Graliśmy w SEVEN: The Days Long Gone – polskie RPG czerpie garściami z serii Thief i Assassin's Creed
Ostatnie kilka lat to wysyp klasycznych RPG w rzucie izometrycznym. IMGN.PRO poszło jednak o krok dalej i postawiło na unikalną konstrukcję świata i system poruszania się, któremu bliżej do Mirror’s Edge niż Baldur’s Gate.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Seven: The Days Long Gone – RPG inne niż wszystkie
Artykuł powstał na bazie wersji PC.
- RPG w rzucie izometrycznym;
- otwarty, postapokaliptyczny świat;
- nieliniowa fabuła;
- zręcznościowa mechanika poruszania się z użyciem parkouru;
- główny bohater jest złodziejem.
Człowiek trafia do kolonii karnej, w której ma do wykonania zadanie. Po kilku minutach da się zauważyć górników, rozbijających skały w pył w celu wydobycia drogocennego materiału. Zaraz, zaraz... czy to na pewno ta historia? Pomimo wszelkich podobieństw do Gothica nie mamy do czynienia z kalką kultowego dzieła studia Piranha Bytes. Przed sobą mamy za to jedno z najbardziej intrygujących RPG w rzucie izometrycznym, jakie dane mi było w ciągu ostatnich kilku lat ogrywać. Zespół Fool’s Theory pod przewodnictwem Jakuba Rokosza, byłego projektanta questów z CD Projekt RED, pracuje właśnie w ścisłej kooperacji z IMGN.PRO nad SEVEN: The Days Long Gone. Po tym, co twórcy ci mieli do pokazania tuż przed wyjazdem na imprezę PAX East do Bostonu, pozostałem z ogromnym niedosytem. Ja. Chcę. Więcej.
Skoro to jednak nie jest Górnicza Dolina, wypada powiedzieć kilka słów na temat miejsca akcji. SEVEN zabiera nas do Imperium Vetrall, największej siły istniejącej w świecie gry. Mocarstwo to powstało na ruinach dawno zniszczonej cywilizacji. „To jest świat jakieś tysiąc lat po apokalipsie. Przed tym tragicznym wydarzeniem ludzie byli niezwykle rozwinięci technologicznie. Ostatecznie ludzkość cofnęła się tak naprawdę do średniowiecza, ale wciąż natrafia na ruiny tej upadłej cywilizacji, które wygrzebuje z ziemi i próbuje wykorzystywać” – podkreśla Łukasz Kubiak z IMGN.PRO. By nie zdradzać zbyt wiele, żaden z twórców nie chciał wskazywać przyczyn takiego stanu rzeczy, jednak każdy obiecał, że gra wszystko wyjaśni.
Grę otwiera prolog, którego jednak nie było mi dane zobaczyć. Zamiast tego rozpocząłem rozgrywkę w momencie, kiedy główny bohater o imieniu Teriel szedł skuty kajdanami w grupie innych więźniów. To tutaj, na wyspie Peh, która jest kolonią karną, rozpoczynamy przygodę od przejścia przez punkt kontrolny i dotarcia do miasta Lewmer, skąd wyruszamy do pierwszej dużej lokacji o nazwie Mortbane. Wszystko jest oczywiście fabularnie wyjaśnione – w prologu nasz bohater podejmuje się pewnego zlecenia do wykonania właśnie w kolonii karnej, w którym tkwi jednak pewien haczyk. W wyniku rozpoczęcia owej misji z Terielem na stałe związany zostaje demon Artanak, siedzący w głowie protagonisty. Kim dokładnie jest ta istota i czego od nas chce, dowiemy się zapewne już z samej gry. Obecność demona to jednak nie tylko udręka – to właśnie dzięki niemu mamy dostęp do pewnych zdolności, które niezwykle przydają się w złodziejskiej sztuce. Przykładowo przytrzymanie odpowiedniego przycisku aktywuje zmysły demona, dzięki czemu czas mocno zwalnia i możemy rozejrzeć się po okolicy. W trybie tym podświetlone są wszystkie przedmioty, z którymi da się wejść w interakcję, możemy także zobaczyć zasięg wzroku strażników, co pozwala bezpiecznie zaplanować dalsze posunięcia.