Sony pokazało świetne gry, w które zagramy... za 2 lata
Po obejrzeniu najnowszej konferencji PlayStation Showcase mam bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony Sony pokazało na niej naprawdę interesujące gry, ale z drugiej ich daty premier to pieśń odległej bądź bliżej nieokreślonej przyszłości.
PlayStation Showcase 2021 oglądaliśmy w redakcyjnym gronie i zgodnie stwierdziliśmy tuż po, że mieliśmy do czynienia z całkiem udaną konferencją Sony. Zapowiedziano nowe tytuły, zaprezentowano gameplay tych już nam znanych, a mowa o markach naprawdę głośnych – czego więc chcieć więcej? Odpowiedź jest prosta – konkretnych terminów bądź dat premier.
Zdaję sobie sprawę, że na pierwszy rzut oka wszystko wygląda niemal wyśmienicie. God of War: Ragnarok wydaje się bez zbędnych kombinacji kontynuować sukces poprzedniej części, i to w iście next-genowym stylu, Insomniac Games oszalało i oprócz Spider-Mana 2 (albo powinienem powiedzieć „Spider-Manów dwóch”) z udziałem Venoma zamierza stworzyć kolejną marvelowską grę akcji – Wolverine’a, zaś plotki o remake’u Star Wars: Knights of the Old Republic okazały się prawdziwe. Jest to więc zestaw pozycji, dla których naprawdę warto rozważyć zakup konsoli PlayStation 5. Sęk w tym, że z decyzją o wyłożeniu pieniędzy nie musicie się za bardzo (jeśli w ogóle) spieszyć.
Zmierzmy się bowiem z bezlitosnymi faktami. Jakże wypasiony trailer nowego God of War nie informuje o dacie premiery, więc musimy wierzyć twórcom, że ich wcześniejsze zapewnienia o 2022 roku (które dawniej dotyczyły przecież roku 2021) będą prawdziwe. Na kolejnego „Człowieka Pająka” możemy czekać nieco ponad rok, ale mogą to być i 2 lata, bo nie ukrywajmy, że termin w postaci liczby „2023” za wiele nie mówi. Nie wspominam już nawet o „Rosomaku”, bo o nim nie wiemy nic – łudźmy się więc, że projekt powstaje równolegle ze Spider-Manem 2. A kiedy spodziewać się odświeżonego KotOR-a? Raczej nieprędko. Obawiam się, że okrągła 20. rocznica wydania oryginału przypadająca na lipiec 2023 roku może nie być w tej sytuacji bez znaczenia.
Nie oznacza to oczywiście, że przez następne miesiące będziemy pozostawieni przez Sony na pastwę losu. Początek przyszłego roku „uświetnią” remastery w postaci Uncharted: Legacy of Thieves oraz – jakże mogłoby być inaczej – GTA5. Nie zabraknie też miejsca dla nowych marek, bo na wiosnę zaplanowano premierę intrygującego Forspoken. Umówmy się jednak – odgrzewane kotlety i zupełnie nowe marki nie mają w sobie na tyle dużej siły przyciągania, by całkowicie usatysfakcjonować grono niecierpliwych graczy, do których należę i ja.
Luty przyniesie ze sobą co prawda Horizon Forbidden West, któremu najpewniej uda się na jakiś czas ponieść na swych barkach ciężar oczekiwań związanych z dziewiątą generacją, ale jest to w mojej opinii bardzo niewdzięczne zadanie. Sony brakuje po prostu w swoim growym arsenale wystarczająco wielu elektryzujących tytułów i mam nadzieję, że to widzicie na podstawie powyższej wyliczanki. Owszem, wyścig zbrojeń trwa, ale PlayStation mocno zwleka z produkcją swoich „nuklearnych głowic”.
Zachowanie Sony wydaje się w sumie dość zrozumiałe. Chcąc wzbudzić w fanach emocje i podzielić się jakimikolwiek zapowiedziami, postawiło na konferencję bogatą w typowo kinowe teasery gier, których gameplay nie ma prawa jeszcze ujrzeć światła dziennego. Liczy się więc przede wszystkim sam fakt istnienia takowych projektów. Szkoda jedynie, że przeczy to wypowiedzianym w 2017 roku w imieniu marki PlayStation słowom ówczesnego wiceprezesa, Michaela Denny’ego, który przyznał się do tego, że zdarzało się firmie za wcześnie zapowiadać niektóre tytuły i taka polityka nie ma dłużej racji bytu. Denny nie pracuje już jednak w Sony, a to wróciło do swoich starych nawyków. To zapewne czysty zbieg okoliczności, ale dość symptomatyczny dla całej sytuacji.
Jak to jednak mawia internetowy „klasyk”: „We will say what time will tell”. Poczekajmy zatem na więcej działań Sony. I tak, wiem, znowu. Ileż można na nie czekać. Rok 2021 w przypadku PlayStation jest bowiem daleki od ideału. Pomimo paru wartościowych tytułów ekskluzywnych pokroju Returnala czy nowego Ratcheta i Clanka oraz powoli znikających problemów z dostępnością PS5 w przyszłość wciąż spoglądamy z pewną niepewnością. Przynajmniej w tę najbliższą, bo sam „prime-time” generacji zapowiada się wybornie.
I celowo nie przywoływałem tym razem do tablicy konkurencji, bo nie chodzi mi o to, kto radzi sobie lepiej, a kto gorzej. Jako klienta niepokoi mnie po prostu niespieszność Sony. Mam więc zwyczajnie nadzieję, że w tej ślamazarności tkwi jakaś metoda bądź zamysł, a nie ślepa wiara w sukces. Bo ten nigdy nie jest z góry zagwarantowany – co to, to nie.
O AUTORZE
Posiadam PlayStation 5 i za wiele na nim nie gram, choć chciałbym to w najbliższym czasie zmienić. Wychodzi jednak na to, że prędzej wezmę się za nadrabianie „eksów” z PS4, niż zacznę cieszyć nowymi tytułami, bo te trudno zauważyć na horyzoncie. Cierpliwość jest jednak cnotą, a The Last of Us Part II leży zakurzone na półce, więc dramatyzować nie zamierzam.