizena jest ogromny, ale równie wielkie są oczekiwania fanów.

Gra Star Citizen, czyli co najlepsze z Wing Commandera, Privateera i EVE Online
Gra Star Citizen, czyli co najlepsze z Wing Commandera, Privateera i EVE Online

Przed premierą

Chris Roberts chce przywrócić blask gatunkowi kosmicznych symulatorów tworząc grę, która połączy jakość bitew i fabuły z Wing Commandera z otwartym światem Privateera.