Diablo Immortal - Diablo 3 w końcu trafiło tam, gdzie jego miejsce… na komórki - Strona 2
Nie, to nie żart na Prima Aprilis. Pora odczarować zaklęty złym PR-em tytuł. Wersja alfa pokazała, że jeśli odrzucimy uprzedzenia wywołane Blizzconem, to Diablo Immortal okazuje się lepszą grą na smartfony niż Diablo 3 na PC w chwili premiery.
Przeczytaj recenzję Recenzja Diablo Immortal. Zagrać warto, ale przywiązywać się - zdecydowanie nie
Mało jest gier, które mimo pozornej prostoty wzbudzają takie emocje wśród fanów i mediów. Diablo to tytuł, który zapoczątkował gatunek hack’n’slashy i do niedawna mu królował. I choć Path of Exile zdetronizowało Diablo III, to jednak marka Blizzarda wywołuje więcej poruszenia. Dlatego moment, w którym Blizzard zapowiedział mobilne Diablo Immortal zamiast pełnoprawnego Diablo IV, doprowadził do eksplozji internetu. Po burzy szykowaliśmy się na porażkę. Tymczasem mobilna produkcja Blizzarda i NetEase okazuje się bardzo zgrabną rąbaniną. I jednocześnie udowadnia, że rozwiązania z Diablo III powinny pozostać właśnie w takim miejscu – jako boczna gałąź ewolucji serii. Do której Blizzard będzie wracał tylko po to, by zadowolić niedzielnych graczy lub użytkowników platform, gdzie sterowanie musi być prostsze.
Diablo III nie było złą grą. Dawało sporo radości, zwłaszcza dzięki dynamicznej i sycącej młócce, ale zawiodło jako spadkobierca słynnej serii. Blizzard uprościł zbyt wiele mechanik, przez co rozwój postaci stał się zbyt jednotorowy i zależny od ekwipunku, a nie pomysłu na statystyki i umiejętności. Dobił wizerunek gry domem aukcyjnym, który potem zamknął. Klimat i fabuła też były słabsze niż w poprzednich częściach cyklu. A jednak to, co niemal zabiło pecetową grę, całkiem nieźle sprawdza się w wydaniu mobilnym (z pominięciem wspomnianego domu...).
W miarę uczciwe diabły
Na tę chwilę (po testach alfa) wygląda to tak: Diablo Immortal wzięło to, co dobre, z Diablo III, dostosowało do smartfonów i odchudziło ze zbędnego tłuszczu. Nie znajdziecie tu złego cholesterolu w postaci Auction House. Oczywiście, są mikrotransakcje, jak to w tytułach free-to-play, jednak nawet taki sposób monetyzacji nie psuje zabawy. Płacenie przyspiesza progres i rozwój postaci, ale nie daje niczego, czego byśmy ostatecznie nie wyfarmili sami (przynajmniej na razie).
Biorąc pod uwagę, że odpalamy grę za darmo – jest to nawet zrozumiały zabieg. Nie żeby mi się podobał, wolałbym, aby chodziło o wyczesane przedmioty kosmetyczne (skórki, wierzchowce), no ale trudno. Obecny Battle Pass daje szybszy dostęp do walut, które sprzyjają m.in. wzmacnianiu przedmiotów (platyna), niemniej dzienne nagrody też w tym pomagają, idzie zatem przeżyć. W tej chwili nie jest najgorzej, jednak dopiero długie granie pokaże, czy ktoś nie chce znowu zrobić graczy na szaro.
A skoro najważniejsze, czyli pieniądze, mamy już za sobą, możemy zająć się samą grą.
Przede wszystkim – zmieniła się nieco architektura rozgrywki. Diablo Immortal przypomina bardziej mobilne MMO, miejski hub ma podobną funkcjonalność (opcje handlu, tablice z zadaniami, rzemieślnicy wzmacniający sprzęt, miejsce spotkań i zbierania się na wyprawy) i daje to wszystko radę, spełnia swoją funkcję. Na razie nie spotkałem w krainie zbyt wielu graczy, bo też i testy prowadzono dla ograniczonej liczby osób. Można było się na kogoś natknąć przypadkowo albo wezwać na pomoc do walki z bossami czy przemierzania tzw. riftów.
To, co najważniejsze, czyli rąbanina, utrzymuje wysoki poziom. Ciosy i umiejętności dziesiątkują hordy pokrak z tym przyjemnym poczuciem mocy i dominacji, jakie towarzyszyło prowadzeniu heroiny/herosa w Diablo III. Walka jest szybka, bezlitosna i widowiskowa na tyle, na ile może być przy izometrycznej perspektywie. Posyłanie wszystkich tych zombiaków, demonów i upadłych ludzi w piekielne czeluście przynosi tę samą satysfakcję co zawsze w przypadku Diablo. Jest... po prostu dobrze.
Diabeł tkwi w szczegółach
Pod pewnymi względami rozgrywkę uproszczono jeszcze bardziej niż w Diablo III, ale wiecie co? Ten poziom kompleksowości w zupełności wystarczy do zdecydowanie krótszych sesji i zabawy na urządzeniach mobilnych.
Przede wszystkim zmieniono system umiejętności. Jeśli chodzi o moją panią barbarzyńcę – same ataki przypominają te, które znamy z Diablo III, i robią dobrą robotę, są na tyle różnorodne, że fajnie się kombinuje z ich doborem do walki, każdy znajdzie tu coś dla siebie. Nie odblokowujemy jednak dodatkowych run, które zmieniają nieco działanie, a jedynie wzmacniamy je poprzez stosowanie. Tak jak w Ultimie Online czy Elder Scrolls. Im częściej czegoś używamy, tym lepszy efekt, obrażenia itp. Normalnie powiedziałbym, że to przesadne uproszczenie, ale tu działa.
Zmianie uległ też aspekt handlu. U kupców można nabywać klejnoty i inne wzmocnienia oraz rozmontowywać zbędne znaleziska na części zamienne. Żelastwo, z którego korzystamy, raczej zdobywamy w boju. Co ważne, legendy nie sypią się już jak igły z choinki w lutym, a każda, którą dostajemy, zmienia nieco sposób, w jaki prowadzimy postać. Zaobserwowałem to w przypadku swojej heroiny, a i wrażenia innych uczestników zabawy są podobne. Czy legendy okażą się tak użyteczne przy endgame’owych buildach, to się dopiero okaże po wyjściu pełnej wersji, ale nowy system sprzętu daje nadzieję, że będzie ciekawiej, a poszukiwania dobrego wyposażenia wynagrodzą nas bardziej zróżnicowaną rozgrywką.
Oczywiście przemeblowano też nieco eksplorację. Lokacje są mniejsze, choć nie klaustrofobiczne. Dopasowano je do krótszych sesji, w trakcie których szybko można przebić się aż do bossa – i to działa. Fajnie jest nie błądzić przez podziemia, tylko raz-dwa przystępować do głównego dania, z kolei lokacje na powierzchni zgrabnie tworzą iluzję przestrzeni, a jednak trzymają się przyjętej skali. Eksplorując, możemy zabłąkać się w pobliże całkiem bogatej skrzyni albo miniwyzwania, dzięki którym zyskamy sympatyczne nagrody i trochę doświadczenia. Na śmiałków czekają też zlecenia przydzielane w mieście. Oprócz przemierzania świata Sanktuarium w poszukiwaniu fabuły możemy też zapuścić się w rifty, niczym w Diablo III po załataniu. Zatem już na starcie jest co robić i gra daje pewien wybór, jeśli chodzi o preferowane aktywności.