autor: Łukasz Gajewski
Sid Meier's Civilization IV: Colonization - test przed premierą
Remake klasycznej strategii z 1994 roku wszedł już w fazę beta. Zapraszamy do zapoznania się z wrażeniami z beta testu.
Przeczytaj recenzję Sid Meier's Civilization IV: Colonization - recenzja gry
Artykuł powstał na bazie wersji PC.
W zamierzchłych czasach, gdy procesory 386 stanowiły szczyt osiągnięć myśli inżynierskiej, a za Jedyny Słuszny System Operacyjny uchodził DOS, była taka gra, która nazywała się Colonization. Pozwalała pokierować losami osadników jednego z mocarstw europejskich, rozpoczynających w 1492 roku kolonizację i eksplorację Nowego Świata, aby – gdy wzrosną w siłę – wypowiedzieć posłuszeństwo swojej starej ojczyźnie i zawalczyć o niepodległość.
Gra pojawiła się w jakiś czas po pierwszej Cywilizacji i spotkała z ciepłym przyjęciem, choć nigdy nie zdobyła takiej popularności jak jej poprzedniczka. Mimo że byli tacy, którzy uważali, iż to Colonization należy się tytuł najlepszej ówczesnej gry strategicznej na PC, pozostawiono ją przez lata w zapomnieniu i choć na forach temat powrotu do podboju Nowego Świata pojawiał się regularnie, właściciele praw do tego tytułu zdawali się kwestię kontynuacji ignorować. Do czasu.
Ogłoszenie wydania remake Colonization opartego na silniku Cywilizacji 4 wzbudziło pewne kontrowersje. Dla wielu graczy ten starożytny nieomal tytuł był zupełnie nierozpoznawalny, dla innych wydawanie po latach ich upragnionej gry jako moda do Civilization było obrazą. Jednak większość kojarząca jakoś ten tytuł odpowiedziała na zapowiedź jego wskrzeszenia zbiorowym „nareszcie!”.
Oryginalną Colonization pamiętałem dość słabo i szczerze mówiąc – nie najlepiej, potraktowałem więc tę informacje jako ciekawostkę i dowód na to, że studio Firaxisnie porzuciło (jeszcze) zupełnie PC na rzecz konsol. Gdy jednak pojawiła się możliwość osobistego zapoznania się z betą najnowszego dzieła ekipy Sida Meiera z ciekawości przyjąłem propozycję i po kilkunastu godzinach spędzonych nad grą muszę powiedzieć, że tego nie żałuję.
Nowy Świat
Gra zaczyna się w chwili, gdy dysponując jednym niewielkim statkiem i dwoma oddziałami, szukamy miejsca na pierwszą osadę – zalążek naszego nowego państwa. W chwilę po osiedleniu się na brzegu nowego kontynentu spotykamy tubylców – jedno z kilku plemion zamieszkujących dziewicze dla Europejczyków tereny i zaczynamy powoli, krok po kroku eksplorować nieznane ziemie. Wznosimy kolejne miasta, nawiązujemy kontakty z innymi koloniami i po pewnym czasie w miejsce zagubionej gdzieś w głuszy obcego świata wioski mamy tętniące życiem miasta, których mieszkańcy zaczynają myśleć o niepodległości.
Z powyższego opisu można wnioskować, że gra powtarza schemat rozgrywki znany z Cywilizacji. Fakt, wiele widocznych na pierwszy rzut oka elementów (interfejs, grafika, menu) sprawia wrażenie, że nowa gra jest po prostu dodatkiem albo scenariuszem – zmodyfikowaną i na swój sposób okrojoną wersją swojej starszej siostry. Ale już po kilku turach okazuje się, że pozory mylą. Bo gra oprócz wielu podobieństw, różni się znacząco od Cywilizacji, dość wiernie idąc w ślady swej poprzedniczki, o której wspominałem na wstępie.
Po pierwsze w rozgrywce kluczowe znaczenie ma gospodarka. Nie przypomina ona w niczym prostego, abstrakcyjnego systemu znanego z Cywilizacji, gdzie wystarczyło zadbać, by miasta generowały dostatecznie dużą ilość pieniędzy, aby nasz skarbiec był na plusie, a naukowcy mieli co robić. W Colonization cała gospodarka opiera się na tworzeniu systemu obiegu różnych surowców – od drewna potrzebnego do wznoszenia wszystkich budynków i jednostek, przez bawełnę czy tytoń uprawiane na naszych polach, po broń i papierosy produkowane w naszych fabrykach.