Star Wars: The Force Unleashed II - przed premierą
Czy druga część pełnej Mocy gry Star Wars: The Force Unleashed przeskoczy bolączki „jedynki” i zjedna sobie imperium graczy?
Przeczytaj recenzję Star Wars: The Force Unleashed II - recenzja gry
Artykuł powstał na bazie wersji X360.
Jest takie uniwersum, które może poszczycić się wyjątkową mocą (ha!) oddziaływania na swoich fanów. I choć większość z nich dostrzega niedociągnięcia tego wykreowanego przez George’a Lucasa świata, to i tak są mu niemal bezgranicznie oddani. Twórcy zaś doskonale o tym wiedzą i ciągle dokładają nowe produkty do niezliczonej masy dzieł rozwijających jego historię. Całe szczęście, że niektórzy z owych autorów starają się wyciągać wnioski ze swych poprzednich dokonań i chcą, by nowe tytuły pod każdym względem przyćmiewały stare.
Mowa oczywiście o przepotężnym (w każdym znaczeniu tego słowa) uniwersum Gwiezdnych Wojen, które będziemy mieli okazję ponownie odwiedzić jeszcze w tym roku za sprawą gry Star Wars: The Force Unleashed II. Na wstępie mała uwaga – jeśli należycie do osób, które przeleżały ostatnie 2 lata w karbonicie i nie mają pojęcia o prawdopodobnie najdynamiczniejszej i najefektowniejszej „gwiezdnowojennej” grze ostatnich lat, to uprzedzam – będą spoilery. Takie naprawdę istotne, w stylu „Vader jest ojcem Luke'a”. Skoro pierwsza część gry otrzymała nagrodę za scenariusz, to bez przypomnienia fabuły (i zakończenia) nie sposób zapowiedzieć sequela.
Rzecz działa się między III a IV epizodem filmowej sagi. Jako Starkiller (tak przy okazji – tak początkowo miało brzmieć nazwisko Luke'a), tajny uczeń Dartha Vadera, na przestrzeni kilku rozbudowanych misji wykonywaliśmy jego wolę, przy okazji dziesiątkując niekończące się zastępy anonimowych szturmowców, rzucając skrzyniami i machając mieczem świetlnym. Wyglądało na to, że historia zakończy się pozytywnym akcentem, gdy nagle okazało się, że nasz mistrz to niegodziwa oszukańcza szuja (tak, ten odziany w czerń Lord Sith! Zaskoczenie!) i że oto wszystko zmierza ku najgorszemu. Gra miała dwa zakończenia: albo zaślepieni zemstą postanawialiśmy zgładzić Vadera, co owocowało naszą przemianą w nowego zapuszkowanego ucznia Imperatora, lub też braliśmy się za samego Palpatine'a, co z kolei doprowadzało do naszej heroicznej śmierci. Za kanoniczne zostało uznane zakończenie drugie (wszak Jasna Strona Mocy w naszym bohaterze powinna wygrać, prawda?) i to na jego bazie powstała historia The Force Unleashed II.
Skoro nasz podopieczny zginął, to jakim cudem widzimy go całkiem żywego na materiałach zapowiadających nową grę? Cud ten nazywa się klonowanie – nasz nowy protagonista jest kopią samego siebie i nawiedzają go wizje związane z Juno Eclipse, urodziwą blondyniastą sympatią oryginalnego Starkillera. Na samym wstępie gry uciekamy Vaderowi z placówki na planecie Kamino i udajemy się na misję, której celem jest odnalezienie naszego człowieczeństwa, a przy okazji także samej Juno. Oczywiście przez cały czas jesteśmy ścigani przez byłego mistrza, który wciąż chce uczynić z nas najpotężniejszego wojownika Sith, jaki stąpał po tych ziemiach. Autorzy obiecują, że gra będzie przystępna i ciekawa także dla tych, którzy nie mieli okazji poznać poprzedniej produkcji oraz (a może przede wszystkim), że „dwójka” będzie mrocznym odcinkiem serii pokazującym przejmującą i osobistą historię. Tutaj nasuwają się dwa wnioski – skoro „mrocznym”, to nie można nie pomyśleć o podobnym kontraście między filmowym Imperium Kontratakuje a Nową Nadzieją. Brzmi zatem bardzo obiecująco. Drugi wniosek związany jest ze słowem „seria” – najwyraźniej należy oczekiwać części trzeciej i powstania kolejnej pięknej trylogii w świecie Star Wars. Jeśli tendencja w kwestii jakości będzie zwyżkowa, to nie widzę żadnych przeciwwskazań.