autor: Szymon Liebert
Testujemy Kholat - polski horror i symulator eksploracji... góry
W Bielsku-Białej powstaje horror inspirowany Dear Esther i tajemniczą tragedią sprzed lat. Czego można spodziewać się po Kholacie? Graliśmy, więc możemy udzielić odpowiedzi.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Kholat - tylko dla fanów Dear Esther i Zaginięcia Ethana Cartera
Artykuł powstał na bazie wersji PC.
„Wciśnij dowolny przycisk” – taką informacją powitał mnie ekran główny. Chwilę później znalazłem się na pokrytej śniegiem polanie u stóp sporej góry. Na nocnym niebie wisiał olbrzymi księżyc, a w uszach dudnił mi silny, przeszywający wiatr. Zrobiłem parę kroków – śnieg zaskrzypiał niepokojąco. Nagle kilka metrów przede mną zamajaczyła płonąca istota. Zjawisko trwało ledwie sekundy, ale i tak zdążyło rozpalić moją ciekawość. Co tu się dzieje? Dlaczego widzę takie rzeczy? No i przede wszystkim – czym jest Kholat, horror zapowiedziany jeszcze w 2013 roku, ale wciąż pełen niewiadomych?
Po odpowiedź na to pytanie udaliśmy się do Bielska-Białej, gdzie miałem okazję przejść powyższy fragment i wiele innych scen z gry. Tutaj też spotkałem się z ekipą IMGN.pro, miejscową firmą wydawniczą i od niedawna deweloperską (mającą na koncie chociażby wydanie Euro Truck Simulatora 2 i Spintires). Pierogi, kwaśnica, łosoś i wódka – tym producenci poczęstowali mnie i kilku innych polskich oraz zagranicznych dziennikarzy w lokalnej karczmie. Niestety, przybyłem na pokaz samochodem, więc musiałem zrezygnować z napitku. Dzięki temu miałem jaśniejszy umysł przed wyruszeniem w góry i powiem wam jedno: w tych górach dzieją się dziwne rzeczy.
Fikcja z cząstką historii
Warto zacząć od tego, co już prawdopodobnie wiecie – Kholat nawiązuje do pewnej tajemniczej tragedii sprzed lat. Chodzi o wydarzenia, jakie miały miejsce w północnej części Uralu, gdzie w 1959 roku odnaleziono zwłoki dziewięciu radzieckich alpinistów z grupy dowodzonej przez niejakiego Diatłowa. Do dzisiaj nie wyjaśniono, co się z nimi stało, chociaż teorii na ten temat jest wiele. Tak naprawdę nie musicie sobie nimi zawracać głowy, bo autorzy przypominają najważniejsze informacje w krótkim wprowadzeniu. Co istotniejsze, interesują ich bardziej legendy i mity, jakie narosły wokół tak zwanej Przełęczy Diatłowa, niż próba odkrycia prawdy. Ostatecznie znajdziemy tu opowieść w opowieści – inne, poboczne wątki, ukryte gdzieś pomiędzy wierszami. Być może okażą się one ciekawsze od samego gdybania, co takiego miało wówczas miejsce.
Wróćmy jeszcze na chwilę do owej feralnej wyprawy z 1959 roku. Zastanawiałem się, jak autorzy podejdą do historycznego tła, nie tylko w kontekście próby ujawnienia „prawdziwego” przebiegu zdarzeń. „To nie jest gra dokumentalna” – wyjaśnił mi w rozmowie Łukasz Kubiak, scenarzysta i współwłaściciel IMGN.pro. Producent dodał, że pewne sytuacje i lokacje powstały na bazie prawdziwych odpowiedników, ale poza tym tytuł stanowi czystą fikcję. Szybko się o tym przekonałem, zagłębiając się coraz bardziej w lokalnym folklorze, pełnym mistyki, okultyzmu i wyjątkowo niebezpiecznej żółtej mgły...
Chodzenie i uciekanie
Zaczęło się przyziemnie – od chodzenia. IMGN.pro nie kryje, że inspiracją dla Kholata jest Dear Esther. W grze bielszczan przedzieramy się przez kolejne sekcje mapy, szukając ciekawych miejsc, słuchając wypowiedzi narratorów i przede wszystkim czytając notatki. Tych będzie kilkadziesiąt, w tym szesnaście głównych, składających się na centralny wątek fabuły. Teksty znajdują się w mniej lub bardziej ukrytych miejscach i często inicjują pewne wydarzenia. Jak na przykład pojawienie się wspomnianych oparów.
Natknąłem się na nie, gdy udało mi się odnaleźć pradawną salę tronową z rogatym szkieletem na tronie. Po odczytaniu ukrytej wiadomości szkielet się rozsypał, a do pomieszczenia zaczęła sączyć się żółta mgła. Gra nie podaje zbyt wielu podpowiedzi, ale w tym przypadku nie były one potrzebne. Jako osoba, która przeżyła na Śląsku ponad trzydzieści lat, wiem dobrze, że wyziewów o niepokojącym kolorze należy się wystrzegać jak ognia. Zacząłem uciekać wzdłuż stoku, omijając inne zagrożenia – w tym spadające głazy. Wystarczyło zatrzymać się na moment i mgła dopadała gracza – z mroku wyłaniała się wtedy dziwna widmowa sylwetka z pazurami i złymi zamiarami. Na szczęście sama ucieczka problemu nie sprawiała, więc szybko dotarłem do bezpiecznego obozu z rozpalonym ogniskiem.
W grze usłyszymy czterech różnych narratorów. Głos co najmniej jednego z nich zabrzmi znajomo – autorom udało się zaprosić do współpracy Seana Beana, znanego z wielu kultowych filmów i seriali (Władca Pierścieni, Gra o tron). Beanowi przypięto łatkę aktora, wcielającego się w postacie, które często są uśmiercane. Ciekawe, jak bohater z jego głosem poradzi sobie w trudnych górskich warunkach.