autor: Maciej Makuła
Forza Motorsport 3 - Już graliśmy! (gamescom 2009)
Nowa Forza Motorsport jest żywym przykładem mądrości przysłowia „gdzie się z chęcią zejdzie praca, tam się hojnie trud opłaca”. Gra z tej serii jeszcze nigdy nie była tak blisko tytułu króla wyścigów samochodowych.
Przeczytaj recenzję Forza Motorsport 3 - recenzja gry
Artykuł powstał na bazie wersji X360.
Gdybym chciał być złośliwy, napisałbym – „do trzech razy sztuka”. W każdej Forzy bowiem, pomimo wielu wspaniałych cech, znalazła się przynajmniej jedna, może nie tyle wada co przypadłość, która odstawała od poziomu prezentowanego przez ten sam element w Gran Turismo. A jest to właściwie jedyny prawdziwy przeciwnik serii studia Turn 10. Tak więc w „jedynce” wielu raziło 30 klatek animacji na sekundę, a w „dwójce” – niestety, koniec końców, zbyt mało efektowna oprawa graficzna. Teraz, na targach gamescom 2009, miałem okazję sprawdzić, czy jakiś powód do ględzenia da nam Forza Motorsport 3.
Najbardziej kontrowersyjnym krokiem w rozwoju serii, o którym na lewo i prawo trąbią jej twórcy, jest otworzenie się na gracza nastawionego na czystą (niepopartą wielogodzinnymi przygotowaniami, stresem, morzem krwi i potu) zabawę – tzw. casuala (jakby to go pewnikiem określił prof. Miodek). I posunięcie to jest zdecydowanie czymś więcej niźli tylko wprowadzeniem możliwości cofania czasu.
Bo Forza Motorsport 3 zdaje się czerpać drobne inspiracje z... LittleBigPlanet. Tak samo jak tam – twórcy stawiają na zawartość tworzoną przez samych użytkowników. W tym wypadku są to naturalnie samochody: ich modyfikacje (padło hasło „30% większe możliwości w tej dziedzinie”, niestety, nie miałem go jak zweryfikować), malunki (edytor ma dawać większe możliwości niż poprzednio, przy czym nadal pozostanie dosyć siermiężny) czy zaawansowany edytor powtórek. Eksponować ma je mnóstwo rankingów, domów aukcyjnych – ot, rozwinięcie pomysłów z poprzednich odsłon.
Tym, co jednak skłoniło mnie do porównania z LBP, jest właśnie – wzorem gry o sackboyach – zatrudnienie brytyjskiego aktora Petera Egana – który swym ciepłym głosem wprowadza w arkana Forzy i ogólnie w „świat samochodów”. Strasznie to zabawne, słyszeć coś w stylu „Witaj w Forza Motorsport, świecie samochodów. Samochód to takie coś z czterema kółkami i jest takim wozem bez koni.”. Oczywiście przesadzam w wyzłośliwianiu się, ale pomysł bardzo mnie zaskoczył i – wbrew uszczypliwości – spodobał się (czekam na podobny zabieg w Tekkenie i Doomie 4).
Tak więc mało hardcore’owy posiadacz konsoli odpali grę, wysłucha mądrości pana Piotra typu „klejem się lepi” i rozpocznie wyścig ze wszystkimi ułatwieniami. Apogeum tych ostatnich ma nawet swoją nazwę – co zostało nam z dumą objawione – „jednoprzyciskowa jazda” (tłumaczenie na język polski: autor). W tym wypadku jedyne, co musimy robić, to naciskać gaz i skręcać – resztą zajmie się konsola. I jeśli tylko nikogo to nie razi, mamy wówczas do czynienia z bardzo fajną wyścigówką. Jeśli razi, wystarczy, że przyzna się na początku gry, że nie jest owym casualem.
Albowiem Forza Motorsport 3 to nadal bardzo wymagająca produkcja aspirująca do miana symulatora. Po wybraniu odpowiednio ortodoksyjnej odpowiedzi na pytanie „jak bardzo jesteśmy hardcore’owi”, zadawane przy odpaleniu gry, wymagający gracz poczuje się jak w domu. Menu główne przeszło wiele zmian i (przynajmniej mnie) wydaje się dużo bardziej przyjemne oraz ergonomiczne niż ostatnio. Nie dane mi było, niestety, zagłębić się w jego niuanse, bowiem szybko wylądowaliśmy na torze.