autor: Krzysztof Gonciarz
Battlefield: Bad Company 2 - Wrażenia (single player) - Strona 2
Battlefield: Bad Company powraca w wydaniu poważniejszym, mroczniejszym i upodobnionym do Call of Duty. Zejście na lepsze tory czy utrata tożsamości? Mieliśmy okazję przekonać się o tym na pokazie trybu single player.
Przeczytaj recenzję Battlefield: Bad Company 2 - recenzja gry
Od redakcji: Poniższy tekst to wrażenia z trybu dla pojedynczego gracza w Bad Company 2. Zapraszamy do przeczytania analogicznego tekstu na temat rozgrywki wieloosobowej oraz obejrzenia filmu z cyklu Gramy!.
Zła kompania powraca! Autorzy długo milczeli na ten temat, karmiąc graczy informacjami dotyczącymi wyłącznie trybu multiplayer z Battlefield: Bad Company 2. A przecież cześć pierwsza – jakkolwiek fajny by nie był tryb Gold Rush czy Conquest – spodobała się posiadaczom konsol głównie dzięki doskonałym postaciom i nietypowemu podejściu do tematu „wojny”. Badania marketingowe chyba pomieszały szyki ludziom z DICE, bo zarys fabuły drugiej części wygląda już dużo bardziej komercyjnie.
„Gra będzie dużo bardziej dojrzała niż pierwsza część” – mówi producent, Bjorn Jonsson, podczas prezentacji w Londynie. Koniec z klimatem niedopowiedzeń, koniec z niesubordynacją głównych bohaterów. Zostawiamy więc w tyle Złoto dezerterów, a do czytnika wsadzamy Helikopter w ogniu czy jakiekolwiek inne Call of Duty. Wcielamy się ponownie w Prestona Marlowe`a – żołnierza, który do karnej Kompanii B został oddelegowany na początku pierwszej części za bliżej nieokreślone przewinienia. Tam poznał pozostałych buntowników-nieudaczników: szalonego piromana Haggarda, okularnika Sweetwatera oraz sierżanta Redforda. Ta zgrana paka w pierwszej części gry wpadła na trop wielkiej fortuny, by ostatecznie zdezerterować w imię pozytywnej, wyluzowanej chciwości. I tak: fabuła gry była w zasadzie o niczym – nie wiedzieliśmy nawet, w jakiej wojnie bierzemy udział, ani nie uczestniczyliśmy w „życiu” większych formacji wojskowych. Gra stworzyła wrażenie, które Von Zay doskonale porównał do klimatu teatru telewizji. Teatru kameralnego, z akcentem na postacie i niskim nakładem środków finansowych na zdjęcia i aktorów – jeśli w grach miałoby to znaczenie.
BF:BC2 odchodzi od tej szczytnej konwencji. Na pocieszenie zostaje przynajmniej to, że powraca cała ekipa znanych już bohaterów (oraz znakomitych aktorów podkładających im głosy). Zachęcony, pytam producenta o powrót Miss July – seksownie brzmiącej łączniczki, zgłaszającej się przez radio jako Mike-One-Juliet. „Nie wiem” – odpowiada. Aha. A będzie co-op? „Nie mówimy o tym”. Ech, po prezentacji podziękowano mi za „podchwytliwe pytania”.
Fabuła gry opowie o konflikcie amerykańsko-rosyjskim, którego ogniskiem stanie się tajemniczy nowy typ broni konstruowany przez Rosjan. Akcja rozpocznie się na Alasce, gdzie nasza kompania w trakcie wykonywania standardowej misji przypadkiem natrafi na ślady potajemnych operacji wroga. Poza tym większość misji będzie toczyć się w Ameryce Południowej. Wśród ujawnionych lokacji, poza Alaską, znajdziemy Boliwię, Chile oraz Andy.