autor: Emil Ronda
Dead Rising - zapowiedź
Wcielasz się w rolę fotoreportera, wolnego strzelca. Willamete Mall to z kolei centrum handlowe jakich wiele. Gdy więc pojawiają się informacje o niezwykłych wypadkach w okolicy, Mark bez wahania chwyta za aparat.
Przeczytaj recenzję Dead Rising - recenzja gry
Artykuł powstał na bazie wersji X360.
Zombi (ang. zombie). Pojęcie to istniało na długo przed słynnym filmem Johna Romero zatytułowanym Noc Żywych Trupów, a powstałym pod koniec lat 60. Słowo, które dość często w tym tekście się powtórzy, wywodzi się z kultu voodoo i starając się opisać je podręcznikowo, powiemy, że oznacza ono osobę zniewoloną, wykonującą ślepo czyjeś polecenia, najczęściej pod wpływem silnych środków odurzających.
Jednak to wspomniany film na stałe utrwalił w naszej świadomości postać zombi – czyli powstałego z grobu umarlaka (przewrotnie nazywanego nieumarłym), który za wszelką cenę dąży do zaspokojenia wiecznego głodu ludzkiego mięsa. Zombie to wdzięczny temat dla twórców filmów i gier. Od zawsze zombiaki wzbudzały duże emocje, stąd ich popularność w wielu grach; najlepszym przykładem – cała seria Resident Evil. Postacie straszne, bezmyślne, reagujące instynktownie, niczym zwierzęta. Czas na ich masowy show!
Dedukcja nieumarłego
Wcielasz się w rolę Marka Westa, zwykłego fotoreportera, wolnego strzelca. Willamete Mall to z kolei centrum handlowe jakich wiele – kilka poziomów, najróżniejsze sklepy mające zapewnić dostęp przeciętnemu klientowi do wszelkiego rodzaju asortymentu, parking podziemny, dużo wolnej przestrzeni dookoła. Gdy więc pojawiają się informacje o niezwykłych wypadkach w okolicy, Mark bez wahania chwyta za aparat i kieruje się w stronę hipermarketu w nadziei na niezwykły materiał. Sam nie zdaje sobie jeszcze sprawy z tego, że najprawdopodobniej zginie tragiczną, mało honorową śmiercią lub... zdobędzie materiał godny nagrody Pulitzera. Idea pełnego zaangażowania w pracę i dawania z siebie zawsze 100% nabierze tu jakże wyraźnego oblicza.
Twórcą Dead Rising jest popularny ostatnio Kenji Inafune. Człowiek zyskał w ostatnim czasie rozgłos dzięki dwóm faktom: po pierwsze to „ojciec” Resident Evil 4 – jednej z najlepszych gier action-adventure roku 2005 (jedyny ówczesny rywal do nagród w tej kategorii to God of War) oraz po drugie: to z jego ust wypłynęła często przywoływana teza: „liczy się grywalność, zabawa, a nie fabuła”. O ile z ową rewelacją można by polemizować, o tyle z faktem, że RE4 to po prostu świetna gra – już nie. Po niej pojawia się bardzo udana, choć przydługa Onimusha: Dawn of Dreams i dochodzimy do stwierdzenia, że Infaune zasługuje na pewien kredyt zaufania. Chłopak robi po prostu dobre lub bardzo dobre gry. Można też zawczasu wysnuć pewne wnioski w ciemno, nawet nie patrząc na informacje o Dead Rising. Będzie dużo akcji? Ano będzie. Gra będzie opierać się na schemacie, ale ów schemat będzie rozbudowany i mocno zróżnicowany? Owszem, tak. Dedukcja naprowadza nas na dobry trop. Czas więc sprawdzić szczegóły.
„Miliony zombiaków zginą!”
Ideą gry jest walka, nieustająca walka o przetrwanie. Mark West wplątuje się w nie lada kłopoty, bo zombi wydają się nadciągać ze wszystkich stron w ilościach, jakich żadna gra o nieumarłych dotąd nie serwowała. Po dłuższej chwili wychodzi na jaw oczywisty talent chłopaka do posługiwania się w walce wszelkimi przedmiotami. I nieważne, czy to będzie melon z działu warzywnego, kij golfowy czy shotgun – Mark West wie doskonale, jak się z takimi sprzętami obchodzić. I ma pomysł na zastosowanie ich w śmiertelnej walce z nieświeżymi klientami. Wie, jak ich wszystkich solidnie sprać.