Czterech wspaniałych - graliśmy w Borderlands 2!
W ciągu minionego miesiąca gra Borderlands 2 dwukrotnie próbowała mnie przekonać, że w połowie września na rynku zadebiutuje sequel totalny. I dwukrotnie jej się to udało.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Borderlands 2 - tak powinno się robić sequele!
Artykuł powstał na bazie wersji PC.
Nowa odsłona cyklu XCOM nie była jedyną atrakcją warszawskiego spotkania zorganizowanego w miniony czwartek przez firmy 2K Games i Cenega. Najważniejszym punktem wieczoru okazała się prezentacja gry Borderlands 2, oferująca możliwość przetestowania tej produkcji w dwuosobowym trybie kooperacji. Gearbox Software ze swym nowym dziełem wyszło już na ostatnią prostą, dlatego chętnie skorzystaliśmy z okazji, by sprawdzić, jak „dwójka” prezentuje się w akcji na dwa miesiące przed premierą.
Podczas warszawskiej imprezy mieliśmy szansę zagrać w tę samą misję („Statuesque”), którą całkiem niedawno testowaliśmy na targach E3. Zadanie polegało na zniszczeniu kilku pomników Przystojnego Jacka – głównego antagonisty w Borderlands 2. Zwykłe kule nie były w stanie wyrządzić statuom krzywdy, dlatego wspólnie z Lordareonem skorzystaliśmy z pomocy ogromnego latającego robota, uzbrojonego w działo laserowe. Zaprogramowana na niszczenie wskazanych celów maszyna okazała się bardzo skuteczna w demolowaniu obiektów, ale za to zupełnie bezbronna – chcąc nie chcąc, przystąpiliśmy więc do jej ochrony. Oczywiście równało się to z anihilacją kilkudziesięciu nasłanych przez wroga robotów – przeciwnik się nie patyczkował, dlatego przez dobry kwadrans nie narzekaliśmy na brak wrażeń.
Już w poprzednim raporcie z Pandory dałem do zrozumienia, że udostępniona misja do łatwych nie należy. Tym razem dość gładko uporaliśmy się z zadaniem, ale i tak nie obeszło się bez kilku zgonów – zarówno moich, jak i Krzyśka. Co ciekawe, drużyna złożona z Salvadora (Gunzerker) i Lilith (Siren) nie poradziła sobie tak dobrze jak duet Axton (Commando) i Zero (Assassin) – być może była to kwestia złego dobrania umiejętności i nieznajomości możliwości postaci, ale faktem jest, że w pierwszym ustawieniu męczyliśmy się strasznie, a w drugim wręcz przeciwnie.
Tuż przed warszawską prezentacją poświęciłem kilka godzin na przypomnienie sobie pierwszej odsłony cyklu, dlatego łatwiej było mi wychwycić różnice pomiędzy obiema produkcjami. Jeśli chodzi o samą rozgrywkę, to najważniejsze wydaje się jej przyspieszenie. Nowe Borderlands jest bardziej dynamiczne od swojego pierwowzoru, walka jest wyraźnie szybsza. Warto nadmienić, że w trakcie wymiany ognia nie musimy już rozglądać się za amunicją. Naboje i granaty „wpadają” do ekwipunku same, wystarczy się po prostu do nich zbliżyć. Zmniejszono też czas potrzebny na odpalenie umiejętności specjalnych, dzięki czemu możemy z nich częściej korzystać. Same zdolności również zostały wzmocnione, co najlepiej widać na przykładzie stacjonarnej wieżyczki, wyrzucanej przez Axtona. Mimo że nie pompowałem działka dodatkowymi skillami, na 25 poziomie doświadczenia sprawowało się ono nadzwyczaj dobrze, stanowiąc cenną pomoc w eksterminacji rywali. W pierwszej grze z serii karabin był tak słabiutki, że pod koniec zmagań praktycznie nie nadawał się do niczego.