autor: Bolesław Wójtowicz
Paradise - test przed premierą - Strona 3
Kim jest Benoit Sokal, wie chyba każdy fan przygodówek, nawet ten, który dopiero wkracza w ów cudowny świat. Jeśli nawet nie miał jeszcze okazji usłyszeć tego nazwiska, to zapewne słyszał o takich grach, jak Amerzone, czy też o obu częściach Syberii.
Przeczytaj recenzję Paradise - recenzja gry
Jeszcze nie tak dawno, wraz z pewną atrakcyjną dziewczyną, przemierzaliśmy mroźne pustkowia Syberii w poszukiwaniu ogromnych mamutów i pozostałości z dziecięcych marzeń, a tu coraz bliższa jest chwila, gdy dane nam będzie wybrać się w nieco cieplejsze zakątki. Zaprowadzi nas tam ponownie wyobraźnia tego samego człowieka...
Kim jest Benoit Sokal, wie chyba każdy wielbiciel gier przygodowych, nawet ten, który dopiero wkracza w ów cudowny świat. Jeśli nawet nie miał jeszcze okazji usłyszeć tego nazwiska, to zapewne słyszał o takich grach, jak Amerzone, czy też obie części Syberii, przy realizacji których ten niespełna pięćdziesięcioletni Belg był najważniejszą osobą. Dlatego też, kiedy tylko pojawiły się informacje, że Sokal pracuje nad kolejną grą, zatytułowaną początkowo Lost Paradise, cały światek fanów przygodówek wstrzymał oddech. Miała ona powstawać w nowym studiu, pod szyldem White Birds. Kto grał w Amerzone, ten wie, dlaczego zostało ono tak nazwane... Jakiś czas później projekt, nad którym ślęczał Sokal z grupą przyjaciół, zmienił nazwę i zostało tylko Paradise, co w gruncie rzeczy nie wpłynęło znacząco na samą fabułę gry. Teraz wystarczyło już tylko czekać na efekt finalny, grzebiąc w Sieci w poszukiwaniu kolejnych informacji na temat owego dzieła. Aż wreszcie...
Kiedy jakiś czas temu Shuck niewinnie zapytał mnie, czy chciałbym rzucić okiem na pewną grę, nie spodziewałem się podstępu. Ale gdy wymienił tytuł, usiadłem z wrażenia. To tak, jakby zapytał miłośnika dobrego wina, czy miałby ochotę na lampkę czerwonego Chateau Latour... Wszystko inne poszło w kąt. Mam Paradise! Co prawda to jeszcze nie jest ostateczna wersja tej gry, a zaledwie wczesna beta, jednak mimo wszystko już teraz, na jakiś czas przed premierą, dane mi będzie zapoznać się z jej prawie ostateczną wersją. Szybka instalacja i... hm, błyskawicznie przekonałem się, że „prawie” czyni jednak olbrzymią różnicę... Ale zacznijmy od początku.
Dla ułatwienia, postanowiłem sobie wyobrazić, że gra, w tej postaci, w jakiej została ona nam zaprezentowana, trafia do kogoś, kto, inaczej niż ja, nic o niej nie wie, nie przeczytał na jej temat mnóstwa artykułów i wywiadów, jak również nie jest fanem imć pana Sokala, lecz należy do sporego grona miłośników gier przygodowych, a w jego ręce dostaje się kolejna, dobrze zapowiadająca się gra. Wkłada więc płytkę do czytnika i zaczyna zabawę...
Pierwsze logo, drugie, trzecie, teraz czas na intro... Nic z tego. Nie ma intra, żadnego filmiku początkowego, nic. Pojawia się za to olbrzymia głowa czarnego zwierza i z głośników dochodzi groźne mruczenie głodnego kota. Po chwili oczom naszym ukazuje się ciekawie wykonane menu. Początkowo trochę trudno się w nim połapać, gdyż moim zdaniem nieco poniosła autorów fantazja i to groźne spojrzenie żółtych oczu też zmusza do pośpiechu, ale po chwili zdołaliśmy wszystko poustawiać i z ulgą wciskamy przycisk „New Game”. A, zapomniałbym, jeszcze oznaczenie profilu, gdyż w tę grę może grać cała rodzina, nie przeszkadzając sobie wzajemnie przy zachowywaniu stanów gry. Teraz czas przenieść się już do Afryki... Ekran gaśnie i...