Saints Row 5 to nie jest Saints Row. To zupełnie nowa gra
Saints Row: Self Made, bo tak będzie się zwała „piątka” ma być grą bez szaleństwa, bez gumowych przyrodzeń i bez kiczu. Czy to ma sens? Wciąż szukam odpowiedzi na to pytanie, choć wstępnie mi się to podoba.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Saints Row - Święci, Święci i po Świętych
Artykuł powstał na bazie wersji PC.
Volition zapowiedziało reboota – Saints Row: Self Made albo (jak kto woli) Saints Row: Od zera do gangstera – i w trakcie prezentacji, po mnóstwie pytań i odpowiedzi, gdy wszystko wskazywało na to, że będzie to rozgrywka ugrzeczniona i nie ujrzymy tu praktycznie niczego, co znamy z czterech poprzednich odsłon cyklu, czat pełen dziennikarzy wymownie zamilkł. A może to tylko moja interpretacja. Wszyscy wydawali się być zawiedzeni takim obrotem sprawy, choć trudno było przecież oczekiwać, że po prawie 10 latach od ostatniej premiery dostaniemy część równie bezinteresownie obrazoburczą i prześmiewczą. Twórcy, słysząc odczytywane im kolejne pytania, musieli zorientować się, jakie zapanowały nastroje, bo czym prędzej zaczęli nas przekonywać, że szaleństwa, humor i żądne krwi miasto to coś, czego nie potrafiliby porzucić.
Musieli jednak przecież dostosować grę do norm XXI wieku. O kontynuacji fabuły też nie było mowy – Saints osiągnęli już wszystko.
Żeby była jasność, z obecnej perspektywy doskonale widzę problematyczność serii i wywaliłabym z niej kilka elementów bez zastanowienia. Jednak oglądając trailer, miałam w głowie mniej więcej taki obraz:
Tydzień po prezentacji, kiedy emocje opadły, a ja ponownie obejrzałam trailer, mam jeden wniosek: to wszystko zmiana na lepsze – czekam, aż wreszcie nadejdzie luty 2022 roku.
Pokaż kotku, co masz w środku
Akcja gry będzie mieć miejsce w Meksyku – w Santo Ileso. Czterech znajomych, w tym Wy jako przywódca, zakłada własne „przedsiębiorstwo” przestępcze. Wszyscy macie już dość wyzysku przez inne gangi, które wiele oczekiwały, ale mało dawały w zamian. Wszyscy zostaliście oszukani – twórcy podkreślają, że zależy im na tym, by z problemami bohaterów można było się utożsamiać. Jeśli więc np. od 5 lat spłacacie hipotekę i zostało Wam jeszcze 25, a kiedy obliczacie, w jakim wieku pozbędziecie się tej kuli u nogi, to czujecie, że nigdy nie odzyskacie wolności finansowej – prawdopodobnie będziecie mogli odreagować to wszystko w Santo Ileso na wiele sposobów.
Podtytuł „piątki” – Self Made – to nie żadna abstrakcyjna metafora. Rozwój postaci, gangu i kierunku szemranych działań to jedno, ale rozwijać będziecie również miasto – z czasem zaczniecie odblokowywać puste działki i to Wy zdecydujecie, na której postawić jaki budynek z całkowicie legalną działalnością, posiadający jednak ciekawe zaplecze. Decyzje te będą pociągać za sobą realne konsekwencje dla świata gry. Wszystko tu stworzycie od zera. Z czasem, im bardziej będziecie rosnąć, tym więcej odblokujecie możliwości. A jeśli o Świętych chodzi, to wszyscy wiemy, że w ich przypadku „sky is the limit” to nadal za mało. Nawet nie będę próbować zgadywać, do jakiego etapu będzie można rozwinąć miasto i co z tego wyniknie.
Już teraz wiemy, że będzie to największa mapa z całej serii. Santo Ileso podzielone na 9 dystryktów ma dostarczyć ogrom sandboksowej eksploracji, a wątek fabularny stanowić jedynie mniejszą część rozgrywki. Całą fabułę da się zaliczyć w co-opie, ponadto twórcy zapowiedzieli cross-gen. Opcje customizacji postaci mają nas podobno zwalić z nóg. Przyznaję – trochę się boję, ale też trochę się nie boję.