autor: Grzegorz Bobrek
Więcej Wolfensteina, mniej Call of Duty w Enemy Front, nowej grze Stuarta Blacka - Strona 2
Dzięki Enemy Front powrócimy do czasów II wojny światowej. Dlaczego twórcy nie chcą małpować Call of Duty i co wyniknie ze współpracy z twórcą kapitalnej gry Black?
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Enemy Front - II wojna światowa w polskim wydaniu
Stuart Black nie należy może do pierwszej ligi rozpoznawalnych twarzy wśród deweloperów gier, ale przynajmniej za jeden produkt należą mu się ukłony. Dzięki niemu pod sam koniec życia PlayStation 2 doczekało się kapitalnej strzelaniny, solidnie wykorzystującej możliwości „czarnuli”. Black miało wszystko, co potrzebne – świetne typy broni, niesamowitą grafikę, zaprojektowane z polotem lokacje i przede wszystkim oszałamiające wymiany ognia. Czy Stuart Black jest w stanie uderzyć z tą samą siłą po raz drugi?
Najnowszy projekt Brytyjczyka, powstający pod skrzydłami City Interactive, odchodzi od współczesnych konfliktów i cofa się do okresu II wojny światowej. Sam Black twierdzi, że zmęczyło go strzelanie z M4 i AK-47 i ponownie chciałby wrócić do tego, co od czasów legendarnego Wolfensteina 3D sprawiało graczom najwięcej radości. Mowa oczywiście o zabijaniu nazistów.
Myli się jednak ten, kto spodziewałby się podążania tą samą ścieżką co produkcje Activision. Black odżegnuje się od porównań z Call of Duty. Nie chce osadzać gracza w roli „szarego” żołnierza piechoty zdobywającego plażę Omaha. Nie chce pokazywać wielkiego wysiłku wojsk sprzymierzonych i poświęcenia bezimiennych bohaterów w walce z systemem totalitarnym. Nie chce wymachiwać amerykańską (czy też brytyjską) flagą, wypinać dumnie pierś – jednym słowem nie chce korzystać ze spuścizny Szeregowca Ryana. Enemy Front ma zrobić jeszcze jeden krok wstecz. Do epoki, gdzie kilku komandosów demolowało bazę SS, eliminowało niezliczone zastępy odzianych w Feldgrau złoczyńców i wychodziło z całej kabały bez szwanku. Gdzie na mur beton jedna seria z MP40 posyłała do piekła trzech wrogów, a cyniczny uśmieszek starczał za całe kreowanie postaci. Tak, jesteśmy w epoce Tylko dla orłów.
Tylko dla orłów to absolutna klasyka kina akcji. Historia dwójki agentów walczących z nazistami w malowniczej Bawarii napisana została przez Alistaira MacLeana, swego czasu popularnego pisarza powieści sensacyjnych. W jednej z głównych ról wystąpił zaś Clint Eastwood. Zgodnie z przewidywaniami był to murowany hit.
Jak ta decyzja wpłynie na ostateczny wygląd gry? Z tego, co widziałem na zamkniętej prezentacji, może być to strzał w dziesiątkę na rynku dość do siebie podobnych, pseudorealistycznych produkcji. Oczywiście, o ile City Interactive podoła zadaniu i wprowadzi w życie wszystkie swoje pomysły.
Pamiętacie jeszcze czasy Medal of Honor (tego sprzed 10 lat)? Zdobyczny tzw. „szmajser”, kilka granatów za pasem i wioska pełna nazistów. Luźno określone ramy historyczne, żadnej poprawności politycznej, czysty wygrzew, eksplozje i setki kul w powietrzu. Enemy Front wie jednak, w którym miejscu cofanie się do poprzedniej epoki nie ma żadnego sensu. Technologicznie zaprezentowanym fragmentom niewiele mogę zarzucić. Przede wszystkim dał się zauważyć mocno stylizowany projekt graficzny. Zarówno modele postaci, broń, jak i lokacje nakreślone zostały nieco komiksową kreską. Niemcy wyglądają jak archetypiczni recydywiści z kwadratowymi szczękami i oczami osadzonymi głęboko w czaszce, a mapy oblano lekko nadnaturalnym światłem, nadając całości specyficzny klimat. Od razu wiadomo, że artyści, bawiąc się konwencją, odwalili kawał dobrej roboty. Trzymam kciuki, żeby i inne misje w finalnej wersji zachowały ten wysoki poziom.
W ciągu 20 minut testów musiały mi wystarczyć fragmenty dwóch większych etapów. Pierwszy z nich został osadzony w Dunkierce roku 1940, z Brytyjczykami w panice uciekającymi z plaż (przedstawiono to dość... symbolicznie). Naszemu nieustraszonemu herosowi nie w smak pakować się na łajbę i opuszczać Francję. Chwyta więc w garść pistolet maszynowy i rusza w stronę lądu, aby tam rozpocząć wyprawę przez całą nazistowską Europę, pozostawiając za sobą zgliszcza, trupy i tysiące rozgrzanych do czerwoności łusek po nabojach. Kolejne zadanie przeniosło nas do drugiej połowy kampanii dla jednego gracza. W niej przyszło mi zwiedzić kilka niemieckich posterunków, położonych gdzieś między górami i lasami zachodniej Europy.