autor: Piotr Deja
No One Lives Forever 2: A Spy in H.A.R.M.'s Way - test przed premierą - Strona 2
No One Lives Forever 2: A Spy in H.A.R.M.'s Way to jak sam numer w tytule wskazuje, sequel przygodowej gry akcji utrzymanej w tradycji filmów szpiegowskich z lat 60-tych – The Operative: No One Lives Forever.
Przeczytaj recenzję No One Lives Forever 2: A Spy in H.A.R.M.'s Way - recenzja gry
Po brutalnym wyrwaniu przesyłki z rąk przerażonego listonosza, czym prędzej uwolniłem płytkę z jej foliowego więzienia i jak najszybciej wrzuciłem na uniwersalną podstawkę do kawy, którą niektórzy niesłusznie nazywają cedekiem. W chwilę potem po włączeniu gry zostałem przywitany świetną muzyką – trochę szpiegowską, trochę zabawną, znakomicie komponującą się z żółto – pomarańczowym menu, pełnym wypuszczanych przez kursor bąbelków... Na górze natomiast napis dumnie głosił - No One Lives Forever 2: A Spy in H.A.R.M.’S Way, a główna bohaterka – Cate Archer – właśnie opuszczała ekran zalotnie trzepocząc rzęsami. Tak, nikt nie żyje wiecznie. Pani Archer także nie. Lecz wystarczająco długo, aby firma Monolith mogła wydać drugą część jej przygód.
Dla niezorientowanych – wersja testowa opisywanej przezeń gry to druga część znakomitego FPPa p.t. No One Lives Forever. Tytuł iście kojarzący się z filmami z Bondem, i co najlepsze, tak też wyglądała gra. Ukryte gadżety, dużo uzbrojenia, ciekawe lokacje i co najważniejsze – humor, dawały wiele godzin rozrywki. Po więcej szczegółów zapraszam do recenzji, ja natomiast skupię się na kontynuacji tegoż hitu.
Wsłuchując się w klimatyczną muzę jak zwykle na dobry początek zabrałem się za opcje. I tu poważne uchybienie ze strony twórców – za cholerę, pomimo wszelkich starań, nie mogłem ustawić konfiguracji myszy. Z tego co wiem (bo w poprzedniego NOLFa nie grałem) wcześniej też nie można było tego zrobić, lecz tam przynajmniej lewy przycisk myszki oznaczał strzał, prawy natomiast – użycie (a co z leworęcznymi graczami?). Tutaj jednak ani lewy, ani prawy nie oznacza absolutnie nic, mysz służyła mi tylko do rozglądania się. A może to mój egzemplarz gryzonia był jakiś feralny? (w co wątpię, bo z tego rodzaju problemem spotkałem się pierwszy raz). Skończyłem strzelając za pomocą spacji – nie muszę chyba mówić, iż komfort grania znacznie to obniżyło :(.
To, co zbiło mnie z nóg, po ciągnącym się w nieskończoność ładowaniu gry (o tym za chwilę), to grafika. Jest przepiękna! Nawet po wyłączeniu niektórych opcji i graniu w marnym 800x600 (na tyle tylko niestety pozwalał mi mój „ukochany” komputer) ludzie wyglądali jak żywi, a ich ruchy były bardzo naturalne – śmiem stwierdzić, iż w wyższych rozdzielczościach (np. 1280x960) i na naprawdę mocnym sprzęcie, nie będzie można odróżnić wnętrza monitora i bohaterów tam przedstawionych od wnętrza własnego pokoju i przemiłych, zaganiających nas do nauki rodziców! Nic dziwnego zresztą – NOLF2 powstał na silniku LithTech 3 „Jupiter”, a ten oferuje naprawdę spore możliwości, od realistycznie ukazanej mimiki twarzy, poprzez fenomenalne warunki pogodowe (śnieg, deszcz), aż po wielo-polygonowe modele wraz ze świetnym oteksturowaniem. Właściciele potężnych maszyn rzędu 2 GHz, 256 MB RAMu i co najmniej GeForce’a 2 lub 4 z 64 MB na pokładzie mogą z dzikim uśmiechem zacierać ręce. Pozostali niech lepiej te same ręce wykorzystają do jakiejś pracy – żeby móc kupić odpowiedni dla tej – i, zapewne, wielu kolejno wydawanych – gier komputerowych.