autor: Przemysław Zamęcki
Graliśmy w Resident Evil VII: Beginning Hour – horror jak się patrzy - Strona 2
Seria Resident Evil w ostatnich latach wiele straciła w oczach fanów. Survival horror zmienił swoje oblicze i z każdym kolejnym wcieleniem coraz bardziej stawał się strzelaniną. Czy najnowsza wolta Capcomu przywróci cyklowi dawny blask?
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Resident Evil VII: Biohazard – horror potwornie doskonały
- widok z perspektywy pierwszej osoby;
- demo Beginning Hour nie jest powiązane z RE7 i nie odzwierciedla kształtu rozgrywki w pełnej wersji tytułu;
- grę będzie można przejść od początku do końca, korzystając z okularów PlayStation VR.
Mimo że od jakiegoś czasu w sieci krążyły plotki o pracach Capcomu nad siódmą częścią serii Resident Evil, trudno było ukryć zaskoczenie w trakcie pokazu gry na konferencji Sony podczas targów E3 2016. Z dwóch powodów. Pierwszym z nich jest nieodległa data premiery, wyznaczona na styczeń przyszłego roku. Oczywiście, o ile nie zdarzy się żadna obsuwa, do czego jako gracze już dawno przywykliśmy. O wiele większym szokiem dla fanów był jednak sposób prezentacji akcji. Capcom postanowił porzucić widok z kamery umieszczonej za plecami bohatera i zaserwować rozgrywkę z perspektywy pierwszej osoby. Zademonstrowano zwiastun i fragment gameplayu z dema zatytułowanego Beginning Hour, które po bardzo krótkim czasie pojawiło się w tej samej formie w cyfrowym sklepie PlayStation jako bonus dla osób opłacających abonament. Czym prędzej uruchomiłem więc konsolę i już wkrótce na kilkadziesiąt minut trafiłem do mrocznego domostwa, w którym w nieświeżej zupie taplały się wielkie karaluchy, w kątach przedsionka leżały połówki poćwiartowanych krowich zwłok, a zewsząd co chwilę dochodziły głuche, tajemnicze odgłosy. Horror jak się patrzy.
W Beginning Hour zadaniem gracza jest wydostanie się z domu. W tym celu trzeba przeszukać wszystkie pokoje i odnaleźć kilka przedmiotów. Twórcom dema udało się stworzyć kapitalny klimat, dzięki któremu chwilami po plecach potrafią przejść ciarki. Eksploracji towarzyszy świetna grafika, a szczególną uwagę warto zwrócić na oświetlenie. W zniszczonej kuchni przez uszkodzone żaluzje przedostaje się poświata dnia, nadając wnętrzu złowrogi wygląd. Tych kilka dostępnych pomieszczeń wprowadza odpowiedni nastrój grozy, dzięki któremu na chwilę zapominamy, że to przecież kolejna część survivalowej serii, w której trupy walają się tu i tam w hurtowych ilościach. Ideał psuje parę klisz, których twórcy nie potrafili sobie odmówić. Jest więc kaseta wideo, podczas oglądania której na kilka minut wcielamy się w operatora kamery (to akurat całkiem fajny patent), są samobieżne manekiny pojawiające się nagle za plecami, są też podwieszone pod sufitem zabawki przywodzące na myśl filmy z serii Blair Witch Project. Całość prezentuje się jednak bardzo solidnie i wprowadza nieco świeżości do trochę zużytej już marki. A właściwie wprowadzałaby, gdyby nie pewien problem.
Otóż Beginning Hour nie odzwierciedla tego, co zobaczymy w pełnej wersji gry. Jest to zupełnie oddzielna historyjka, z bohaterem i wydarzeniami niemającymi nic wspólnego z właściwym Resident Evil VII. Coś w rodzaju tego, czym miało być demo P.T. dla gry Silent Hills (która – jak wiemy – została skasowana z powodu wybryków Konami). Próba pokazania, w jakim mniej więcej kierunku Capcom poszedł, ale niezupełnie adekwatna do tego, co zobaczymy w finalnym produkcie. „Chcieliśmy oddać atmosferę horroru (…), ale to nie znaczy, że to, co widzisz w tym małym teaserze, jest tym, co zdominuje całą grę” – mówi w rozmowie z serwisem PC Games Masachika Kawata, który pełni funkcję producenta w projekcie Biohazard. Wtóruje mu reżyser, Koshi Nakanishi: „Demo bardziej zapowiada ton, w jakim będzie utrzymana gra, niż pokazuje to, co trafi do jej pełnej wersji. To raczej skrojony na miarę zestaw doświadczeń, jednak niedemonstrujący wprost tego, co znajdzie się w grze”.