Graliśmy w Get Even – gatunkowy miks z naciskiem na odkrywanie historii
Czym jest nowa produkcja studia The Farm 51? Po trzygodzinnej sesji z grą Get Even tak naprawdę nadal niewiele można o niej powiedzieć z pełnym przekonaniem. To produkcja z pogranicza kilku gatunków.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Get Even – Splinter Cell spotyka Władcę marionetek
Artykuł powstał na bazie wersji PC.
- mieszanka gry eksploracyjnej, skradanki, FPS-a i horroru autorstwa studia The Farm 51;
- głównym bohaterem jest Cole Black, najemnik, który w niewyjaśnionych okolicznościach trafia do opuszczonego szpitala psychiatrycznego;
- bardzo skomplikowana fabuła, łącząca elementy thrillera, surrealizmu oraz mrocznego science fiction;
- stosunkowo niewiele akcji – rozgrywka skupia się przede wszystkim na odkrywaniu historii;
- rewelacyjna oprawa dźwiękowa i nieszczególnie imponująca grafika, stworzona z wykorzystaniem techniki fotogrametrii.
Niedawno miałem okazję spędzić parę godzin w siedzibie zespołu The Farm 51 w Gliwicach, testując zapowiedziane na maj Get Even. W tym czasie zdołałem przejść całkiem spory kawałek fabuły i wypróbować większość mechanizmów rozgrywki. I wiecie co? Pytanie we wstępie tego tekstu wcale nie znalazło się tam bez powodu: nadal chciałbym się dowiedzieć, czym tak naprawdę jest Get Even.
To produkcja, która zgrabnie wymyka się wszelkiemu zaszufladkowaniu. Trudno nawet zdefiniować, jaki to gatunek! Nowe dzieło The Farm 51 to coś z pogranicza niewielkich gier niezależnych i tych z nieco wyższym budżetem, a przy tym połączenie skupionego na eksploracji symulatora chodzenia, pierwszoosobowej strzelanki, skradanki i horroru… Tu właśnie pojawia się pierwszy i według mnie podstawowy problem Get Even: żaden z tych elementów nie przeważa bardzo wyraźnie, przez co produkcji brakuje jakiegoś wiodącego motywu, mocniejszej tożsamości. Tak jak inne tytuły często nie mają na siebie pomysłu, tak ten dotknęła w tym aspekcie swoista klęska urodzaju: idei jest parę, ale żadna z nich nie gra pierwszych skrzypiec. Chociaż kto wie, może okaże się to siłą polskiej produkcji?
Kim jesteśmy, dokąd zmierzamy
Na tę chwilę Get Even robi wrażenie gry wyłącznie na jedno podejście – nie ma tu żadnych dodatkowych trybów czy multiplayera. Ale dla tych, którzy będą chcieli jak najdokładniej poznać historię Cole’a Blacka, przygotowano specjalny pokój – swoisty pałac pamięci głównego bohatera. Będzie w nim można powrócić do poszczególnych etapów i przeszukać je staranniej, by odnaleźć wszelkie notatki czy dowody pominięte za pierwszym razem.
Głównym motorem napędowym staje się więc automatycznie fabuła. Wojciech Pazdur, dyrektor kreatywny projektu, nie ukrywa zresztą, że zespołowi zależało na napisaniu skomplikowanego, wciągającego scenariusza, który byłby podstawą klimatycznej przygody. I rzeczywiście, świat został tu zbudowany naprawdę pieczołowicie: co rusz trafiamy na notatki, wycinki gazet czy zdjęcia, które wnoszą nowe informacje. Sama historia zawiera elementy mrocznego thrillera i science fiction: wcielamy się w najemnika Cole’a Blacka, który po fiasku jednej ze swoich misji ląduje z amnezją w opuszczonym, wydawałoby się, szpitalu psychiatrycznym.
Więcej na temat fabuły zdradzać nie mam zamiaru, bo i sam nie jestem niczego do końca pewien. Widzicie, oto kolejny problem z Get Even: tak jak rozgrywka stanowi miks mechanik z różnych gatunków, tak scenariusz to miszmasz wątków, które mają zamącić graczowi w głowie. I o ile jestem miłośnikiem tego typu zagrywek, historia w najnowszym dziele The Farm 51 wydaje się tak zagmatwana, że w pewnym momencie zaczyna męczyć.
W Get Even widać wyraźną inspirację najmroczniejszymi thrillerami. Czy ta filmowość sprawdza się w grze?
Nawet jeśli CornerGun wygląda nieporęcznie, to uwierzcie: nie chcecie trafić w środek intensywnej strzelaniny bez tego wynalazku.
Po trzech godzinach gry (całą fabułę według twórców da się poznać w ciągu około dziesięciu) nadal nie miałem pojęcia, kim jest mój bohater, co robi, dlaczego wylądował we wspomnianym szpitalu i kto cały czas do niego mówi. Nie pomagały znajdowane notatki i dowody – wręcz przeciwnie, cały czas na horyzoncie pojawiały się nowe wątki, potencjalnie powiązane z głównym. To ciekawy eksperyment narracyjny, tym bardziej imponujący, jeśli wszystkie te elementy połączą się w końcu w sensowną całość. Pytanie tylko, jak wiele osób przebrnie przez pierwsze parę godzin, podczas których scenarzyści serwują same zagadki i żadnych odpowiedzi.