autor: Adam Kaczmarek
Operation Flashpoint: Dragon Rising - przed premierą
Operation Flashpoint to kawał dobrej gry, a przede wszystkim kawał dobrej historii. Czy firma Codemasters stanie na wysokości zadania i stworzy godnego następcę tego produktu?
Przeczytaj recenzję Operation Flashpoint: Dragon Rising - recenzja gry
Artykuł powstał na bazie wersji PC.
Kompromis między nieskrępowaną zabawą, a realizmem w grach nie został dotychczas osiągnięty. Dlatego też wszelkie tytuły noszące znamiona symulacji należą do rynkowej niszy, a grają w nie hermetyczne grupy ludzi. A co – jeśli do kosza z hardkorową rozgrywką wrzucimy szczyptę lekkości i filmowość wykonania? Taką drogą postanowili pójść programiści z Codemasters. Za cel postawili sobie wydanie najbardziej realistycznego militarnego shootera, który jednocześnie byłby interesujący zarówno dla maniaków jak i nowych użytkowników.
Wszystko zaczęło się w roku 2005, kiedy Bohemia Interactive rozstała się z Codemasters. Nieporozumienia wywołane wskutek opóźnień w pracach nad następczynią Operation Flashpoint okazały się problemem nie do rozwiązania. Czesi zostali bez wydawcy, za to z pomysłem na grę. Mistrzowie Kodu mieli w swoich rękach jedynie markę i prawo do użycia nazwy. Na szczęście sprawa zakończyła się pomyślnie. Bohemia wydała nieoficjalny sequel pod tytułem ArmA: Armed Assault, natomiast firma Codemasters w 2007 roku zapowiedziała drugą część symulacji pola walki napędzaną autorskim silnikiem NEON. Operation Flashpoint 2: Dragon Rising ma za zadanie ustanowić nowe standardy gatunku. Czy tak się faktycznie stanie?
Bliżej nieokreślona przyszłość. Należąca do Rosjan, bogata w złoża mineralne wyspa Skira gości Amerykanów. W większości są to osoby związane z placówkami naukowymi, których zadaniem jest nadzór nad wydobyciem ropy naftowej i gazu ziemnego. Na mocy umowy obie nacje nie wchodzą sobie w drogę, toteż życie na Skirze upływa pod znakiem spokoju i zrozumienia. Jednak amerykańskie wpływy nie podobają się Chińczykom, którzy węszą szansę ubicia porządnego interesu na rynku petrochemicznym. Planowany atak na wyspę przeobraża się w inwazję. W obliczu zagrożenia Rosjanie poproszą o pomoc rząd Stanów Zjednoczonych.
Fabuła gry umieści gracza po stronie wojsk Wuja Sama, dzięki czemu będziemy mieli okazję obserwować przebieg konfliktu od środka. Przygotowywana kampania obejmie kilka dni tegoż sporu. Ma to zagwarantować dynamikę działań na terenie wroga. Rozciągnięcie historii na kilka tygodni wiązałoby się z obecnością mniej interesujących akcji. Twórcy obiecują, że na jeden wirtualny dzień przypadnie 4 lub 5 misji. Pewnikiem jest podział zadań ze względu na pory doby. Jeżeli rozpoczniemy natarcie jednostkami pancernymi o poranku, wieczór i noc zdominują oddziały specjalne, które dzięki udanym akcjom sabotażowym obrócą w pył niejeden skład amunicji należący do przeciwnika.
Autorzy wspominają także o obecności wielu misji pobocznych, które będą miały znaczący wpływ na przebieg fabuły. Niewiele wiadomo o trybie wieloosobowym, oprócz tego, że na pewno się pojawi. Podczas targów E3 przebąkiwano o Cooperative dla maksymalnie 8 osób (co byłoby prawdziwą katastrofą) oraz PvP dla 32 użytkowników. Miejmy nadzieję, że ten ostatni wariant wyjątkowo zwiększy grywalność tytułu.