XCOM: Enemy Unknown – graliśmy w nowe UFO od twórców Cywilizacji - Strona 3
Czy XCOM: Enemy Unknown zadowoli miłośników kultowego UFO czy może skierowany jest do zupełnie nowego odbiorcy? Po dwóch godzinach gry próbujemy odpowiedzieć na to pytanie.
Przeczytaj recenzję Strzelając do E.T. – recenzja gry XCOM: Enemy Unknown
Mało jest gier, które na długo przed premierą wzbudzają tak duże kontrowersje. Najnowsza odsłona cyklu XCOM zdążyła już dawno podzielić jego fanów na dwa obozy: pierwszy, mocno zainteresowany powrotem kultowej marki w dowolnej postaci, oraz drugi, odsądzający twórców od czci i wiary za wyraźne uproszczenie jednej z najlepszych produkcji w historii elektronicznej rozrywki. Mimo że sam jestem wielkim miłośnikiem pierwowzoru, do tej pory wykazywałem umiarkowany spokój. Z wyrażeniem swojej opinii wolałem wstrzymać się do momentu, gdy własnoręcznie sprawdzę najnowsze dzieło studia Firaxis Games, i wreszcie, ku mojej wielkiej uciesze, taka okazja się nadarzyła.
Dzięki staraniom polskiego dystrybutora, firmy Cenega, wczoraj w Warszawie mogliśmy ujrzeć w akcji obszerny fragment gry i samodzielnie przetestować cztery początkowe misje kampanii. Ponad godzinne posiedzenie z tym tytułem okazało się nadzwyczaj owocne. Wersja demonstracyjna pozwoliła bowiem uzyskać odpowiedzi na wiele nurtujących mnie pytań, które pojawiły się po dotychczasowych prezentacjach programu, m.in. w trakcie tej ostatniej, na czerwcowych targach E3.
Pierwsze niespodzianki
Przygoda z grywalną wersją tytułu zaczęła się od niespodzianek – przede wszystkim mocno zdziwiła mnie konstrukcja kampanii, która składa się z serii ściśle powiązanych ze sobą scenariuszy. W przeciwieństwie do swego kultowego pierwowzoru XCOM: Enemy Unknown w ogóle nie stawia na losowość zdarzeń – misje taktyczne wykonujemy w określonym porządku, a nasze działania, zarówno te podczas właściwej akcji, jak i w trakcie pobytu w bazie, przerywane są licznymi filmikami. Gra kładzie zaskakująco duży nacisk na fabułę, co z jednej strony wydaje się ciekawym rozwiązaniem, z drugiej jednak ma swoje wyraźne minusy. Największą wadą tegoż jest nikła motywacja do powtórnego odparcia inwazji obcych. Przy drugim podejściu produkt nie będzie w stanie zaskoczyć nas w takim stopniu jak za pierwszym razem.
Jeśli ktoś spodziewał się wesołej opowiastki o inwazji obcych na Ziemię, XCOM pozytywnie go zaskoczy. Gra ma fantastyczny klimat i na dodatek jest piekielnie brutalna, co zresztą od dłuższego czasu sugerował znaczek 18+ na okładce.
W dziele Firaxis Games nie uświadczymy losowo generowanych map. Wszystkie areny, na których przyjdzie nam toczyć boje z kosmitami, zostały wcześniej zaprojektowane przez autorów. Poszczególne misje mogą co prawda różnić się kilkoma szczegółami, np. liczbą i rodzajem wrogich wojsk, ale kluczowe dla fabuły zdarzenia zostały w nich zaszyte na amen, co oznacza, że w przypadku powtórnego rozgrywania kampanii nie ma mowy o jakichkolwiek niespodziankach. Sytuacji nie poprawia fakt, że od czasu do czasu otrzymujemy możliwość wyboru jednego scenariusza spośród dwóch aktualnie dostępnych. Gra podkreśla w takim przypadku konsekwencje płynące z podjęcia trudnej decyzji (przymusowe zignorowanie prośby o pomoc jednego z krajów spowoduje, że jego włodarze w mniej przychylny sposób zaczną oceniać dowodzoną przez nas organizację), ale dla późniejszego rozwoju wypadków nie ma to w zasadzie większego znaczenia. Po prostu wykonujemy jeden z dwóch dostępnych w takiej sytuacji scenariuszy i to wszystko.
Nowy XCOM będzie oferować aż cztery poziomy trudności – Easy, Normal, Classic oraz Impossible – przy czym ten ostatni ma rzekomo doprowadzić do szewskiej pasji nawet weteranów pierwowzoru. Dla hardcore’owców twórcy przygotowali dodatkowy tryb o nazwie Iron Man, pozwalający zapisać stan gry tylko jeden raz podczas całej kampanii!