autor: Marcin Serkies
Transformers: Dark of the Moon - już graliśmy!
Podczas specjalnego pokazu gier firmy Activision w Londynie, mieliśmy okazję przetestować najnowszą odsłonę cyklu Transformers, noszącą podtytuł Dark of the Moon.
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
Artykuł powstał na bazie wersji X360.
Podczas londyńskiej prezentacji nadchodzących tytułów firmy Activision jedną z gier potraktowano nieco po macoszemu. Nie doczekała się własnego pokazu, za to w wolnej chwili można było zagrać w nią przeciwko innym zawodnikom na ośmiu stanowiskach wyposażonych w konsole. Wrażenia po całkiem przyjemniej rozgrywce w trybie deathmatch to w zasadzie wszystko, czym możemy podzielić się odnośnie kolejnej gry z serii Transformers. Cztery różniące się od siebie klasy, możliwość modyfikacji swojego robota, rozwój w miarę zdobywanych poziomów – to tylko niektóre elementy, o jakich warto wspomnieć.
Pierwsze, co w zasadzie wszystkim grającym rzuciło się w oczy, to brak wszechobecnego w poprzedniej części metalu. Akcja nowych Transformersów, noszących podtytuł Dark of the Moon, toczy się na Ziemi, więc będziemy działać w znacznie przyjemniejszym otoczeniu. Nie, żeby to jakoś specjalnie wpływało na samą rozgrywkę, ale z pewnością jest to miła odmiana. Niestety, strona graficzna pozostawia sporo do życzenia. O ile animacja, wygląd i szczegółowość modeli robotów, którymi walczymy, stoi na naprawdę dobrym poziomie, tak otoczenie nie prezentuje się imponująco. Pomijając fakt niewielkiej liczby szczegółów i niedużego rozmiaru map, które widzieliśmy, najbardziej kłuje w oczy całkowity brak modelu zniszczeń. W przypadku świata gry nie dziwi to jeszcze tak bardzo, ale niemożność zarysowania przeciwnika mimo solidnego ostrzału to już spory minus. Gdyby na arenach wprowadzić opcję destrukcji otoczenia, nawet w formie skryptów, grałoby się znacznie przyjemniej. Ogromne roboty, czy to w swojej naturalnej postaci, czy zmienione, mają problemy z poruszaniem się w wąskich korytarzach ulic. Zaczepienie o drewniany słupek podtrzymujący dach powoduje zatrzymanie w miejscu. To utrudnia rozgrywkę – przynajmniej początkowo, nie wspominając już o braku choćby pozorów realizmu (bo do tego daleko, jeśli solidnej wagi dowódca Autobotów może spokojnie stać na dachu wiejskiej chaty). Niemniej, jest to chyba największa wada gry, jaką zauważyłem w trakcie zabawy w trybie multiplayer.
Pomijając powyższe, rozgrywka jest całkiem przyjemna. Zanim rozpocznie się pojedynek, mamy możliwość poeksperymentowania z własnymi ustawieniami robotów. Cztery podstawowe klasy można modyfikować według własnego widzimisię oraz – oczywiście – dostępnych umiejętności, broni i tym podobnych. W wersji, którą testowaliśmy, nie było opcji gromadzenia doświadczenia, ale to, co oglądaliśmy na ekranie, wskazuje, że twórcy skorzystali z dobrze już przećwiczonego i lubianego przez graczy modelu.