autor: Amadeusz Cyganek
Call of Juarez: The Cartel - Graliśmy w tryb kooperacji
Polski western we współczesnej Ameryce – trzeba przyznać, że brzmi to niecodziennie. Co więcej, twórcy starają się nam wmówić, że Dziki Zachód najlepiej podbijać we troje – sprawdzamy, jak tryb współpracy w Call of Juarez: The Cartel wypada w praktyce.
Przeczytaj recenzję Call of Juarez: The Cartel - recenzja gry
Artykuł powstał na bazie wersji X360.
Atmosfera panująca wokół najnowszego dzieła wrocławskiego oddziału Techlandu z dnia na dzień staje się coraz gorętsza. Autorzy śmiało prezentują kolejne rozwiązania, mające z powodzeniem znaleźć zastosowanie w nowym Call of Juarez. Na niespełna miesiąc przed premierą po raz pierwszy dane nam było wypróbować grę w akcji i przekonać się, czy przygody trzech policjantów o zupełnie zróżnicowanych osobowościach wzbudzają więcej emocji niż porachunki braci McCall z Więzów Krwi.
Jednym z dwóch głównych punktów programu była możliwość rozegrania misji w trybie kooperacji, którą w finalnej wersji gry znajdziemy pod koniec kampanii. Testowaliśmy wydanie na Xboksa 360 (na pytanie o przyczyny opóźnienia edycji pecetowej padły dwie odpowiedzi: troska o jakość konwersji i obawa przed przedwczesnym wyciekiem gry do sieci – można rzec: standard). Po chwili zostaliśmy podzieleni na trzyosobowe grupki, a przed rozpoczęciem scenariusza dostaliśmy możliwość dopasowania uzbrojenia do potrzeb rozgrywki. Arsenał broni prezentuje się nad wyraz przyzwoicie i jest odpowiednio zróżnicowany – oprócz klasycznych westernowych rewolwerów i shotgunów są także pistolety, karabiny maszynowe, a nawet snajperki. Grę rozpoczynamy od mocnego akcentu – wychodzimy z kościoła w sposób znany już z poprzednich edycji – grupowo wyważając drzwi. Drużynowe wkroczenie do akcji kontynuujemy, przechodząc w tryb koncentracji – spowolnienie czasu pozwala na unieszkodliwienie większej liczby wrogów, a co za tym idzie – łatwiejszą przeprawę przez uliczkę. Trafiamy na małe targowisko, gdzie do ucieczki przygotowuje się jeden z liderów gangu narkotykowego. By dotrzeć do stojącego nieopodal samochodu, musimy jednak najpierw oczyścić plac z wrogów. W trakcie eliminowania oprychów w oczy rzuca się brak systemu osłon, który nieco utrudnia prowadzenie wymiany ognia. Szukanie miejsca, w którym możemy skutecznie schronić się przed ostrzałem zajmuje trochę czasu, a wyglądanie spoza przeszkody okazuje się niewygodne i często podczas zmieniania pozycji obrywamy kulkę.
Po rozprawieniu się z przeciwnikami wsiadamy do samochodu i podążamy za uciekającym szefem kartelu. Moje zadanie to ostrzał wrogów z tylnego siedzenia. Ciekawym pomysłem jest możliwość wychylenia się z samochodu przez okno – umożliwia to sprawniejsze celowanie i daje pełen ogląd sytuacji. Strzelanie do wrogów podczas pościgu nie należy jednak do najprostszych czynności – jedziemy po typowych meksykańskich bezdrożach, pełnych nierówności, ogromnych głazów i różnego rodzaju atrakcji czyhających na kierowcę. W połowie drogi, oczekując na przejazd pociągu, na moment gubimy trop. Po chwili okazuje się jednak, że przeciwnicy udali się w podróż traktem wzdłuż torów kolejowych. Wysiadka z pojazdu następuje na obrzeżach małego miasteczka, a gorące przywitanie zwiastuje, że spotkamy tu jeszcze niejednego, uzbrojonego po zęby wroga.