Testowaliśmy grę Hard Reset - nową polską strzelaninę - Strona 2
Polskie studio Flying Wild Hog już wkrótce zadebiutuje na rynku pierwszoosobową strzelaniną. My sprawdzamy czy Hard Reset jest faktycznie shooterem w starym stylu, jak zwykło się go opisywać.
Przeczytaj recenzję Radość z klasycznej rozwałki - recenzja gry Hard Reset
Co robią zdolni weterani z branży gier, gdy z różnych względów nie mogą tworzyć kolejnych tytułów w macierzystej firmie? Oczywiście powołują do życia nowe studio i pomału tracą wzrok, potajemnie przekształcając wirtualną nicość w zupełnie nową jakość. Flying Wild Hog to właśnie przykład takiej firmy – niby jest świeża, ale pracują w niej starzy wyjadacze z CD Projekt Red czy City Interactive, którzy na niejednej grze zjedli zęby. Kilka tygodni temu ujawnili światu swoje debiutanckie dzieło – cyberpunkowy FPS zatytułowany Hard Reset. Informacja okazała się tym ciekawsza, że zawierała mniej więcej takie stwierdzenia jak: „tylko na PC”, „w zasadzie ukończona”, „autorski silnik graficzny” i „nawiązanie do klasycznych strzelanin sprzed lat”. Jak to się ma do rzeczywistości?
Twórcy udostępnili prasowe demo, zawierające trzy dość reprezentatywne dla całości (jak mniemam) poziomy, więc część obietnic można od razu zweryfikować. Na wstępie pragnę zaznaczyć, że nie będę zajmował się ocenianiem fabuły, bo w testowanym fragmencie naprawdę trudno było się na niej skupić, zważywszy na dość spore luki pomiędzy kolejnymi etapami. Wystarczy napisać, że gracz wciela się w majora Fletchera i prowadzi wojnę z maszynami, które stały się zbyt cwane i zbyt groźne, a na dodatek mają szansę na przejęcie czegoś, co da im praktycznie nieograniczoną moc. Takiego zarysu historii wraz z obowiązkowym technobełkotem dowiadujemy się z ruchomych komiksowych plansz pojawiających się podczas wczytywania poziomów. Najważniejsze jest jednak chyba zdanie, które wypowiada nasz bohater na początku rozgrywki: „time to blow shit up!”
Hard Reset to typowa pierwszoosobowa strzelanina – ten krótki opis najlepiej oddaje ducha produkcji. Na pewno jednak chcecie wiedzieć więcej, pozwólcie więc, że zajmę się po kolei trzema przetestowanymi przeze mnie poziomami. Zaczynamy w jakiejś ciemnej alejce, a naszym celem jest dotarcie do miejsca masakry – maszyny wpadły w szał i zabiły mnóstwo niewinnych osób. Zanim jednak przyjdzie nam ukarać pierwsze blaszaki za bunt na swych twórcach, zatrzymujemy się, by podziwiać grafikę. Hard Reset to naprawdę bardzo ładna gra. Poziomy pełne są detali, mnóstwo neonów i połyskliwych powierzchni nadaje otoczeniu odpowiedni klimat, a wszelkie efekty związane z oddawaniem strzału są nader satysfakcjonujące. Co istotne – już wersja prasowa okazała się być świetnie zoptymalizowana. W rozdzielczości 1680x1050, z włączonymi wszystkimi detalami prócz anty-aliasingu, ledwie zauważalnej zadyszki komputer dostawał jedynie w momencie wybuchania kilkunastu robotów naraz. Warto mieć to na uwadze, bo moja maszyna do tytanów nie należy (procesor Athlon X2 5600+, 2 GB pamięci RAM, karta graficzna Radeon HD 6670 1 GB i poczciwy 32-bitowy Windows XP).
Podczas przeprawy ciemnymi uliczkami pierwszego poziomu okazuje się ponadto, że: zagadek brak, roboty to atakujące frontalnie lub kupą głąby (kłania się Painkiller), a elementy otoczenia można niszczyć, co z kolei wspomaga destrukcję maszyn – wybuchające czerwone beczki oraz różnego rodzaju stacje energetyczne potrafią skutecznie ostudzić zapał oponentów. Czasami od tego wszystkiego rozwala się ściana, za którą znajduje się ukryte pomieszczenie ze schowanymi fantami (w grze pojawiają się klasyczne, znane z Dooma czy Quake’a, sekrety). Generalnie gra prowadzi nas jak po sznurku, okazjonalnie wymuszając przystanek na jakiejś ciut bardziej otwartej przestrzeni, by zlikwidować grupkę większych i silniejszych oponentów.