autor: Kacper Kieja
Emperor: Battle for Dune - testujemy przed premierą - Strona 2
Emperor jest grą skazaną na sukces. Jest pozycją obowiązkową dla każdego pasjonata strategii czasu rzeczywistego. Nawet chcąc ją krytykować, wcześniej trzeba będzie zagrać. A czy warto?
Przeczytaj recenzję Emperor: Battle for Dune - recenzja gry
Oto program, na który czekają chyba wszyscy miłośnicy strategii czasu rzeczywistego. I to z dwóch powodów. Pierwszym jest legenda firmy Westwood i legenda ich sztandarowego produktu Dune II - słusznie, czy niesłusznie uznawanego za ten, który dał początek nowemu gatunkowi i nowemu stylowi multimedialnej rozrywki. Drugim - legenda, która otacza pustynny świat Arrakis, jeden z najsłynniejszych, jaki kiedykolwiek udało się stworzyć autorowi science-fiction. Co prawda Westwood nie popisał się wydając Dune 2000, grę będącą typowym „skokiem na kasę”, co prawda Frank Herbert po znakomitej powieści Dune opublikował przeraźliwie nudne dalsze części wieloksiągu, ale legenda opowiadająca o Paulu Muad'dibie i walce szlachetnych Atrydów z podłymi Harkonnenami nadal budzi żywsze bicie serca.
Emperor jest grą skazaną na sukces. Nie wyobrażam sobie, aby ktoś mógł się pasjonować strategiami czasu rzeczywistego i nie zapoznać z tym programem. Nawet chcąc go krytykować, wcześniej trzeba będzie zagrać. A czy warto? Po sesji spędzonej u polskiego dystrybutora programu - firmy IM Group - jestem pewien, że odpowiedź może być tylko jedna: warto.
Emperor opowiada historię walki trzech arystokratycznych rodów o panowanie nad pustynną planetą Dune, nazywaną inaczej Arrakis. Rody te to szlachetni Atrydzi, pochodzący z pięknej, oceanicznej planety Caladan, podstępni Ordosi żyjący na skutej lodem Sigma Draconnis i okrutni, występni Harkonnenowie władający industrialną Giedi Prime. Skąd zainteresowanie niegościnną i pustynną Arrakis? Ano stąd, że planeta ta jest jedynym miejscem w znanym wszechświecie, gdzie występuje surowiec nazywany melanżem lub przyprawą. Umożliwia on nie tylko mistyczne i narkotyczne doznania, podróże w głąb przyszłości i badanie alternatywnych rozwiązań rzeczywistości, ale przede wszystkim pozwala członkom Gildii Nawigatorów na sterowanie kosmicznymi statkami. Bez przyprawy nie będzie podróży międzyplanetarnych. Bez podróży międzyplanetarnych świat cofnie się w rozwoju społecznym i technologicznym.
Gracz na początku zabawy wybiera ród, w którego dowódcę zechce się wcielić. Następnie pojawia się mapa strategiczna planety Dune i przychodzi czas na podjęcie decyzji, który z obszarów sąsiadujących chcemy zaatakować. Po dokonaniu wyboru gra przenosi się na typową dla RTS-ów mapę taktyczną. W trakcie trwania takiej standardowej misji należy wybudować bazę, zebrać jak największą ilość przyprawy za pomocą specjalnych żniwiarek, stworzyć odpowiednio silną armię i zaatakować wroga. Czyli, nic nowego pod słońcem, bo schemat ten znany jest z większości RTS-ów. Podobnie też jak w innych grach tego typu będziemy mieli do czynienia z misjami, w których gracz musi radzić sobie bez bazy, pozbawiony możliwości produkowania nowych oddziałów, zdany jedynie na siły, z którymi zaczyna rozgrywkę, ewentualnie na pomoc niewielkich posiłków.
Co wyróżnia Emperor: Battle for Dune od Dune 2000? Przede wszystkim nowy trójwymiarowy „silnik”, nie umożliwiający co prawda zaawansowanej kontroli nad otoczeniem, jak miało to miejsce w przypadku takich programów jak Warzone, Machines, czy choćby Conflict Zone (gra pojawi się w lipcu tego roku), ale w zasadzie, mimo pewnych zastrzeżeń, całkowicie wystarczający, aby sprawnie dowodzić jednostkami i orientować się w terenie. Ale prócz nowego wyglądu Emperor oferuje nam też nieco odmienny typ rozgrywki. Gracz, bowiem, nie koncentruje się tylko na podboju nowych terytoriów, lecz czasami zostaje zmuszony do obrony stanu swego posiadania przed atakiem przeciwnika.