autor: Luc
6 powodów, dla których warto czekać na grę Mad Max od twórców Just Cause - Strona 5
Mad Max to kinowa legenda, która ma szansę przeżyć drugą młodość. Efektowna, szalona akcja oraz bardzo oryginalny świat zapewniły serii ogromny sukces 30 lat temu – teraz deweloperzy ze studia Avalanche próbują przenieść atuty filmu do świata gier wideo.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Mad Max - postapokaliptyczny symulator zbierania złomu
Postapokaliptyczne klimaty obecnie nikogo specjalnie nie szokują, ale nie zawsze tak było. Współczesna wizja rzeczywistości po nuklearnej wojnie w dużej mierze opiera się na tym, co swego czasu mogliśmy zobaczyć na kinowych ekranach, a prym wiodła wówczas właśnie trylogia Mad Max. Powstała na przełomie lat 70. i 80. nie była wprawdzie pierwszym dziełem poruszającym tę tematykę, ale to właśnie filmy z Melem Gibsonem rozpowszechniły ideę Pustkowi, którą podłapali inni reżyserzy... oraz twórcy gier wideo. Zaskakujące w tym wszystkim jest to, że mimo ogromnej popularności przygody Maxa Rockatansky’ego nie doczekały się zbyt wielu konwersji na komputery czy konsole, a jeśli już podejmowano jakieś próby, zwykle kończyły się one w mało spektakularny sposób. O grach na podstawie świata wykreowanego przez George’a Millera nikt dziś nie pamięta, ale niedługo może się to zmienić. Choć po zapowiedziach w 2013 roku produkcja określana po prostu jako Mad Max wzbudziła ogromne nadzieje, na pewien czas słuch o niej całkowicie zaginął. Wraz ze zbliżającym się zmartwychwstaniem filmowej serii (Mad Max: Na drodze gniewu zawita do kin już w maju) rozpędu nabrała także promocja samej gry. Okazuje się, że pomysłu nie tylko nie zarzucono, ale całość zapowiada się wręcz lepiej, niż moglibyśmy się spodziewać. Dzięki dziennikarzom Game Informera, którzy rozmawiali niedawno z twórcami z Avalanche Studios, dowiedzieliśmy się wielu niezwykle interesujących szczegółów.
SKĄD SIĘ WZIĄŁ MAD MAX?
W nadchodzącą wielkimi krokami produkcję zapewne nigdy byśmy nie zagrali, gdyby nie zapoczątkowana ponad 30 lat temu filmowa seria. O co jednak w ogóle chodziło w kinowej trylogii? W pierwszej części, która ukazała się w 1979 roku, Max Rockatansky jest policjantem – mimo że postapokaliptyczna rzeczywistość nie należy do najbardziej przyjaznych, wykonuje swoją pracę wzorowo, regularnie chwytając przestępców. Podczas jednego z pościgów za niejakim Night Riderem (liderem miejscowego gangu) dochodzi jednak do okropnego wypadku, w którym opryszek ginie na miejscu. Jego pobratymcy w akcie zemsty najpierw zabijają przyjaciela Maxa, a gdy ten ostatni próbuje porzucić służbę i stara się nie pakować więcej w kłopoty – także jego rodzinę. Nie zastanawiając się długo, Rockatansky postanawia pomścić śmierć bliskich i wyeliminować tych, którzy zrujnowali mu życie. Po osiągnięciu celu przekonuje się jednak, że wciąż nie przyniosło mu to ukojenia i decyduje się wyruszyć w nieznane – o jego kolejnych przygodach opowiada drugi, jak się okazało, jeszcze bardziej udany film, wyprodukowany już dwa lata później. Sequel, noszący nazwę Mad Max II: The Road Warrior, skupiał się na dalszym rozprawianiu z panoszącymi się na Pustkowiach gangami – tym razem główny bohater mierzył się z grupą kierowaną przez Lorda Humungusa, która regularnie terroryzowała ludność zamieszkującą okolice jednej z ocalałych rafinerii. Film zrealizowano z jeszcze większym rozmachem, a że zdobył wielkie uznanie fanów pierwszej części, zachęciło to twórców do stworzenia trzeciej odsłony, zatytułowanej tym razem Mad Max pod Kopułą Gromu. Produkcji tej jednak nie przyjęto już równie ciepło jak jej poprzedniczek. A jak będzie w przypadku kolejnej, czwartej już, odsłony? Na kontynuację czekaliśmy równe 30 lat – Mad Max: Na drodze gniewu pojawi się w kinach jeszcze w tym roku i choć za reżyserię ponownie odpowiada George Miller, a główne role powierzono prawdziwym gwiazdom (m.in. Tom Hardy jako tytułowy bohater), wciąż nie wiadomo, czego spodziewać się po owym powrocie serii.