autor: Marcin Serkies
Transformers: Dark of the Moon - już graliśmy! - Strona 2
Podczas specjalnego pokazu gier firmy Activision w Londynie, mieliśmy okazję przetestować najnowszą odsłonę cyklu Transformers, noszącą podtytuł Dark of the Moon.
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
Podczas londyńskiej prezentacji nadchodzących tytułów firmy Activision jedną z gier potraktowano nieco po macoszemu. Nie doczekała się własnego pokazu, za to w wolnej chwili można było zagrać w nią przeciwko innym zawodnikom na ośmiu stanowiskach wyposażonych w konsole. Wrażenia po całkiem przyjemniej rozgrywce w trybie deathmatch to w zasadzie wszystko, czym możemy podzielić się odnośnie kolejnej gry z serii Transformers. Cztery różniące się od siebie klasy, możliwość modyfikacji swojego robota, rozwój w miarę zdobywanych poziomów – to tylko niektóre elementy, o jakich warto wspomnieć.
Pierwsze, co w zasadzie wszystkim grającym rzuciło się w oczy, to brak wszechobecnego w poprzedniej części metalu. Akcja nowych Transformersów, noszących podtytuł Dark of the Moon, toczy się na Ziemi, więc będziemy działać w znacznie przyjemniejszym otoczeniu. Nie, żeby to jakoś specjalnie wpływało na samą rozgrywkę, ale z pewnością jest to miła odmiana. Niestety, strona graficzna pozostawia sporo do życzenia. O ile animacja, wygląd i szczegółowość modeli robotów, którymi walczymy, stoi na naprawdę dobrym poziomie, tak otoczenie nie prezentuje się imponująco. Pomijając fakt niewielkiej liczby szczegółów i niedużego rozmiaru map, które widzieliśmy, najbardziej kłuje w oczy całkowity brak modelu zniszczeń. W przypadku świata gry nie dziwi to jeszcze tak bardzo, ale niemożność zarysowania przeciwnika mimo solidnego ostrzału to już spory minus. Gdyby na arenach wprowadzić opcję destrukcji otoczenia, nawet w formie skryptów, grałoby się znacznie przyjemniej. Ogromne roboty, czy to w swojej naturalnej postaci, czy zmienione, mają problemy z poruszaniem się w wąskich korytarzach ulic. Zaczepienie o drewniany słupek podtrzymujący dach powoduje zatrzymanie w miejscu. To utrudnia rozgrywkę – przynajmniej początkowo, nie wspominając już o braku choćby pozorów realizmu (bo do tego daleko, jeśli solidnej wagi dowódca Autobotów może spokojnie stać na dachu wiejskiej chaty). Niemniej, jest to chyba największa wada gry, jaką zauważyłem w trakcie zabawy w trybie multiplayer.
Pomijając powyższe, rozgrywka jest całkiem przyjemna. Zanim rozpocznie się pojedynek, mamy możliwość poeksperymentowania z własnymi ustawieniami robotów. Cztery podstawowe klasy można modyfikować według własnego widzimisię oraz – oczywiście – dostępnych umiejętności, broni i tym podobnych. W wersji, którą testowaliśmy, nie było opcji gromadzenia doświadczenia, ale to, co oglądaliśmy na ekranie, wskazuje, że twórcy skorzystali z dobrze już przećwiczonego i lubianego przez graczy modelu.