Torchlight II - dlaczego warto sprawdzić konkurencję dla Diablo III - Strona 2
Świetna wiadomość dla wszystkich rozczarowanych zmianami wprowadzonymi przez Diablo III. Torchlight II pojawi się już niebawem, a testy wersji beta udowadniają, że ekipa Runic Games dobrze wie, co robi.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Torchlight II - hack'n'slash od współtwórców Diablo
Na początku maja zupełnie „przypadkiem” przed wyczekiwaną od lat premierą Diablo III wystartowały beta-testy Torchlighta II. Zaproszeni przez twórców z Runic Games gracze mieli okazję zapoznać się z kilkoma pierwszymi godzinami zabawy i jestem głęboko przekonany, że absolutnie wszyscy są z tego faktu bardzo zadowoleni. Z miłą chęcią wyjaśnię dlaczego.
Pierwszy Torchlight zadebiutował pod koniec 2009 roku i z miejsca został okrzyknięty komiksowym, duchowym spadkobiercą Diablo. Nic w tym dziwnego – wszak Runic Games to dziecko braci Schaeferów, który stali za sukcesem pierwszego „Diabełka”, a sama konstrukcja gry mocno przypomina hit z 1996 roku. Oto pod małym miasteczkiem zalęgło się wielkie zło, a trzech śmiałków odpowiadających archetypom maga, wojownika i łuczniczki musi pokonać dziesiątki podziemi, by je zgładzić. Gracze pokazali, że rzeczywiście bardzo lubią te melodie, które już kiedyś słyszeli – nabywców znalazło ponad milion kopii gry.
Torchlight II idzie za ciosem i zapowiada się na podobny skok jakościowy jak w przypadku Diablo II. Do dyspozycji mamy zrewidowany zestaw postaci – tym razem do walki z odwiecznym złem stanie czterech herosów. Zamiast wojownika do boju ruszy barbarzyński kolega wilków, dołączy do niego żywcem wyjęty z książek Pratchetta inżynier, a towarzyszyć im będą lubujący się w broni palnej outlander i znawca potęgi żywiołów w postaci embermage'a (maga żaru). Torchlight II pozwala na wybór płci i (w ograniczonym stopniu) wyglądu bohatera, a za każdym z nich znowu drepce wierny zwierzak (do wyboru aż 8 gatunków: psy, koty, fretki, dziwne dino-ptako-stwory i inne jastrzębie – wesoła gromadka, powiadam Wam).
Dalej na liście zmian jest konstrukcja świata. Zamiast jednego miasta i znajdujących się pod nim rozległych, różnorodnych, losowo generowanych podziemi ujrzymy teraz rozległe, różnorodne, losowo generowane mapy na powierzchni, z różnego rodzaju jaskiniami, jamami, grotami i innymi piwnicami. Torchlight II został przy tym podzielony na akty, więc powinowactwa z Diablo II nie da się ukryć. Jeśli dołożymy do tego niemal identycznie brzmiącą na samym początku gry muzykę, można się tylko uśmiechnąć pod nosem (a w duchu niezmiernie radować, wszak tytuł Blizzarda to hack'n'slashowa doskonałość).
A jak gra się w Torchlighta II? Bardzo dobrze. Autorzy nie starali się zmieniać sprawdzonej formuły – wszystkie skróty klawiszowe i przyzwyczajenia z pierwowzoru czy z dwóch odcinków Diablo sprawdzą się tu bez zarzutu. Postać może szybko wybierać między dwoma zestawami uzbrojenia i dwoma zestawami specjalnych zdolności/czarów. Do tego dochodzi pasek z przypisanymi do niego klawiszami, na którym da się umieścić napoje uzupełniające zdrowie/manę, czy czasowo zwiększające odporności, albo zwoje czy czary. Złote przeboje gatunku hack'n'slash. Z paluchami odpowiednio ułożonymi na klawiaturze i myszce ruszamy w bój.
Normalny poziom trudności wydaje się dość łatwy, na pewno za łatwy dla weteranów. Nasza postać (a na potrzeby tekstu dogłębnie sprawdziłem maga i barbarzyńcę) przebija się przez zastępy stworów bez większych przestojów. Często na jej drodze pojawiają się potwory-czempiony, ale nawet one zajmują nam jedynie parę chwil – szczególnie dzięki wprowadzonemu do gry paskowi, który ładujemy za pomocą serii udanych trafień, po czym zapewnia on same krytyczne ciosy. Z wykonywanymi zadaniami (do jednego aktywnego w danym momencie questa głównego dochodzą poboczne – zarówno te otrzymywane w mieście, jak i znajdowane przypadkowo gdzieś w dziczy) wiążą się oczywiście pojedynki z prawdziwymi wymiataczami. Tutaj bywa trudno (szczególnie podczas zaskakująco długiej i estetycznej bitki z kończącym betę czarodziejem), a satysfakcja z wygranej jest całkiem spora. Podobnie jak ilość otrzymanego doświadczenia i punktów sławy. Kolejne poziomy zdobywa się bardzo szybko, a zabijanie wyjątkowo silnych oponentów sprawia, że stajemy się coraz bardziej znani w świecie gry. W Torchlighta po prostu chce się grać, bo człowiek jest ciekawy, co czeka za rogiem. Wszystko działa jak dobrze naoliwiona maszyna.