Graliśmy w Star Wars Jedi: Fallen Order – kosmiczne Dark Souls - Strona 2
EA w końcu, po latach, pokazało pierwszy gameplay z Fallen Order, swojej pierwszej single-player w świecie Gwiezdnych Wojen. Nie wszystkich zachwyciło to, co zobaczyliśmy na konferencji, ale mieliśmy okazję chwycić pada i zobaczyć, jak to naprawdę działa.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Star Wars Jedi Fallen Order – EA kontratakuje i robi to dobrze
Electronic Arts od dawna ma licencję na gry w uniwersum Gwiezdnych wojen. Sporo osób uważa, że niewiele z tą licencją zrobiono, bo dwie odsłony Battlefronta to jednak trochę mało jak na tak potężne uniwersum. Gra studia Visceral była opisywana – już po jej skasowaniu – jako tytuł w stylu uwielbianego przez graczy Uncharted. Potem odpuszczono sobie kolejną pozycję dla pojedynczego gracza na rzecz projektu w „bardziej współczesnym stylu”. Aż wreszcie w zeszłym roku dowiedzieliśmy się, że deweloperzy odpowiedzialni za świetną serię Titanfall pracują nad produkcją o rycerzu Jedi, w której będziemy machać mieczem.
Dziś z wizji gwiezdnowojennego Uncharted w Jedi Fallen Order ostało się tylko bujanie na linach i wspinanie. Zaprezentowane na EA Play demo mnie nie zachwyciło, powiem więcej – byłem zawiedziony. Na szczęście Electronic Arts przygotowało w trakcie E3 specjalny pokaz dla niektórych mediów, podczas którego w Jedi Fallen Order można było faktycznie zagrać, i tutaj w końcu zaznałem trochę magii uniwersum Lucasa w wydaniu Respawn Entertainment. Zatem tytuł tego tekstu to nie jest żart – w grze naprawdę znajdują się elementy, które twórcy podpatrzyli w Soulsach. Mogę więc zakończyć ten wstęp największą kliszą w branży, jaką słyszy się od pewnego czasu, niezależnie od gatunku: Jedi Fallen Order to takie Soulsy gier gwiezdnowojennych.
Kim ty jesteś, chłopczyku?
Gra tworzona dla EA przez Respawn Entertainment skupia się na postaci Cala Kestisa – jednego z padawanów zakonu Jedi, który jakimś cudem uniknął kompletnej anihilacji użytkowników jasnej strony Mocy po niesławnym rozkazie 66. Cal powędrował na Zewnętrzne Rubieże i tam chował się przed Imperium, ukrywając swoje umiejętności Jedi. Sytuacja zmusiła go jednak do ujawnienia się i poszukania sposobu na zakończenie treningu, który został mu brutalnie przerwany.
O dalszych losach Kestisa wiemy póki co niewiele, ale w trakcie rozmowy z prowadzącym prezentację deweloperem udało mi się ustalić, że dwójka towarzyszy podróżująca z naszym młodzikiem – istota o imieniu Grease / Griss / lub-jakoś-podobnie oraz czarnoskóra kobieta o imieniu Cere – mają z tym wiele wspólnego. Niski obcy jest pilotem statku o nazwie The Stinger Mantis, który to pojazd będzie w grze naszym środkiem podróży pomiędzy planetami. Cere z kolei uczy młodego Cala posługiwania się Mocą, pokazuje mu także dostępne ścieżki, którymi ten będzie mógł podążyć.
Na ten moment nie ujawniono, jaki jest ostateczny cel i zadanie Kestisa, ale wiemy, że przygoda powiedzie go na wiele różnych planet, z których dotychczas mogliśmy zobaczyć Kashyyk. Zgodnie z zapowiedzią twórców, planety będą mieć swoje główne obszary fabularne, które należy zwiedzić, by rozwinąć historię, a także dodatkowe tereny, niedostępne w głównych misjach fabularnych. W trakcie progresu będziemy bowiem zyskiwać kolejne umiejętności, które pozwolą pokonywać przeszkody widziane również we wcześniejszych lokacjach. Powrót do takich miejsc ma wiązać się z korzyściami dla naszego bohatera, ale jakimi – tego nie udało nam się jeszcze dowiedzieć. Sądzę, że łatwiej będzie wtedy zdobywać kolejne punkty umiejętności, by rozwijać postać.
Nie musicie się jednak martwić, że będziecie musieli biegać po całym dostępnym terenie planety na ślepo w poszukiwaniu miejsca, gdzie kiedyś przypadkiem trafiliście – nasz towarzysz BD-1 ma bowiem jedną bardzo przydatną funkcję. Droid robi za mobilny wyświetlacz holomapy terenu, na której będzie mógł oznaczyć obszary, do których nie może się jeszcze dostać, lub mechanizmy, z którymi nie może wejść w interakcje, dopóki nie dostanie odpowiednich ulepszeń. W ten sposób na naszej holomapie znajdą się czerwone elementy oznaczające, że ten obszar jest jeszcze niedostępny, a gdy już uda nam się odpowiednio rozwinąć swoje umiejętności lub ulepszyć BD-1 (ma być on często odpowiedzialny za dostawanie się do nowych lokacji), dany element na mapie zmieni kolor na zielony, sugerując jednocześnie, że warto wybrać się tam ponownie.
No i skoro o holomapie mowa, należy zwrócić uwagę na jeszcze jeden ważny aspekt. Jedi Fallen Order nie posiada znaczników, które na ekranie będą wskazywać kierunek, w jakim trzeba podążać. Zamiast tego twórcy zdecydowali się na system, w którym po otrzymaniu zadania na danym terenie musimy otworzyć holomapę, a gra pokaże cel misji, zazwyczaj oddzielony od nas czymś w rodzaju mgły wojny. Naszym zadaniem będzie znalezienie drogi do tego miejsca. Część lokacji ma strukturę korytarzową, więc nie trzeba się będzie martwić wyborem kierunku, ale deweloper z Respawn Entertainment zapewnił mnie, że sporo obszarów w JFO jest otwartych, przez co możemy czasem pójść złą ścieżką, która wcale nie doprowadzi nas do celu – choć zapewne znajdziemy tam coś interesującego.
HEJ, JA CIĘ ZNAM?
W głównego bohatera nowej gry EA wcielił się Cameron Monaghan. Ten młody aktor ma na koncie całkiem sporo ról, ale chyba najprędzej mogliście go zapamiętać z batmanowego serialu Gotham. Grał tam drugoplanową postać szalonego Jeremiaha Valeski. Pojawił się też w serialu Shameless i w Szkolnym poradniku przetrwania.