autor: Amadeusz Cyganek
Multiplayer w Medal of Honor: Warfighter - gramy i GROMimy na E3 2012
W trybie multiplayer Medal of Honor: Warfighter dojdzie do kuriozalnej rywalizacji. Jako przedstawiciel np. polskiego GROM-u ruszymy do walki przeciwko żołnierzom z innych elitatnych formacji. Czy to się uda?
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Medal of Honor: Warfighter - GROM na froncie Call of Duty
Artykuł powstał na bazie wersji PC.
Tryb multiplayer w nadchodzącym Medal of Honor z pewnością nie spotkałby się w naszym kraju z aż tak dużym zainteresowaniem, gdyby nie fakt, że jedną z grywalnych jednostek dostępnych podczas sieciowych batalii będzie polski GROM. Trzeba przyznać, że możliwość kontrolowania rodzimych sił specjalnych w jednej z najbardziej znanych serii FPS-ów to niecodzienna perspektywa i choćby z tego powodu produkcja studia Danger Close spotkała się z zainteresowaniem wielu rodzimych graczy. Czas sprawdzić, czy polscy wojacy dzielnie radzą sobie z wrogami na zbombardowanych ulicach somalijskich miast.
Osią rozgrywki w trybie sieciowym Warfightera staną się pojedynki pomiędzy dwunastoma najlepszymi jednostkami z całego świata stworzonymi do zadań specjalnych. W wersji udostępnionej nam do testów znajdujemy sześć z nich – polska Grupa Reagowania Operacyjno-Manewrowego znalazła się w doborowym towarzystwie m. in. amerykańskich SEALs, kanadyjskiej Joint Task Force czy brytyjskiej SAS. Każda z dostępnych w grze jednostek będzie się wyróżniać od reszty oddziałów głównie stylem walki oraz arsenałem dostępnych broni. Nasza specsłużba to w nowym MoH-u najbardziej uniwersalna jednostka, potrafiąca poradzić sobie w każdych warunkach bojowych. Podstawową bronią używaną przez GROM podczas walki stanie się karabinek HK-416, a na jej wyposażeniu znajdzie się również wyrzutnia rakiet. Dodatkowo nasz przedstawiciel w razie potrzeby skorzysta z usług wsparcia lotniczego, jak również podłoży ładunek wybuchowy o sporej sile rażenia.
Bezpośrednio po krótkiej odprawie trafiamy do małego, nadmorskiego miasteczka totalnie zniszczonego wskutek walki służb specjalnych z tamtejszymi grupami terrorystycznymi. Zadaniem graczy, podzielonych na dwie sześcioosobowe grupki, było przejęcie kontroli nad trzema rozrzuconymi po planszy sektorami – ich centralne punkty zostały oznaczone za pomocą flag. Przedtem jednak zostaliśmy przerzuceni do ekranu wyboru klasy, której umiejętności sprawdzimy podczas zaciętego boju – jak zapewne się domyślacie, mój wybór padł na rodzimego szturmowca.
Projekt mapy, na której prowadziliśmy batalię, determinował dynamiczną rozgrywkę nastawioną na wymianę ognia na krótkich dystansach. Nadmorska lokacja była pełna małych, zniszczonych budynków, wąskich przejść i krótkich korytarzyków, w których niejednokrotnie dochodziło do zupełnie przypadkowych spotkań z przeciwnikiem w cztery oczy. Lubujący się w snajperskich pojedynkach gracze również znajdowali jednak sposobność do zaatakowania przeciwników z ukrycia, korzystając z małych pokoików umiejscowionych na piętrach zniszczonych budynków czy też lokalnej atrakcji turystycznej – nieczynnej latarni morskiej. Nie zabrakło również miejsca dla małego otwartego placu, stanowiącego główny punkt zapalny – to tam najczęściej krzyżowały się drogi dwóch wrogich sobie grup. Pomimo niezbyt wielkiego rozmiaru planszy, różnorodność zabudowania i przemyślane rozplanowanie przestrzeni gwarantowało, że każda z dostępnych klas odnalazła się na polu walki.