Graliśmy w Vampyr - krwiste RPG od twórców Life is Strange - Strona 3
7 i 8 lutego w Paryżu odbyły się zamknięte pokazy dla prasy wydawcy Focus Home Interactive. W czasie dwóch dni oglądałem i grałem w wiele gier francuskich developerów, ale król nocy może być tylko jeden.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Vampyr – to nie jest RPG, na które czekaliście
- action RPG;
- rozbudowany system relacji z NPC;
- klimatyczny i ciekawy świat XX-wiecznego Londynu;
- dobrze zapowiadająca się fabuła i śledztwo;
- progresja postaci oparta na posilaniu się krwią zwykłych obywateli, a nie wrogów.
Ciemny pokój rozświetlany przez skąpą czerwoną poświatę i ekrany komputerów z uruchomionym Vampyrem, na które wciąż przez ramię zerkali nam pracownicy Focus Home Interactive – wydawca zadbał, aby grę odpowiednio zaprezentować, nim jeszcze zdążyliśmy się z nią zapoznać. Jak jednak wypada Vampyr bez marketingowej otoczki, na co pozwoli nam, graczom, ta nowa francuska produkcja i czy sprosta hype’owi, jaki wytworzył się wokół niej w ostatnich miesiącach? Po prezentacji i dwóch mrocznych godzinach, które spędziłem na błąkaniu się po trawionym przez hiszpańską grypę Londynie, mogę siebie i Was uspokoić – Vampyr ma wszelkie predyspozycje po temu, aby stać się może nie wybitną, ale niewątpliwie bardzo dobrą pozycją.
Gdyby Edward Cullen miał jaja
W Paryżu pozwolono nam rozpocząć grę od początku. Główny bohater, Jonathan Reid, to ceniony lekarz, który w pewien niezupełnie piękny wieczór budzi się trochę martwy, a trochę żywy. Ranny, zagubiony i pogrążony w amoku chwilę później zatapia kły w kobiecie. Reid rozpoczyna więc tułaczkę po trawionym przez tajemniczą chorobę Londynie, która to wędrówka wkrótce przeradza się w krucjatę. Raz uciekając przed łowcami wampirów, a innym razem tropiąc nieświadome zagrożenia ofiary, musi nie tylko odkryć, kim jest, kto zamienił go w wampira, ale również – co stoi za epidemią dziesiątkującą mieszkańców stolicy Wielkiej Brytanii.
Londyn z początku XX wieku idealnie nadaje się na tło dla wampirycznych rytuałów i spisków, toteż gra od początku wręcz nokautuje ciężkim, ale jednocześnie fascynującym klimatem. Uliczki, kamieniczki i placyki prezentują się mniej więcej tak, jakby oprócz epidemii grypy przetoczyły się przez nie zastępy bossów z Bloodborne’a. Nie jest to zresztą wcale wyolbrzymione porównanie – brytyjska metropolia w interpretacji studia DONTNOD pod wieloma względami przypomina Yharnam, tyle tylko, że tutaj jest odrobinę więcej życia.
Po opuszczonych, zatęchłych i brzydkich (ale pięknych!) zaułkach sporadycznie plączą się mieszkańcy, którym brak zdrowego rozsądku. Karczmy są otwarte, szpitale działają, a ludzie starają się jakoś egzystować pomimo faktu, że między nimi biegają krwiożercze bestie. Wszyscy wiedzą, że coś się dzieje, ale podobnie jak w pewnym uroczym kraju między Bugiem a Odrą trzeba przecież żyć dalej.
Czosnek i woda święcona?
Przed zajęciem stanowiska przy grze zastanawiałem się, jakiego typu wampirem będzie Reid. W popkulturze widzieliśmy już ich najróżniejsze rodzaje: takie, których krwiożercze upodobania były wynikiem klątwy, jak i takie, które dziarsko znosiły światło słoneczne. Udało mi się przetestować niektóre z cech Reida: nasz wampir wystawiony na słońce skwierczy jak dobrze podpiekany bekon, a katolicki krzyż działa na niego podobnie jak cios kijem baseballowym. Co ciekawe, spokojnie jednak możemy przeglądać się w lustrze i nie jesteśmy też nieśmiertelni. Sądzę także, że osikowy kołek pozbawiłby nas nie tylko tchu. Nie wiem jednak co z czosnkiem. Tę tajemnicę odkryjemy dopiero w czerwcu.
Jonathan Reid to świetny materiał na głównego bohatera – jest wściekły, ale wrażliwy, niebezpieczny, ale inteligentny. Z jednej strony kieruje się przysięgą Hipokratesa, z drugiej zaś do głosu dochodzi jego nowa, mroczna żądza. Idealnie pasuje do konającego miasta i za to należy się autorom uznanie – od początku zwyczajnie wierzymy temu bohaterowi, a tajemniczy i przerażający nocny Londyn zachęca do niebezpiecznych spacerów.