autor: Krzysztof Gonciarz
Call of Duty: Black Ops - E3 2010
Treyarch ma przed sobą trudne zadanie - zastąpić Infinity Ward w charakterze głównego producenta gier z serii Call of Duty - dlatego wszyscy z niecierpliwością oczekują Black Ops - najnowszego dzieła tego studia.
Przeczytaj recenzję Call of Duty: Black Ops - recenzja gry
Artykuł powstał na bazie wersji X360.
Black Ops powstawało od czasu ukończenia prac nad World at War i sytuacja w Infinity Ward nie miała żadnego wpływu na kształt tej gry. Tak przynajmniej twierdzą przedstawiciele Treyarchu, studia tworzącego najnowszą odsłonę Call of Duty. Targi E3 przyniosły możliwość zobaczenia rozbudowanych fragmentów dwóch misji z kampanii dla pojedynczego gracza – pomysłowych i napakowanych akcją, a przy tym kontynuujących aktualny kierunek serii. Filmowe operacje specjalne tym razem rozgrywamy w latach sześćdziesiątych.
Pierwsza z misji nosi tytuł WMD, jej bohaterem jest pułkownik Mitchell. Rozpoczyna się na lotnisku, gdzie oglądamy półinteraktywny przerywnik. Bohater wchodzi na pokład samolotu zwiadowczego SR-71 Blackbird – słyszymy potężny ryk silnika, rozglądamy się. W końcu samolot rusza, a my widzimy dość rzadki dla serii Call of Duty zabieg – przerywnik z kamerą „spoza” oczu protagonisty. Startujemy przez poderwanie lewej gałki, co wydaje się bardziej quick-time eventem niż faktycznym mechanizmem rozgrywki. Zawsze jakieś urozmaicenie.
Przeskakujemy w czasie i teraz znajdujemy się już wysoko nad powierzchnią Ziemi. Nasz pilot spogląda na satelitarny skaner, na którym wyświetlane jest obserwowane przez samolot pole bitwy – trochę przypomina to widok z AC-130 z Modern Warfare (charakterystyczne, białe sylwetki postaci), ale klimat jest inny – obraz z monitora zajmuje tylko część ekranu, dookoła widzimy kokpit samolotu i ręce bohatera, które wciąż operują jakimiś przyrządami.
Okazuje się, że musimy w tej scenie wspomóc oddział żołnierzy, wskazując im miejsca, w które mogą się bezpiecznie udać – chodzi o uniknięcie przeciwników. Celowniczkiem pokazujemy im więc kolejne checkpointy, dokładnie przy tym widząc rozmieszczenie wrogich sił. Ogólnie scena ta jest czymś zupełnie nowym i udowadnia, że Treyarch nie zamierza tylko kopiować pomysłów z serii Modern Warfare. Po chwili przechodzimy do następnego fragmentu misji. Tym razem wcielamy się już w żołnierza ze wspomnianego wyżej oddziału.
Leżymy w śniegu, dookoła przechodzą nieświadomi naszej obecności wrodzy wojacy. Znajdujemy się na terenie Rosji, a naszym zadaniem jest infiltracja jakiejś instalacji radarowej. Mamy do dyspozycji nowy typ broni – kuszę z lunetą snajperską. Przemykamy po cichu pomiędzy przeciwnikami, by w końcu dojść do barierki, o którą zaczepiamy linę. Tak, to scena znana ze zwiastuna tej gry. Zsuwamy się z resztą oddziału po linach (ciekawa mechanika, przytrzymując trigger, ładuje się energię odbicia od skutej lodem ściany), by w końcu wskoczyć do bazy wroga przez okno.