Graliśmy w Assassin's Creed Origins – czas rewolucji - Strona 2
Po roku przerwy od Assassin’s Creed firma Ubisoft wprowadza wyczekiwane od paru lat zmiany w skostniałej formule serii. Czy Origins faktycznie jest rewolucją? Podejmujemy się wstępnej oceny po 4 godzinach spędzonych w otwartym świecie.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Assassin's Creed Origins – najlepsza gra w historii tej serii?
- starożytny Egipt w czasach Kleopatry;
- wielki, otwarty świat;
- nowy, wymagający system walki;
- mocno RPG-owa mechanika;
- rozbudowana główna fabuła;
- dużo odniesień do pierwszego Assassin’s Creeda;
- początki zakonu skrytobójców.
Od premiery pierwszej gry z serii Assassin’s Creed minęło już prawie dziesięć lat. W tym czasie odwiedziliśmy Bliski Wschód, renesansowe Włochy, byliśmy świadkami powstawania Stanów Zjednoczonych, a dwa lata temu dbaliśmy o zachowanie porządku i równowagi w wiktoriańskim Londynie. Zmiany wprowadzone w nadchodzącym za niecały miesiąc Origins są najodważniejszym krokiem, jaki Ubisoft wykonał w ciągu ostatniej dekady. Na pokazie zorganizowanym w Londynie miałem okazję spędzić prawie 4 godziny z najnowszą odsłoną AC i choć jeszcze za wcześnie na ostateczny werdykt, jedno jest pewne: Assassin’s Creed Origins to sprytna mieszanka rewolucyjnych zmian z masą rozwiązań dobrze znanych z serii.
Assassin’s Creed RPG
Jeśli czytaliście nasze poprzednie wrażenia z gry lub oglądaliście materiały publikowane przez wydawcę, doskonale wiecie, że najważniejsze zmiany wprowadzone w Origins to otwarty, żyjący świat oraz przebudowany system walki, ekwipunku i rozwoju postaci. Innymi słowy, najnowsza produkcja z cyklu ma na celu stanie się podręcznikowym przykładem współczesnego action RPG, co wstępnie oceniam jako eksperyment udany – nawet jeśli sporo rozwiązań widzieliśmy już u konkurencji.
Nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że otwarty świat Origins to przemyślane połączenie eksploracyjnego ogromu Skyrima z mnogością pobocznych zajęć z Dzikiego Gonu, a wszystko to zaserwowane w sposób – nie bez powodu – kojarzący się z Black Flag. Oznacza to tyle, że przestrzeń, którą przemierzamy, jest ogromna i jednocześnie wypełniona aktywnościami. Część z nich zaznaczono na mapie odpowiednimi ikonami, ale często zdarzało mi się przypadkowo trafić na coś do roboty, kiedy zmierzałem do ustawionego przez siebie znacznika. To wszystko urozmaicone jest generowanymi losowo wydarzeniami, jak chociażby pościgi na rydwanach z użyciem łuków, w które możemy się włączyć.
Historia przedstawiona w Assassin’s Creed Origins ma skupić się na osobistej podróży Bayeka, który w uniwersum gry stanowi jeden z ostatnich symboli wymierającego starożytnego świata. Choć protagonista jest na pewno unikatowy dla serii, to jeśli miałbym szukać porównania, postawiłbym go gdzieś obok Connora – bohatera Assassin’s Creed III. Przy czym Bayeka cechuje zdecydowanie większe poczucie humoru od Ratonhnhake:tona.
Nie jest to podejście, jakiego jeszcze w grach nie widzieliśmy – nie bez przyczyny przyrównuję całość do ostatniego The Elder Scrolls czy Wiedźmina 3 – ale jest to znaczna zmiana w całej serii i w ciągu prawie 4 godzin, które spędziłem z grą, nie dopadło mnie uczucie znużenia wynikające z pewnej powtarzalności, co było częstą przypadłością poprzednich odsłon Assassin’s Creed. Pocieszający wydaje się fakt, że wiele misji pobocznych otrzymało swoje konkretne zaplecze fabularne, a część z nich nie jest oderwanym od reszty questem, tylko raczej kilkuzadaniowym ciągiem fabularnym, dzięki któremu możemy nabrać emocjonalnego stosunku do przypadkowego NPC.
Nie obyło się oczywiście bez wypełniaczy – na mapie znajdują się chociażby rejony będące pozostałościami wioski, gdzie do znalezienia jest jakiś losowy skarb; są też legowiska zwierząt, w których nie natrafimy na nic poza zwykłymi przedstawicielami gatunku oraz jednym „minibossem”. O ile kolejne etapy będą prezentować podobny poziom, to wypełnienie świata zadaniami trzeba będzie zaliczyć na plus.
AUTOMATYCZNY ASASYN
Coraz więcej gier z otwartym światem stara się stosować pewną automatyzację zwiedzania. O ile nie chcemy korzystać z szybkiej podróży, możemy przemieszczać się za pomocą konia lub wielbłąda. W Origins wprowadzono mechanikę automatycznej podróży do ustawionego na mapie znacznika, co wymaga od nas jedynie kilkusekundowego przytrzymania przycisku, a nie trzymania go ciągle, jak chociażby w Wiedźminie 3. Mam jednak nadzieję, że do momentu premiery całość zostania usprawniona, ponieważ zdarzało się jeszcze, że mój wierzchowiec wybierał kompletnie niezrozumiałą drogę do celu lub blokował się na jakimś elemencie otoczenia.