autor: Radosław Grabowski
Battlefield: Bad Company 2 - pierwsze spojrzenie - Strona 2
Battlefield: Bad Company pokazał, że można zrobić naprawdę dobrego Battlefielda na konsole. Powstająca kontynuacja tej produkcji będzie dostępna również na PC. Podczas wizyty w siedzibie studia DICE mieliśmy okazję po raz pierwszy ujrzeć BF:BC2 w akcji.
Przeczytaj recenzję Battlefield: Bad Company 2 - recenzja gry
Studio Digital Illusions Creative Entertainment naprawdę rzadko wypuszcza gry, nie będące produkcjami wyjątkowo udanymi. Do tych nielicznych nieco mniej wyrazistych zalicza się Battlefield 2: Modern Combat, czyli pierwszy stricte konsolowy tytuł w tym rdzennie pecetowym cyklu. Ta pozycja sprzed kilku lat przeszła bez większego echa, ale na szczęście Szwedzi z DICE mieli już wtedy asa, przygotowanego do wyjęcia z rękawa. Ponownie była to gra przeznaczona wyłącznie dla konsol, ale tym razem jako platformy docelowe wybrano PlayStation 3 i Xboksa 360, gdyż tylko one wśród niepecetowej braci zapewniały wystarczającą moc do udźwignięcia tego, co w czerwcu 2008 roku cały świat poznał jako Battlefield: Bad Company. Jest to najlepsza jak dotąd część serii Battlefielda jeśli chodzi o zrównoważenie grywalności pomiędzy trybem single i multiplayer. Podczas wizyty w sztokholmskiej kwaterze głównej DICE miałem okazję zobaczyć, jak wygląda w akcji bezpośredni sequel BF:BC.
Gra trafi na sklepowe półki dopiero za około rok – prace nad nią cały czas intensywnie trwają, a twórcy nie chcą na razie zbyt wiele ujawniać na temat swojego dzieła. Udało mi się zobaczyć jedynie niewielki fragment kampanii single player, jednak dający już konkretne pojęcie na temat tego, czego można spodziewać się w pełnej wersji. Teatrem działań w zademonstrowanej przez deweloperów misji była górska wioska w czasie ostrej zimy – dokładnie to, co zostało pokazane na pierwszym screenshocie z BF:BC2, widocznym zresztą poniżej. W trakcie wykonywania zadania kilkakrotnie przewinęła się nazwa Abchazja, co daje wyraźną wskazówkę co do realiów wirtualnego konfliktu zbrojnego. W otwierającej misję scence przerywnikowej, wykonanej w charakterystycznym dla marki Bad Company filmowym stylu, była okazja do dokładnego przyjrzenia się bohaterom. Cały znany z pierwszej części skład powrócił. Bieg wydarzeń pokazany jest z perspektywy szeregowego Marlowe’a, któremu towarzyszy Sweetwater i Haggard, a całą grupą dowodzi sierżant Redford. Po postaciach widać, że upłynął pewien czas od wydarzeń, znanych z jedynki. Taki na przykład Haggard ma teraz długą i gęstą brodę, idealną na zimowe warunki. Ponadto DICE nadal stawia na aplikowanie mocnej dawki czarnego humoru w wypowiedziach bohaterów – można się więc spodziewać, że grając w pełną wersję, nie raz naprawdę porządnie się uśmiejemy.
Ponieważ świat Bad Company znam się już od czasów zamkniętych beta testów z pierwszej połowy ubiegłego roku, to po rozpoczęciu właściwej akcji w pokrytej śniegiem wiosce poczułem się jak w domu. Co prawda instrukcje dotyczące wykonywania kolejnych celów misji podawał przez radio jakiś tajemniczy mężczyzna, ale Karl-Magnus Troedsson z DICE nie wyklucza powrotu miłego dla ucha kobiecego głosu, znanego pod kryptonimem Mike-One-Juliet. Zimowe warunki to nowość w ramach marki BF:BC i trzeba przyznać, że deweloperom udało się je odwzorować bardzo sugestywnie. Szczególnie duże wrażenie robiły ośnieżone szczyty, górujące nad okolicą – autorzy uwzględnili nawet drobne smużki chmur, przesuwające się nad zboczami. Jak to zwykle w świecie Bad Company, misja zaczęła się aż za spokojnie, aby zupełnie niespodziewanie nastąpiła demolka na wielką skalę. Wówczas doskonale było widać to, co prowadzący demonstrację Patrick Bach określił mianem Destruction 2.0. W jedynce można było wprawdzie zdewastować sporą część elementów wirtualnego świata, ale pewne rzeczy odgórnie zdefiniowano jako niezniszczalne. Przykładowo, kiedy ostrzeliwało się budynek z czołgu, to rozpadał się on według ściśle określonego schematu, ale nigdy nie można było dosłownie zrównać go z ziemią. Bad Company 2 idzie pod tym względem o krok dalej, gdyż – jeśli tylko użyje się odpowiednich środków – to nie ma żadnego problemu z kompletnym zniszczeniem danej budowli. Mocno naruszony u swoich podstaw dom potrafi widowiskowo zadrżeć, by sekundę później runąć na ziemię, wzbijając pokaźną chmurę pyłu. Z pozoru drobną, ale jakże miłą dla oka zmianą jest możliwość niszczenia pewnych obiektów poprzez odstrzeliwanie im drobnych kawałków. Jeśli np. wróg chowa się za parkanem, to odpowiednio długi ostrzał z karabinu podziurawi go jak sito (zarówno płot, jak i przeciwnika). Rzecz jasna, tak naprawdę pod pojęciem Destruction 2.0 i tak ukryte są jak zwykle skrypty, aczkolwiek akurat w tym przypadku są na tyle rozbudowane, że ich działanie nie denerwuje.