autor: Katarzyna Michałowska
So Blonde: Blondynka w opałach - zapowiedź
Sunny kocha shopping, imprezki i skupiona jest wyłącznie na sobie, a oprócz tego ma obrzydliwie bogatych amerykańskich rodziców, którzy rozpieszczają swą jedynaczkę i nie odmawiają jej absolutnie niczego...
Przeczytaj recenzję So Blonde: Blondynka w opałach - recenzja gry
Artykuł powstał na bazie wersji PC.
Każda z nas była, jest lub będzie kiedyś nastolatką, choć może niekoniecznie każda blondynką. I znakomita większość z nas doskonale pamięta (albo ma w tej kwestii nieodparte przeczucie) wokół jakże poważnych, głębokich i fundamentalnych spraw kręci się wtedy nasze życie. Wygląd, ciuchy, kosmetyki, fryzura, zakupy, randki, towarzystwo i dobra zabawa – to zasadnicze wytyczne egzystencji typowej siedemnastolatki. Nie inaczej ma się sprawa z bohaterką szykowanej przez francuskie studio Wizarbox na koniec tego roku, sympatycznie zapowiadającej się przygodówki o wdzięcznym i stawiającym jasno sprawę tytule: So Blonde.
Sunny kocha shopping, imprezki i skupiona jest wyłącznie na sobie, a oprócz tego ma obrzydliwie bogatych amerykańskich rodziców, którzy rozpieszczają swą jedynaczkę i nie odmawiają jej absolutnie niczego. Aktualnie wszyscy odbywają rejs atlantyckim luksusowym liniowcem, a powodem tej jakże przyjemnej przejażdżki po Karaibach jest chęć uczczenia rocznicy ślubu państwa Blonde. Akurat ten pomysł rodzicieli średnio przypadł naszej blondynce do gustu. Zdecydowanie wolałaby spędzić ów czas wśród rówieśników i w typowy dla siebie sposób, niż nudzić się w towarzystwie własnych staruszków. Toteż nasza bohaterka przy każdej okazji urywa się im i na własną rękę włóczy po statku, zwiedzając jego zakamarki i fantazjując, jakby tu sobie uciec...
I oto przewrotny los podsuwa jej niebywałą okazję – w okolicy Bermudów wybucha potężny sztorm, a zmyta z pokładu przez fale nieprzytomna dziewczyna jakimś cudem ląduje w szalupie ratunkowej i dobija do brzegu tajemniczej wyspy... bynajmniej nie bezludnej. Sunny budzi się na piaszczystej otoczonej palmami plaży i w pierwszej chwili dochodzi do wniosku, że najprawdopodobniej trafiła do jakiegoś kurortu. Wrażenia tego nie pozbywa się nawet na widok prymitywnych chatek, mało współcześnie przyodzianych tubylców oraz... piratów. Sunny (pamiętajmy, że jest blondynką) uznaje, że jest to zapewne jedno z modnych ostatnio uzdrowisk tematycznych i wygląd napotykanych osób bierze za dostosowanie się do obowiązujących zasad. Nawet znalazłszy się w dżungli stwierdza, że roślinność jest tak nieprawdopodobnie bujna i różnorodna, iż z pewnością musi być sztuczna.
Jednakowoż prawda, z którą dziewczyna wkrótce będzie zmuszona się pogodzić, jest trochę bardziej skomplikowana. Wszak do pamiętnej – zakończonej nieoczekiwaną zmianą miejsca pobytu – burzy doszło w okolicach cieszącego się złą sławą trójkąta bermudzkiego. I oto w wyniku jakichś anomalii czasoprzestrzennych nasza bohaterka przeniosła się parę wieków wstecz, do okresu gdy korsarstwo beztrosko szerzyło się na morzach i oceanach, a niedoświadczona, pozbawiona opieki rodziców czy choćby przyzwoitki, podróżująca samotnie panienka narażała się na solidne tarapaty.