Robin Hood branży gier czy sposób na podbicie rynku. O co chodzi Epic Games?
Od ponad roku przyglądamy się poczytaniom firmy Epic Games i jej, co by nie mówić, spektakularnej próbie przejęcia rynku sprzedaży detalicznej na PC od Valve. Wydaje mi się jednak, że to nie jest ostateczny cel Tima Sweeneya. Tutaj chodzi o coś więcej.
Świat wielkich korporacji to okrutne i bezwzględne miejsce – miejsce, w którym sentymenty i nieprzemyślane ruchy są niedopuszczalne, a strategię planuje się nie na dni czy miesiące, tylko na lata. Nie ulega wątpliwości, że Epic Games, wyceniane już na ponad 17 miliardów dolarów, a w 40% będące własnością chińskiego molocha – Tencenta, dołączyło do tego „szacownego” grona bezdusznych gigantów i na naszych oczach realizuje swoje dalekosiężne plany. Jakie plany, zapytacie?
Jeden silnik, by wszystkimi rządzić
Zacznę od tego, że jedni potępiają działania firmy, oskarżając ją o praktyki monopolistyczne (mowa m.in. o ograniczaniu dostępności wybranych produkcji do „jedynej słusznej” platformy), a inni dosłownie uwielbiają ją za rozdawanie gier oraz wspieranie deweloperów i walkę z wysokimi marżami takich potentatów jak Valve czy Apple. Problem w tym, że w mojej opinii to wszystko to jedna wielka ściema, która ma odwrócić uwagę od długofalowych planów Epica. Planów, w których my, gracze, jesteśmy tylko statystami, biernymi obserwatorami, mającymi dostać swoje „darmówki” i wiwatować ku chwale jedynej słusznej firmy. Walka toczy się nie tyle o platformę cyfrowej sprzedaży gier, co o przyszłość Unreal Engine’u oraz totalne zdominowanie rynku przez rozwiązania technologiczne Tima Sweeneya i spółki.
Czy naprawdę jest o co się bić?
Od wielu już lat na polu silników, zwłaszcza wybieranych przez młodych niezależnych deweloperów, prym widzie Unity. Według badań firmy MarketWatch w 2017 roku udział tej technologii w rynku silników growych wynosił 48%, Epica tylko 13%; z kolei dane dotyczące roku 2019 wskazują, że ponad 50% gier na wszystkich platformach sprzętowych (PC/konsole/mobile) wykorzystywało Unity. Co więcej, szacuje się, że wartość tego segmentu branży w 2024 roku ma wynieść ponad 3 miliardy dolarów, a w 2026 ponad 4 miliardy. Innymi słowy, jest o co walczyć, a Epic nie gra tutaj pierwszych skrzypiec. Gdy przejrzymy odpowiednie fora i grupy, zdamy sobie sprawę, że preferowanym silnikiem dla początkujących deweloperów nadal jest Unity, zwłaszcza w niezwykle dynamicznie rozwijającym się segmencie mobilnym.
Połączmy kropki
Popatrzmy na działania, jakie w ciągu ostatniego roku podjęło Epic Games. Zacznijmy od tego, że rozpoczęło całą kampanię, początkowo przeciwko firmie Valve, związaną z 30-procentową opłatą, jaką ta pobiera od gier sprzedawanych za pośrednictwem platformy Steam. Niedługo później ofensywa ta rozszerzyła się na kolosów świata mobilnego, czyli Apple’a i Google’a, pobierających identyczne opłaty. Według Sweeneya 30% to zdecydowanie za dużo, bo zabija to małe studia, więc w zamian zaoferował alternatywę (na razie na rynku PC) w postaci swojego sklepu, gdzie pobiera tylko 12% – a dodatkowo, jeżeli deweloperzy używają silnika Unreal, „zapomina” o 5-procentowych opłatach licencyjnych. Istny Robin Hood świata gier.
Problem w tym, że 30% to nie wymysł pojedynczych firm, a przemysłowy standard. Jak ładnie podsumował i zweryfikował to serwis IGN, opłaty takie inkasują również m.in. światowi giganci handlu detalicznego, tacy jak Amazon, Best Buy czy GameStop, a także GOG.com, Microsoft i Sony. Tutaj jednak nie widać żadnych ataków ze strony szefa Epic Games. Ba, wręcz przeciwnie. W ostatnim czasie byliśmy nawet świadkami mocnej promocji konsoli PlayStation 5 w wykonaniu Epica. Pamiętacie hasła pokroju „PS5 to arcydzieło projektowania systemów”? O co więc chodzi?
Moim zdaniem o Unreal Engine właśnie. Na konsolach silnik ma błyszczeć technologicznie i przekonać do siebie duże studia, więc zadzierać z Sony czy Microsoftem raczej nie warto. Z kolei w kontekście Steama, App Store’a i Google Playa walka toczy się o wszystkich małych, niezależnych deweloperów, bo to właśnie te platformy od dawna są ich domeną. To tutaj na przestrzeni lat wypływały gry stworzone nierzadko przez jednego czy dwóch zapaleńców i podbijały serca milionów. To właśnie małe studia mają widzieć w Epic Games swojego największego przyjaciela, który wraz ze swoim Unreal Engine’em poprowadzi je ku sławie i bogactwu.
Wiem, że nic nie mogę
Czy to wypali? Czy Epic Games wszystkimi swoimi zabiegami przekona do siebie deweloperów i z upływem lat jego narzędzia zdobędą monopol na proces tworzenia gier? Oby nie, choć to dość prawdopodobny scenariusz; wszak żyjemy już w czasach jedynego słusznego systemu operacyjnego, jedynej słusznej wyszukiwarki internetowej czy jedynego słusznego pakietu biurowego. W pewien sposób pocieszające jest to, że zwykły gracz raczej nie będzie mieć tutaj na nic wpływu, a wszystko rozegra się między wielkimi tej branży. To oni, klasycznie, najpierw pogrożą sobie palcami, potem pójdą pobić się do sądu, a następnie podpiszą zakulisowe umowy i podzielą wszystko tak, jak im pasuje. Nic więc nie skopiemy i żałować nie będziemy. Możemy spokojnie pykać w „darmówki” od Tima w oczekiwaniu na to, co przyniesie jutro.